https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dostał zawału w kościele, ocalili go młodzi parafianie

Paulina Krajewska i Mateusz Szetner w czasie ćwiczeń
Paulina Krajewska i Mateusz Szetner w czasie ćwiczeń Maltańska Służba Medyczna
W piątek w kościele św. Maksymiliana Kolbego w Mistrzejowicach odprawiano mszę św. z okazji bierzmowania. Uczestniczący w niej 70-letni pan Kazimierz nagle osunął się na ziemię. Do czasu przyjazdu karetki reanimowało go pięcioro młodych ludzi. To ratownicy wolontariusze z Fundacji Maltańska Służba Medyczna Oddział Mistrzejowice. Mówią: - Zrobiliśmy, co trzeba.

70-latek był na bierzmowaniu wnuczki, gdy nagle osunął się na posadzkę. Kościół św. Maksymiliana Kolbego w Krakowie był już wypełniony po brzegi, gdy nagle z jednej z ławek dobiegło poruszenie. 70-latek stracił przytomność. Jako pierwsza na ratunek mężczyźnie ruszyła 19-letnia Adrianna Bielicz z Maltańskiej Służby Medycznej. - Wiedziałam, że liczy się każda sekunda. Do tego ciążyła na mnie presja, widziałam w oczach bliskich tego pana łzy - relacjonuje Ada. - Pomyślałam sobie, że on nie może teraz odejść - podkreśla.

Rozpoczęła reanimację, z odsieczą ruszyli jej koledzy. Podbiegli z defibrylatorem, który był w parafii. Pogotowie dotarło po kilku minutach. Przewieźli chorego do Szpitala im. Jana Pawła II. - Akcję przeprowadzono bardzo profesjonalnie pod względem medycznym i organizacyjnym - chwali postawę młodych ludzi rzeczniczka krakowskiego pogotowia Joanna Sieradzka. Lekarze określają stan 70-latka jako stabilny.

Chrzest bojowy
Działają przy parafii św. Maksymiliana od kilku miesięcy. Osiem osób od stycznia posiada uprawnienia ratowników kwalifikowanych. Pracują za darmo, korzystają głównie z wypożyczonego sprzętu.

W ubiegły piątek po raz pierwszy obsługiwali większą uroczystość. I od razu przeżyli chrzest bojowy. Kilka minut przed rozpoczęciem mszy starszy mężczyzna, którego wnuczka była bierzmowana, miał zawał. Doszło u niego do nagłego zatrzymania krążenia, migotania komór.

Adrianna Bielicz, która pierwsza podjęła reanimację, na początku była sama. - Pierwsza myśl była desperacka: zrobić wszystko, żeby reanimowany do nas wrócił. Patrzysz na zapłakanych bliskich i myślisz: jeszcze nie teraz. Potem włącza się odruchowe działanie, mechaniczne powtarzanie wyuczonych czynności - opowiada Adrianna. Ma 19 lat, w akcji poza nią uczestniczyło czworo jej kolegów w wieku 17-20 lat. - Zaczęliśmy masaż serca, potem dwukrotnie użyliśmy defibrylatora zewnętrznego AED, który był w parafii - relacjonuje Mateusz Szetner.

- Pojawia się adrenalina. Potem nikt się nie zastanawia, każdy po prostu działa - mówi Katarzyna Leszczyńska, kolejna z ratowniczek. Oprócz Kasi, Ady i Mateusza w akcji reanimacyjnej pomagali Paulina Krajewska i Piotr Kurzyński.

Karetka przyjechała po pięciu minutach. Ratownicy pogotowia przywrócili akcję serca 70-latka. Następnie przewieźli chorego do Szpitala im. Jana Pawła II.

- Akcję przeprowadzono bardzo profesjonalnie pod względem medycznym i organizacyjnym. Jeden z ratowników wyszedł z kościoła, żeby pokierować załogę karetki do chorego. - Właśnie tak należy się zachować - mówi rzeczniczka krakowskiego pogotowia Joanna Sieradzka.

Zapłacili za kursy

Mateusz zwraca uwagę, że wydarzenia religijne nie podlegają przepisom zabezpieczenia medycznego masowych imprez. Tak naprawdę nie mieli obowiązku tam być.

- Od zawodowych ratowników medycznych różni nas to, że nie mamy uprawnień do podawania leków. Różnimy się w działaniu, ale mamy wspólny cel - podkreśla.

Za kursy kwalifikowanej pierwszej pomocy ratownicy zapłacili z własnej kieszeni, po kilkaset złotych. Raz w tygodniu chodzą na szkolenia, by nie wyjść z wprawy.

- Dzięki nim mamy świadomość, że w podobnej sytuacji każdy z nas sobie poradzi - mówi Adrianna.

Jak przyznaje Joanna Sieradzka, choć w przypadkach nagłego zatrzymania krążenia liczy się szybkość, defibrylatory w miejscach publicznych nie są często używane. A przecież są proste w obsłudze, wydają ratownikowi komunikaty głosowe.

Najważniejsze, że pan Kazimierz czuje się lepiej. - Od jego rodziny wiemy, że przeszedł zabieg i jego stan jest już stabilny - mówi Mikołaj Kępa, komendant jednostki maltańczyków z parafii w Mistrzejowicach. Wczoraj jeszcze 70-latek leżał na oddziale intensywnej terapii.

Komentarze 12

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

S
Stały czytelnik
A jednak to wina kościoła !!!
R
Rat-szczur po prostu
Jednak Ada ma kolegów...???!!!
M
Magdalena
Moja kochana Adusia....
K
Krakus
Gratulacje dla ratowników. Pełen profesjonalizm a przede wszystkim odwaga w działaniu. Dużo zdrowia dla tego Pana. :-)
Z
Złośnik
Ta dziewczyna co była pierwsza jak zaczęła masować to profesjonalnie porozstawiała ludzi po kątach. Na początku tłum się na nią wydzierał i pchał w stronę faceta.
W
Wojtek
Ada bardzo by chciała mieć 17 lat, ale obawiam się, że nie dość, że ma 19 to jej 20 urodziny zbliżają się wielkimi krokami ;)
g
gość
W tekście jest błąd , bierzmowanie odbyło się we czwartek , a nie w piątek - to dość istotne. Za przeprowadzoną akcję gratuluję , wspaniała postawa, cieszę się że udało się uratować tego starszego Pana.
N
N.
W tekst wkradł się błąd - bierzmowanie odbyło się w czwartek 10.03, nie w piątek. Abstrahując od tego, byłam na miejscu i cała akcja była przeprowadzona szybko i bardzo profesjonalnie. Nie wiem czyja to zasługa, ale tłum nie przeszkadzał, co w takich zdarzeniach jest niestety częste. Brawo :)
s
sc
Brawo!!!!
R
Respekt!
Respekt i szacunek dla ratownikow! Swietna reakcja. Oby wiecej takich osob bylo, a kursy staly sie bezplatne.

P.S. Zycze szybkiego powrotu do zdrowia i wiele, wiele, wiele lat zycia! :-)
j
ja
Na pożyczonym sprzęcie i szkolenie za własne pieniądze. Szacun wielki dla nich, że się im chce !!!
k
krakowianka
Wspaniałą mamy młodzież! Gratuluję porywu serca i zachowania 'zimnej krwi'. Dziękuję w imieniu starszych osób!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska