Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dominika Ożarowska: robię przypały, ale generalnie mnie lubią

Joanna Weryńska
Wojtek Matusik
Z Dominiką Ożarowską, krakowianką, tegoroczną maturzystką, która wydała właśnie debiutancką powieść "Nie uderzy żaden piorun", o tym, dlaczego nie ma czasu chodzić po Plantach i na co przeznaczy pierwsze honorarium autorskie - rozmawia Joanna Weryńska

Robisz coś poza pisaniem? Pytam, bo Twoja książka poraża już samą objętością.
Oglądam filmy, siedzę przed komputerem i śpię.

Ale chyba lubisz czasami połazić sobie po Plantach?
Nie mam na to czasu. Siedzenie przed komputerem i spanie za bardzo mnie absorbuje.

Na co w takim razie planujesz przeznaczyć honorarium za pierwszą powieść?
Na przyszłość. Na przykład wyposażenie mieszkania. Chciałabym mieć kota, projektor i drzewko szczęścia.

Szczęście ci chyba sprzyja. Twoja powieść wywołała prawdziwą burzę. Zbiera różne recenzje. Obok entuzjastycznych pojawiają się nawet opinie, że jest to książka o niczym...
Nie dziwią mnie one ani nie martwią. Spodziewałam się ich. Moja powieść miała taka być. Miała irytować.

Dlaczego?
To wierny portret współczesnych młodych ludzi, choć niekoniecznie znajomych z mojego najbliższego otoczenia. Zimny, obiektywny zapis, bardziej z punktu widzenia obserwatora niż uczestnika. Bohaterowie książki są raczej wyprani z pozytywnych cech, bo tak jest.

Na dodatek znudzeni wszystkim, od Kościoła po rodziców...
Ta sytuacja by się nie zmieniła, gdyby moi bohaterowie chodzili co tydzień na mszę, wierzyli w oświatę i rozmawiali z mamą o swoich miałkich rozterkach. Tylko książka byłaby wtedy niestrawna.

Główna jej bohaterka, Kuka, miała jakiś pierwowzór?
Tworząc ją myślałam o sobie. Podobnie jak ona mieszkam w bloku, w zwyczajnej krakowskiej dzielnicy. Też mam nieciekawy widok z okna prosto na Biprostal, ale na pewno Kuka to nie ja. Ma znacznie mniej ode mnie dystansu do siebie, wpada w różne schematy. Jest pretensjonalna, popada w maniakalne samouwielbienie, ustawia się w opozycji do tego złego, niewrażliwego świata, co jest głupie, bo sama do niego należy. Robiłam to celowo. Bohaterka musi przekonywać jako reprezentantka tego biednego pokolenia.

Twoja powieść liczy sobie ponad 400 stron. Jak chodząc do szkoły znalazłaś czas, żeby pisać?
Pierwotnie liczyła sobie zresztą więcej. Jakieś 140 stron wycięłam. To było bardzo przyjemne. Jej pierwsze fragmenty napisałam jeszcze w wieku około 15 lat, ale poważniejsze prace wykonałam w wakacje zeszłego roku. Akurat nigdzie nie wyjeżdżałam i nigdzie nie wychodziłam. Cały czas siedziałam w domu, oglądałam telewizję i pisałam.

A żeby skończyć zrobiłaś sobie tydzień wolnego od szkoły.
W szkole i tak nic nie robię. Mogłam sobie odpuścić.

Ale maturę masz już w kieszeni?
Trzeba się postarać, żeby nie zdać nowej matury.

Jesteś typem kujona?
Bardziej cwaniarą i oportunistką. Jak najmniej pracy, jak najlepsze wyniki. Nie tylko w szkole.

Czy Twoja rodzina jest już po lekturze?
Mama tak. Odpowiednio ją przygotowałam, że oczywiście bohaterka nie jest mną, jej znajomi nie są moimi znajomymi, powieściowy ojciec nie jest moim ojcem i tak dalej. I że oczywiście nic nie palę i nie piję. Dzięki temu jej odbiór był zupełnie nieosobisty, to mnie cieszy.

Rzeczywiście jesteś taka bez skazy? Zero alkoholu, imprez, papierosów? Nigdy się nie buntowałaś?
Po prostu nie miałam potrzeby. Moi rodzice uznawali moją niezależność. Jestem bardzo z takiego układu zadowolona. Oni byli od zapewnienia bytu. Przecież dzieci i tak robią swoje. I kształtują się w gromadzie. Rodzina jako taki minimodel społeczeństwa się nie sprawdza. Wychowanie zaczyna się dopiero, jak się dostaje w tyłek w przedszkolu. Dla porównania w podstawówce przyjaźniłam się z dziewczyną, którą rodzice "chowali na intelektualistkę". Miała wielkie możliwości, ale w ramach buntu postanowiła zostać głupia. Takie ukierunkowywanie zawsze mija się z celem. Na mnie większy wpływ od rodziców miało starsze rodzeństwo.
Czym się oni zajmują? Też piszą?
Nie. Brat ma własny biznes i didżejuje, a siostra jest dyrektorką szkoły.

A jak na książkę zareagowali Twoi znajomi?
Mam koleżankę, z którą moja relacja jest mniej więcej taka sama, jak dwóch postaci z książki - Kuki i Magdy. U niej jednak czekam w kolejce, bo ma jeszcze kilka innych książek do przeczytania. (śmiech) Poza tym ogólnie wszyscy się cieszą.

Jak określiłabyś swoje miejsce w Twojej paczce znajomych?
Zwykle spada na mnie ciężar inicjowania różnych spotkań. Poza tym często zabieram głos, kiedy nikomu nie chce się rozmawiać. Wszystkich denerwuję, krzyczę na ludzi, jestem męcząca i robię przypały. Ale generalnie mnie lubią.

A nocne maratony filmowe, jak te opisane w powieści, często sobie robicie?
Już nie. Nikt poza mną nie może udostępnić lokum. A moje mieszkanie teraz odpada, bo mama nie mogła przez nas spać. Zresztą kiedyś byliśmy entuzjastami, oglądaliśmy cztery filmy na noc, a teraz jest dobrze, jak nam się uda obejrzeć jeden. Na pierwszy plan wyszło oglądanie czegoś na Youtube i picie.

Soku?
Wódki!

To tak jak paczka znajomych opisana w książce.
Ale to nie ta paczka. W ogóle ludzie ze szkoły plastycznej różnią się od pozostałej młodzieży.

Czym?
Wrednym poczuciem wyższości i dużą tendencją do użalania się nad sobą, choć nie mają większych powodów. To taka irytująca poza.

A gdzie imprezuje młodzież z plastyka?
Kiedyś był B-side. Teraz młodzież z plastyka siedzi w Pięknym Psie lub Łodzi Kaliskiej. Siłą rzeczy też siedzę, ale mnie odpycha artystyczne zadęcie. I zapijaczone dziady. Wolę sobie samotnie chodzić do miejsc, gdzie się gra dobrą muzykę.

Czy pisaniem chcesz się zająć na poważnie?
Nie wiem. Moje plany rzadko kiedy sięgają dalej niż tydzień w przód. Zresztą bliżej mi do wizualnych form wypowiedzi. Nie czuję, żeby język literacki mi wystarczał. W porównaniu z malowaniem czy robieniem zdjęć, które daje mi dużo satysfakcji jeszcze w działaniu, pisanie mnie bardziej męczy. Przyjemność pojawia się wtedy, kiedy wiem, że napisałam dobry kawałek, czyli już po fakcie.

To może teraz czas na Twoją pierwszą wystawę?
Raczej nie. Malarstwo i rysunek rzucam po sześciu latach szkoły plastycznej. Romantyczny gest. Bardzo radykalny. Nie będę się tym zajmować więcej na poważnie. Teraz interesuję się filmem. Zdaję do łódzkiej filmówki.

Ale i tak masz już pomysł na następną książkę.
Chodzi mi po głowie takie "studium wyobcowania" na przykładzie pewnej dwunastolatki na kolonii letniej. Tego jeszcze nie było. Tak dla odprężenia. Bo nie mam tym razem zamiaru porywać się na kolejne 400 stron.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska