https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dominikańskie zbiory kryją królewskie berło?

Łukasz Gazur
Odnalezione złote okucia są podobne do tych zdobiących berło Zygmunta Starego na przedstawiających go dawnych grafikach
Odnalezione złote okucia są podobne do tych zdobiących berło Zygmunta Starego na przedstawiających go dawnych grafikach Fot. Klasztor Dominikanów
Muzealia. To sensacja na ogólnopolską skalę: w krakowskim klasztorze Dominikanów odnaleziono bezcenny zbiór historycznych złotych przedmiotów ukrytych w zakonnym skarbcu zapewne przez o. Adama Studzińskiego.

Na ślad bezcennego zbioru trafiono podczas porządkowania skarbca klasztornego. - W polskiej skali są to rzeczy absolutnie unikatowe - mówi dr Marcin Szyma z Instytutu Historii Sztuki UJ, prowadzący projekt badawczy „Architektura i wyposażenie zespołu klasztornego Dominikanów w Krakowie - od I połowy XIII w. do czasów współczesnych”, w ramach którego przeprowadzana jest inwentaryzacja skarbca klasztoru. - Okazalsze zbiory tego rodzaju ma w Polsce tylko Muzeum Narodowe w Warszawie - dodaje.

W odnalezionym w Krakowie zbiorze znajdują się m.in. złote rzymskie pierścienie zdobione drogimi kamieniami, zausznice, scytyjska szpila ze srebra. Ale prawdziwą sensacją są złote okucia. Trzy grawerowane obiekty wykonane są z kruszcu bardzo wysokiej próby. Inskrypcje na nich to skrót od słów „Sigismundus Primus Dei Gratia Rex Poloniae” („Zygmunt Pierwszy z Bożej łaski król Polski”). Dodatkowo widnieją tam herby Polski (Orzeł) i Litwy (Pogoń).

- To wskazuje, że mamy do czynienia z elementami pochodzącymi z przedmiotu o charakterze reprezentacyjnym, np. mogą to być fragmenty berła królewskiego. Zarówno kruszec najwyższej jakości, jak i grawerunki mogą na to wskazywać. To na razie hipotezy, aczkolwiek znamy takie wizerunki królewskie, na których widnieje berło z elementami przypominającymi te odnalezione - mówi Marcin Ciba, konserwator i kustosz zbiorów oo. Dominikanów. Gdyby hipoteza się potwierdziła, mielibyśmy do czynienia z odnalezionym berłem królewskim. A takich obiektów w polskich zbiorach nie ma.

Do znaleziska przylgnęło już określenie „Skarbu Ojca Studzińskiego”. Określenie to odnosi się do postaci wyjątkowo zasłużonej dla zbiorów dominikańskich. Przez lata o. Adam Studziński, który w latach 70. ukończył studia na Wydziale Konserwacji Dzieł Sztuki krakowskiej ASP, opiekował się cenną kolekcją sztuki. To on znał wszystkie tajemnice tego zbioru. On też poszukiwał zaginionych przedmiotów z kolekcji dominikańskich, np. na wschodnich terenach dawnej Rzeczpospolitej, choćby w okolicach Żółkwi.

Tam miały znajdować się zakopane skarby klasztorne, których dominikanom nie udało się wywieźć po wojnie. - Niezależnie od pochodzenia tych obiektów określenie „skarb” jest trafne. Ojciec Adam Studziński musiał sobie zdawać sprawę z wartości tych obiektów, skoro nawet w ramach dominikańskiego skarbca postanowił je jeszcze ukryć dodatkowo w pancernych skrzynkach. Miał powody, by być nieufnym np. wobec władzy ludowej. Postanowił więc trzymać je w tajemnicy - tłumaczy Marcin Ciba.

Jaką drogą kosztowności trafiły w ręce dominikanów? W czasie wojny mogli je powierzyć zakonnikom arystokraci, którzy w ten sposób próbowali je ratować. Mogły zostać odnalezione przez samego o. Adama Studzińskiego w trakcie jego podróży, w czasie których poszukiwał np. obiektów zakopywanych przez zakonników na wschodzie dawnej Rzeczpospolitej, by chronić je przed władzą sowiecką. Trzy „zygmuntowskie” elementy mogły być darem ostatnich Jagiellonów dla dominikanów. A być może to darowizna króla Zygmunta I Starego, który zaangażował się w zabiegi o kanonizację św. Jacka? Mogła też je podarować królowa Bona (w zbiorach dominikańskich jest przecież np. będący jej darem ornat).

Odnaleziono berło królewskie?
Jest kilka argumentów na poparcie tezy, że trzy złote przedmioty ze zbiorów krakowskich dominikanów to fragmenty ceremonialnych regaliów króla Zygmunta I Starego.

Jeśli dalsze badania potwierdzą hipotezy, które stawiają specjaliści, czeka nas sensacja na ogólnopolską skalę. Może się bowiem okazać, że wśród cennej kolekcji złotych przedmiotów, na jakie trafili podczas inwentaryzacji historycy sztuki z UJ, są fragmenty ceremonialnego berła króla Zygmunta I Starego.

(Nie) tylko szczere złoto

Argumentów za tym, że trzy elementy okucia to część takiego właśnie berła nie brakuje. Po pierwsze, to obiekty wykonane z czystego złota. - Badania przez specjalistów spektrometrem wykazały, że to czysta próbą złota. To rzadkość, która wskazuje, że mamy do czynienia z obiektami, które nie są przystosowane do codziennego użytku i prezentowane były raczej podczas wielkich ceremonii albo miały charakter wotum - tłumaczy dr Marcin Szyma, historyk sztuki z UJ, prowadzący projekt badawczy „Architektura i wyposażenie zespołu klasztornego Dominikanów w Krakowie - od I połowy XIII w. do czasów współczesnych”.

Po drugie, na związki z monarchą z dynastii Jagiellonów wskazują grawerunki. Chodzi o inskrypcję będącą skrótem od słów „Sigismundus Primus Dei Gratia Rex Poloniae” („Zygmunt Pierwszy z Bożej łaski król Polski”). Dodatkowo widnieją tam herby Polski (Orzeł) i Litwy (Pogoń). Są też - ukazane pod arkadami - wizerunki biskupa, arcybiskupa oraz dwóch postaci kobiecych (jedna z nich przypomina znany nam z ikonografii wizerunek królowej Bony).

Po trzecie wreszcie, znamy grafiki pokazujące króla Zygmunta I Starego z berłem, w którym widnieją takie właśnie okucia. - Wzorujący się na pomnikowych przedstawieniach Aleksander Lesser sportretował króla z takim właśnie berłem. Wiemy zresztą o tym, że figura Zygmunta I Starego nagrobna w Kaplicy Zygmuntowskiej berło „trzymała”. Mamy też w materiałach źródłowych potwierdzenie, że władca był w posiadaniu takich obiektów, które później przeszły na własność skarbu Rzeczpospolitej - tłumaczy Marcin Ciba, konserwator i kustosz kolekcji dominikańskiej.

Skarb Ojca Studzińskiego

Jeśli to się potwierdzi, mamy prawdziwą sensację. Pamiętajmy, że po tym, jak Prusacy przetopili insygnia polskich władców, z regaliów królewskich pozostał nam Szczerbiec. Jest jeszcze berło królewskie, złożone na Jasnej Górze, które jednak budzi dyskusje wśród specjalistów - większość z nich twierdzi dziś, że to raczej XIX--wieczna kopia.

Gdyby jednak nie udało się potwierdzić tezy, iż złote elementy, na które trafiono, pochodzą z regaliów królewskich, to zbiór ten i tak pozostaje jednym z najcenniejszych w Polsce, gdy idzie o kolekcję biżuterii z czasów późnorzymskich i wczesnośredniowiecznych. Ustępuje tylko kolekcji warszawskiego Muzeum Narodowego. Złote pierścienie rzymskie kameryzowane, zausznice, szpila scytyjska srebrna, brązowa figurka pantery, będąca być może uchwytem jakiegoś naczynia - cennych obiektów w tych zbiorach nie brakuje.

Ciekawy jest też sam moment znalezienia przedmiotów. Podczas badań skarbca dominikańskiego natrafiono na pancerne skrzynki. Nikt nie wiedział, co się w nich znajduje. Wcześniej bowiem znajdowały się pod opieką o. Adam Studzińskiego, który przez kilkadziesiąt lat nadzorował zbiory klasztorne. Po rozwierceniu zamków oczom specjalistów ukazały się przedmioty ze złota. - Nie wiemy dokładnie, jak ą drogą trafiły one do zbiorów klasztornych - tłumaczy Marcin Ciba.

- O. Adam Studziński nikomu o nich nie opowiadał. Prawdopodobnie chciał je chronić przed zakusami komunistycznej władzy. Póki co nie wiemy, czy to królewski dar, czy trafił do nas przez poszukiwania na wschodnich terenach dawnej Rzeczpospolitej, prowadzonych przez o. Adama, czy został odnaleziony przez niego podczas prac badawczych prowadzonych w naszym klasztorze - dodaje kustosz dominikańskich zbiorów, który odnalezioną kolekcję już ochrzcił mianem Skarbu Ojca Studzińskiego.

Eksponat do muzeum

Dominikanie planują utworzenie muzeum. W nim mogłyby być prezentowane cenne zbiory.

- Złożyliśmy dwa wnioski o częściowe dofinansowanie do Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa na realizację pierwszego, konserwatorskiego remontu przestrzeni magazynowej i muzealnej, wycenionego na 2,7 mln zł. Niestety, SKOZK nie uznał go za wystarczająco wartościowy projekt. Dostaliśmy zdecydowanie mniej pieniędzy niż wnioskowaliśmy. Mimo zabezpieczenia w budżecie klasztoru środków na ten cel, który miał być naszym wkładem własnym, nie jesteśmy w stanie zrealizować go samodzielnie. A bez prowadzenia tej inwestycji całościowo przestaje mieć ona sens - tłumaczy dominikanin o. Lucjan Sobkowicz, syndyk konwentu. - Ale nie ustajemy w wysiłkach w poszukiwaniu współfinansowania, bowiem kwestia ochrony i ekspozycji naszej cennej kolekcji jest dla nas jednym z priorytetów na najbliższe lata - dodaje.

[email protected]

Komentarze 6

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

x
xx
Szekspir nigdy nie zaistniałby w naszej świadomości, gdyby "rozpracował go Giordanoa Bruno. A w tym środowisku takie "gangreny" jest więcej. Nie tak wielu jak wśrod Jezuitów, ale równiez "sporo" (jak lubil mawiać gen Czesław K.). Tak więc (tutaj) nie mozna bylo nic "ukryć", i tego byl świadomy o. Adam Studziński. Szkoda, że presja była tak wielka i wymusiła ten komentarz ! Widac, że nie ma "zmiłuj się".
r
rybka (tęczowa) do rybki
Lepiej byc mile zaskoczonym, niż niemile rozczarowanym.
K
Krakowskiprawnik.org
"Okazalsze zbiory tego rodzaju ma w Polsce tylko Muzeum Narodowe w Warszawie" - ja myślę, że jeszcze Muzeum w Sztokholmie może być w tym zakresie konkurencyjne.
j
jdm
A mnie interesuje co się udało wywieźć po wojnie
r
rybka
ukrycie W skarbcu, a nie POZA nim dowodzi uczciwości człowieka, który to zrobił, kimkolwiek by był.
ochrona insygniów koronnych przed Władzą Ludową wydaje się działaniem bardzo pragmatycznym i słusznym moralnie - czort jeden wie co by z takim skarbem zrobili: może pochwalili się wielkim sukcesem i umieścili w muzeum, a może przetopili i spieniężyli sztabki, albo podarowali w prezencie moskiewskiej ambasadzie.
w artykule nie pada nic, co stawiałoby o. Strudzińskiego w złym świetle, więc trochę zaskakuje mnie powyższy komentarz.
x
xx
... ukrytych w zakonnym skarbcu zapewne przez o. Adama Studzińskiego. (cytat)
Komentarz: O. Adam Studziński był zbyt poważnym człowiekiem, i uczciwym, aby cokolwiek ukrywać. Był zbyt wielkim pragmatykiem, aby podejmowac działania skazane (z góry) na niepowodzenie. Stąd tak wielkie zaufanie, jakim obdarzali Go ludzie, z ktorymi mial do czynienia. Był tak czysty moralnie, że zadanie retorycznego pytania,np.: czy istnieje ktoś, kogo mógłby skrzywdzić, byłoby (zadanie pytania) obelgą dla tych, którzy mają nawet niewiele z przyzwoitością. Niech inni wzorują się na tej Osobowości !
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska