https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dopiero co przejechał z Krakowa do Kosowa na rowerze, a już rzuca nowe wyzwanie piłkarzom Wisły

Bartosz Karcz
Archiwum Bartosza Sowizdraniuka
Bartosz Sowizdraniuk - młody fotoreporter, który robi zdjęcia, między innymi na meczach Wisły Kraków. Ostatnio zrobiło się o nim jednak głośno z zupełnie innego powodu, bo zdecydował się pojechać na mecz „Białej Gwiazdy” w Kosowie na rowerze. Jak obiecał, tak zrobił, a nam już na miejscu, w Podujevie opowiedział o kulisach wyprawy. Warto przy tym wspomnieć, że Bartek spotkał się z autentycznym uznaniem ze strony piłkarzy i trenerów Wisły, którzy dzień przed meczem z Llapi podchodzili do niego i spontanicznie gratulowali wyczynu.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Dokonałeś niesamowitego wyczynu, przejeżdżając na rowerze trasę z Krakowa do Podujeva. Opisywałeś już swoją historię w mediach społecznościowych, ale warto, żeby zapoznali się z nią ci, którzy tego nie śledzili. Kiedy zrodził się pomysł na taką eskapadę?
- Tak jak napisałem w moim tweecie. Wszystko zrodziło się w mojej głowie 1 maja, czyli dzień przed finałem Pucharu Polski. Stwierdziłem wtedy, że skoro zbliżają się wakacje, to warto to połączyć. Złożyłem deklarację, że jeśli Wisła ten Puchar Polski zdobędzie, to ja pokonam trasę na jej pierwszy wyjazdowy mecz w europejskich pucharach na rowerze. I skoro to się dokonało, Wisła finał na Stadionie Narodowym wygrała, to musiałem dotrzymać słowa.

- Można lubić jeździć na rowerze, ale jednak to była bardzo długa trasa, do której trzeba się było przygotować. Na co dzień jeździsz na rowerze, pokonujesz dłuższe trasy?
- Nie. Jeżdżę po prostu na trasie szkoła - dom. Regularnie zatem tak długich odcinków nie pokonywałem, ale zdarzyło mi się pokonać dystans stu kilometrów.

- Jak się przygotowywałeś logistycznie do tego wyjazdu?
- Determinowały to w dużej mierze noclegi, bo chodziło o to, żeby to pospinać budżetowo. Planowałem to w taki sposób, żeby dzienna trasa miała około 70 kilometrów, bo wiedziałem, że tyle będę w stanie przejechać. I tak starałem się zorganizować sobie noclegi, ale były sytuacje, że musiałem trasę wydłużyć. Bo np. zdarzyła się sytuacja, gdy na Twitterze pojawiła się propozycja darmowego noclegu dla mnie w Apartamencie Podczerwone, to przeciągnąłem trasę pod sto kilometrów, ale zazwyczaj trzymałem się tych 70 na dzień.

- Kryzysy były? Fizyczne, mentalne?
- Były, były. Bardziej mentalne. Nawigacja mi np. mówiła, że mam dalej jechać daną drogą 30, 40 km, a ja po dziesięciu kilometrach jadąc w tej lampie, która grzała z nieba, z kończącą się wodą, już nie daję rady i muszę pokonać samego siebie. Cały ten wyjazd to była zresztą walka z samym sobą. Również ze swoimi możliwościami, żeby je przeciągnąć, pokazać samemu sobie, że dam radę.

- Wrzucałeś z całej trasy wpisy w mediach społecznościowych. Spotykały się one z bardzo pozytywnym odbiorem, ludzie dopingowali cię, wspierali, żebyś się nie poddawał. To dodawało sił, że jest takie wsparcie wiślackiej społeczności?
- Wiślackiej społeczności jestem przede wszystkim wdzięczny, że sfinansowała tę moją eskapadę, bo gdy założyłem zrzutkę, odbiór był bardzo pozytywny i wymierny. I to też mnie dopingowało, bo miałem dla kogo jechać prócz samego siebie. Czułem po prostu odpowiedzialność, że skoro ktoś wyłożył swoje ciężko zarobione pieniądze, to nie mogę go zawieźć i muszę na miejsce dojechać.

- No to powiedz, co poczułeś, gdy minąłeś tabliczkę z napisem Podujevo?
- Mała eksplozja euforii pojawiła się u mnie już w Merdare na granicy Kosowa. Ta miejscowość jest na wzgórzu, z 300 metrów trzeba wjechać na 650 i jest to duże wyzwanie w tych warunkach drogowych, które tam są. A później jak już tutaj wszedłem na stadion w Podujevie, to pomyślałem, że kurcze, zrobiłem to. W 18 dni przejechałem na rowerze 1200 km tylko po to, żeby zrobić zdjęcia na meczu Wisły Kraków.

- Nie żałowałeś, że nie mogłeś być na pierwszym meczu w Krakowie? Gdyby UEFA nie zamieniła kolejności tych spotkań, byłoby inaczej...
- Mecz widziałem, choć nie na żywo, a to, że dotarłem tutaj na miejsce, to mi wszystko wynagrodziło. Wszystkie te kryzysy na trasie, przebite dętki. Te ostatnie przygody przytrafiły mi się tylko na Słowacji.

- Sam naprawiałeś szkody?
- Tak, miałem ze sobą dwie zapasowe dętki. Później dokupiłem jeszcze jedną na wszelki wypadek. Kleiłem, naprawiałem i jechałem dalej.

- Spotkałeś na trasie kogoś, kto wiedział, w jakim celu jedziesz czy może sam im mówiłeś, na czym polega ta wyprawa?
- Ludzie na noclegach pytali się, po co jadę rowerem, a gdy im odpowiadałem, byli w szoku. A później reagowali bardzo pozytywnie, wspierali mnie. To też jest plus tej wyprawy, interakcje z ludźmi. Wszystkie były pozytywne. Zazwyczaj byłem przyjmowany z otwartymi ramionami tam, gdzie spałem, ale też w sklepach.

- Przygoda życia… Chyba trudno to nazwać inaczej.
- No, przygoda jak się patrzy. A skoro ją zrealizowałem za ten Puchar Polski, który wywalczyli chłopaki, to chyba nadchodzi pora na jakąś nową deklarację, jeśli wywalczą awans do ekstraklasy...

- Jak wróciłeś do Polski?
- Samolotem z drużyną. Tutaj muszę podziękować Wiśle, że szybko zareagowała. Zapytałem czy będzie taka możliwość i szybko otrzymałem odpowiedź, że mogą mnie zabrać w drogę powrotną.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

      

Sportowy24.pl w Małopolsce

PARTNERZY

______________

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Magazyn Gol 24: Podsumowanie ostatniej kolejki i finału Pucharu Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska