Deklaracja o oddaniu swojego ciała już podpisana?
Jeszcze nie. Ale nie wykluczam.
Strach?
Raczej młodość. Jeszcze zamierzam trochę pożyć.
A może Pan wie coś, czego inni nie wiedzą? I dlatego zwleka?
Jestem związany emocjonalnie z katedrą, gdzie pracuję od 30 lat. Z pewnością byłoby mi o wiele łatwiej podjąć taką decyzję niż moim bliskim.
No właśnie, co to za miejsce, gdzie się znajdujemy?
To miejsce przypominające cmentarz. Wszystko, co nas otacza sprawia, że czuje się tutaj specyficzną atmosferę, powagę i dostojeństwo. Czuć obecność śmierci. To miejsce dostojne, ale nie smutne.
Pan oswoił się już ze śmiercią?
Trzeba zaakceptować ten fakt. Każdy z nas jest skazany na śmierć. Prędzej czy później ona nadejdzie. Choć pewnie większość z nas nie jest w stanie tego zaakceptować. A to jedyna pewna sytuacja w naszym życiu. Kiedyś umrzemy.
A po śmierci dwa wyjścia: dać się przysypać albo trafić do Pana.
Oddanie swojego ciała na rzecz nauki to duża odwaga. Osoba, która się na to decyduje, jest nietuzinkowa i wyrywa się z pewnych barier ludzkich i uwarunkowań społecznych. W przypadku przekazania ciała człowiek musi zrezygnować z intymności. Trzeba zrezygnować z naturalnego w takiej sytuacji wstydu.
Kim są osoby, które się na to decydują?
To szeroki przekrój społeczny. Mieliśmy inżyniera ze Śląska. W młodości chciał studiować medycynę, ale bezowocnie. I pod koniec życia zdecydował się wrócić do realizacji planów. Udostępnił ciało. W ten sposób chciał być przydatny medycynie nawet po śmierci.
Piękna historia. I chce mnie Pan doktor przekonać, że tak jest zawsze?
Nie. To jest życie. Zdarzają się też pobudki mniej szlachetne. Ktoś jest w konflikcie z rodziną i nie chce być pochowany we wspólnym grobowcu, ktoś inny jest samotny. Są też osoby, które pytają: ile płacicie.
Ile?
Nic. Handel ludzkim ciałem nie wchodzi w rachubę. Ale takie pytania zadają nam najczęściej osoby starsze i samotne. Warunki ich życia są takie, a nie inne. Nie można mieć pretensji do nich o takie podejście.
To ile macie ciał?
Rocznie trafia do nas 8-10 zwłok. To jest bardzo dużo. Bywały takie sytuacje, że trafiało do nas jedno ciało na trzy lata. Jak sięgniemy pamięcią wstecz, to zobaczymy, że kiedyś było jeszcze gorzej. Do tego stopnia, że decyzją prokuratora generalnego zwłoki niezidentyfikowanych osób trafiały do nas.
Każde zwłoki są takie same?
To tak jak z człowiekiem. Anatomicznie wyglądamy podobnie. Ale każdy ma swoje własne cechy. Jeden ma większą głowę, inny większe jelito. Najlepsze do nauki są zwłoki osób młodych, bo te mają świetnie zachowany układ mięśniowy i narządy. U starszych osób ten układ zanika z wiekiem.
A ile lat miała najmłodsza osoba?
Około 20 lat. Najczęściej są to osoby, które uległy wypadkowi. Zdarzyło się też, że trafiali do nas młodzi samobójcy, którzy podpisali deklarację.
Jak do was trafić?
Wystarczy zwykła deklaracja złożona u notariusza.
Podpisuję i co później?
Czekamy.
Przychodzi śmierć i...
...i trafia się do nas. Dokładniej na stół prosektoryjny. Wypreparowujemy żyłę i wprowadzamy do układu naczyniowego formalinę. Zwłoki konserwują się od wewnątrz. Potem przenosimy ciało do specjalnego hermetycznego basenu. Tam zwłoki przebywają około pół roku. Dopiero po tym okresie możemy je udostępnić.
Przeraża mnie taka perspektywa.
Nieprzyjemne odczucie?
Nawet bardzo nieprzyjemne.
A czy przyjemne będzie, kiedy zostaniemy włożeni do trumny? Tam też odbywają się procesy rozkładu. Pod ziemią jednak ich nie widać.
No i pod ziemią nie przyczynimy się do rozwoju nauki.
Dokładnie. Wielu oddającym ciała medycyna nie jest już w stanie pomóc. Ale ich wkład w jej rozwój, lepsze kształcenie lekarzy, może pomóc innym. Ucząc teraz młodych medyków, pracujemy na efekty, które będą widoczne dopiero za 10, 15 lat. A lekarze będą tacy jak dzisiejsza jakość kształcenia. Opanowanie anatomii jest niemożliwe bez nauki na zwłokach. Jest ona bardzo skuteczna, pozwala na precyzyjne poznanie budowy ciała.
Jak reagują studenci na zwłoki?
Kontakt ze śmiercią to przełomowy punkt w decyzji studenta o studiowaniu medycyny. Jeśli sobie nie poradzi z tym problemem, odchodzi. Śmierć przestaje być traktowana przez młodych w kategoriach metafizyki, lecz jako stan organizmu, pewna faza życia. I student musi sobie uświadomić, że jest to stan, do którego lekarz nie może dopuścić. Ze śmiercią musi walczyć.
Studenci wiedzą, kim są osoby, na których zwłokach się uczą?
Wiedzą, że są to ludzie, którzy oddali swoje ciała, by oni mogli się kształcić. Jednak kim byli, co robili, tego nie wiedzą.
Przez jaki czas służą zwłoki?
Najczęściej jest to okres 5-6 lat.
A później?
Później jest kremacja zwłok i pogrzeb na koszt uniwersytetu. Piękna uroczystość. W przypadku pochówku nie ma anonimowości. Wszyscy chowani są pod imieniem i nazwiskiem w naszych katakumbach na cmentarzu w Batowicach.
Rodziny łatwo się godzą z decyzjami krewnych?
Nie. Zdarzały się przykre przypadki, gdy ktoś chciał oddać ciało, dopilnował całej procedury ale rodzina nie szanując woli zmarłego, zdążyła go pochować.
A wątpliwości oddających swe ciało?
Najczęściej pytają, do jakich celów będą wykorzystane ich zwłoki. Mówimy otwarcie. Choć większość woli pozostawić w tym temacie nutę tajemniczości i nie pyta o te sprawy. Druga wątpliwość, to gdzie i jak zostaną pochowani. To chyba najczęściej zadawane pytania, jakie słyszymy.
Wolimy uczestniczyć w narodzinach niż w przemijaniu?
Choćby nasze życie było bardzo skomplikowane, to i tak większość z nas nie dopuszcza do siebie myśli o śmierci. Chcemy żyć. I to jest naturalne. Ale warto sobie uświadomić, że z naszej śmierci może wynikać bardzo dużo pozytywów dla ludzi żyjących. I to jest właśnie kwintesencja powodu, dla której warto oddać swoje ciało.
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!