Wisła Kraków miała w piątek okazję przeskoczyć w tabeli Wisłę Płock. Wystarczyło wygrać przy ponad 30-tysięcznej publiczności i zgotowanym przez nią ogłuszającym dopingu. Zamiast jednak wygranej była porażka 1:3 i to w znacznym stopniu na własne życzenie. Stało się tak dlatego, że po szybko strzelonym golu, „Biała Gwiazda” sprezentowała gościom dwa, co pozwoliło podopiecznym trenera Mariusza Misiury cofnąć się, grać w niskiej obronie, a krakowianie mimo ataku prawie cały czas, nie byli w stanie nic już wskórać. Mało tego, w samej końcówce stracili jeszcze jednego gola. Tyle fakty z piątku, bo wiele w kontekście sytuacji Wisły Kraków miało wydarzyć się jeszcze w sobotę i niedzielę.
Wisła Kraków po meczu z Wisłą Płock w piątkowy wieczór zajmowała piąte miejsce w tabeli. „Nafciarze” odskoczyli jej na cztery punkty. Zagrożenie było natomiast takie, że w sobotę przeskoczyć krakowian mogła Polonia Warszawa, która traciła do nich jeden punkt i grała ze Stalą Stalowa Wola, a na wyciągnięcie ręki, czyli dwóch punktów dojść ich mógł GKS Tychy, który na wyjeździe mierzył się ze Zniczem Pruszków. Jak się okazało, Wisła Kraków nie jest jedynym zespołem w I lidze, który jeśli ma szansę umocnić się w tabeli, potrafi wyłożyć się na całego.
Najpierw zagrała Polonia, która podejmowała przedostatnią w tabeli drużynę. A jednak to goście ze Stalowej Woli świętowali w Warszawie zwycięstwo 3:2, dzięki czemu pozostają w grze o utrzymanie. „Czarne Koszule” pozostały w takiej sytuacji na wspomniany punkt za Wisłą.
Lepiej rozpoczął swój mecz w Pruszkowie GKS Tychy, bo dość szybko strzelił dwie bramki i zdawał się kontrolować sytuację. Znicz jednak złapał kontakt jeszcze przed przerwą, a w drugiej połowie bramkarz GKS-u Marcel Łubik przebił swoim kiksem ostatnie babole Patryka Letkiewicza. Łubik przy otwieraniu akcji spod bramki tak podawał bowiem piłkę, że trafiła ona do Wiktora Nowaka, któremu nie pozostało nic innego, jak kopnąć do pustej bramki. Był remis, a tak po prawdzie to tyszanie muszą bardzo szanować ten punkt, bo po przerwie to Znicz miał lepsze okazje na kolejne gole i śmiało mógł ten mecz wygrać.
Ten remis ma natomiast kolosalne znaczenie dla Wisły Kraków. W jakim kontekście? Ano takim, że bez względu na wynik kolejnego meczu, bardzo trudnego, bo w Tychach z GKS-em, pozostanie ona w pierwszej szóstce, czyli na miejscu barażowym. Obecnie krakowianie mają bowiem cztery punkty przewagi właśnie nad GKS-em, ale też Górnikiem Łęczna, który sensacyjnie przegrał u siebie 1:3 z Pogonią Siedlce.
Nie ułożył się natomiast Wiśle Kraków niedzielny mecz Miedzi z Odrą Opole. W Legnicy triumfowali 2:1 gospodarze, choć Odra strzeliła gola w szóstej doliczonej minucie na 2:2. Bramkę Rafała Niziołka anulował jednak sędzia, który dopatrzył się spalonego. Ten wynik oznacza, że Miedź odskoczyła wiślakom na trzy punkty, a tak naprawdę na cztery, bo ma lepszy bilans meczów z drużyną z ul. Reymonta.
Z perspektywy wiślaków jedno pozostaje jednak w tej całej historii najistotniejsze, a na co zwrócił uwagę już w piątek trener Mariusz Jop. Powiedział on: - Myślę, że najważniejsze teraz dla zespołu jest to, żeby szybko się otrząsnął po tej porażce, bo dalej wszystko zależy od nas.
- Nieumiejętność wykorzystywania szans, czyli wnioski po porażce Wisły Kraków
- Ponad 30 tysięcy kibiców na trybunach! Rekordy Wisły. Tylko ten wynik...
- Gdy rozdaje się takie prezenty… Oceniamy piłkarzy Wisły Kraków za mecz z Wisłą Płock
- Trener Wisły Kraków Mariusz Jop: Nieprzyjemny wieczór, bolesna porażka z Płockiem
