Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat mężatki z Limanowej: mąż orał nią pole

Marta Paluch
W tym domu Irena B. przez 15 lat mieszkała z mężem, jego bratem Kazimierzem i teściową Emilią
W tym domu Irena B. przez 15 lat mieszkała z mężem, jego bratem Kazimierzem i teściową Emilią Michał Ostałowski
13 maja przed limanowskim sądem odbędzie się rozprawa w sprawie, która zbulwersowała mieszkańców. Śledczy oskarżyli rodzinę B. - Antoniego, Kazimierza, Józefa (księdza) i ich 81-letnią matkę o to, że przez 15 lat urządzali piekło 36-letniej Irenie B. - kopali ją, wylewali na nią pomyje i zmuszali do ciężkich prac w polu - pisze Marta Paluch

Irena, żona Antoniego B. o sprawie rozmawia niechętnie i bez przerwy konsultuje się przez telefon z prokuratorem. Jest niewysoką, wręcz kruchą blondynką , ale mówi zdecydowanie. Nie brakuje jej pewności siebie.

Od lipca 2009 r. mieszka z rodzicami pod Limanową. Wtedyto uciekła z córką kilka kilometrów od domu, w którym żyła z mężem. 14 lipca 2009 złożyła zeznania na posterunku w Łukowicy. 17 lipca policjanci wszczęli postępowanie o znęcanie się nad nią.

Teraz Irena B. śpi u rodziców w kuchni na rozkładanej kanapie. W domu ciasno - oprócz niej na parterze w dwóch pokojach mieszkają jej rodzice, brat z żoną i dziećmi. Na piętrze uwijają się robotnicy. Szykują piętro, aby wszyscy się pomieścili. Gmina Łukowica jej pomaga - w tamtym roku dostała 6 tys. złotych.
- To, co powiedziałam, nie jest zmyślone. Nie cofnę tego. Przez to przeszłam - mówi kobieta.
Śledczym powiedziała wiele. Na tej podstawie i zeznaniach jednego ze świadków oskarżyli członków rodziny B.

Czterech oskarżonych
Irena opowiadała jak jej mąż, Antoni (43 lata) kazał jej spać na podłodze. Nie mogła korzystać z kuchni. Rodzina nie dawała jej jeść, więc ze skromnej renty (380 zł) sama musiała się wyżywić. Tłumaczyła, że często nie mogła wejść do domu, bo jej nie wpuszczano. Zmuszali ją za to do ciężkiej pracy w polu - m.in. ciągnięcia pługa.

"Dziadówka", "wariatka" - tak mieli ją określać. Irena mówiła śledczym, że mąż wmawiał jej chorobę psychiczną, kopał i bił po całym ciele, wyrzucał z domu, groził odebraniem dziecka i umieszczeniem Ireny w zakładzie psychiatrycznym.

Brat, Antoniego ksiądz Józef (39 l.), poniżał ją i ośmieszał, wulgarnie wyzywał, zabraniał kontaktu z dzieckiem i zagroził, że zabierze dziewczynkę, jeśli Irena pójdzie na policję. Drugi brat, Kazimierz (45 l.,) też ją bił, wykręcał ręce, kopał po pośladkach. Matka trzech braci, rencistka Emilia B. (81 l.), jest oskarżona o to, że oblewała Irenę pomyjami i biła miotłą.

Irena B. opisała też brutalne pobicie w garażu, którego dopuścili się Antoni, Kazimierz i Emilia B. 10 grudnia 2008 r. Według śledczych, mąż rzucił żonę na ziemię i skakał po niej. Kazimierz B. miał jej wykręcić rękę. "Zabij ją, a wkrótce będzie spokój" - miał mówić do Antoniego. - Córka to widziała twierdzi Irena B.

Uciekałam i wracałam
- Tam wszystkim matka rządzi - mówi Stanisław, ojciec Ireny. - Antoni nie powiem, że jest zły. Tyle tylko, że słucha matki - dodaje. Bulwersuje go jednak, że kazał Irenie chodzić za pługiem, jak koniowi.
Rodzice Ireny proponowali jej, żeby przeniosła się z mężem do nich, ale nic z tego nie wyszło. - Teściowa się nie zgodziła. Bo kto by tam u niej robił? - mówi pan Stanisław.

Irena dzwoniła do domu i się skarżyła. Dlaczego znosiła takie traktowanie przez 15 lat?
- Wszystko dla dziecka. Za wszelką cenę chciałam utrzymać rodzinę. Dlatego uciekałam i wracałam - opowiada Irena B.

Twierdzi, że obawia się rodziny B. Bo mają wpływy, księdza w rodzinie, a z jej świadka - jedynego, jaki potwierdził maltretowanie, zrobili wariata i alkoholika. - Nikt mi nie wierzył. Ale przecież wszystko działo się w domu - tłumaczy. Świadek, który chwilowo pracował u rodziny B., zeznał, że widział, jak Emilia B. kazał córce Ireny uderzyć matkę krzesełkiem. Ksiądz miał grozić Irenie, że zabierze jej rentę i dziecko, a cała rodzina - namawiać dziewczynkę, by zwracała się do matki "gnój", "śmierdziel", "świnia".

Co do wiarygodności świadka Ireny B., opinie we wsi są ostrożne. - Rzeczywiście, jest alkoholikiem - mówią mieszkańcy. Nam, mimo prób, nie udało się z nim skontaktować. Oskarżyciel, prok. Janina Tomasik z Limanowej podkreśla, że w takich sprawach często trzeba się opierać na zeznaniach świadków. Twardych dowodów - np. z obdukcji w tej sprawie nie ma. We wsi, gdzie mieszkała Irena z mężem, nikt nawet nie widział u niej siniaków.

Spytaliśmy szefa komisariatu, czy przed lipcem 2009 roku Irena B. do nich dzwoniła. Nie chciał rozmawiać. Jak się dowiedzieliśmy, policjanci mieli w tej sprawie wewnętrzne dochodzenie - prawdopodobnie na wniosek rodziny B., która czuła się niesłusznie posądzona.

Wójt Łukowicy Czesława Rzadkosz przyznaje, że raz słyszała od Ireny B., że mąż ją kopie. - Śladów pobicia nie widziałam, więc nie mogę wyrokować o winie - mówi wójt. - Ale zazwyczaj Irena skarżyła się, że źle żyją z mężem i że rodzina B. izoluje ją od dziecka - dodaje.

Jednak, kiedy Irena była u niej z dzieckiem, dziewczynka nigdy nie potwierdziła słów matki choćby skinięciem głowy. - Nie wiem, ile w tym wszystkim prawdy - rozkłada ręce Czesława Rzadkosz. - Wiem jednak, że skarżyła się innym mieszkańcom. Teraz wszyscy udają, że nic nie wiedzą , bo sprawa jest delikatna - dodaje.

Sąsiedzi dziwią się oskarżeniu męża Ireny. Twierdzą, że to spokojny, pracowity człowiek. - Antek nigdy z nikim się nie kłóci. To jego brat Kazek bardziej jest nerwowy - mówi jeden z sąsiadów. - A! Co do tego pługa, to nie jest dla konia, tylko to taki specjalny do grządek na warzywa. Jedna osoba ciągnie, druga popycha, w ten sposób usuwa się chwasty. To jest lekkie - tłumaczy. - Sama tak robiłam! - dodaje jego żona.

Natomiast sąsiadka, do której Irena miała uciekać, gdy rodzina ją wyrzucała z domu, nie pamięta takiej sytuacji. Ona też nie wierzy w winę Antka. - Irena zresztą nigdy mi się na bicie nie skarżyła. Bez przerwy za to narzekała na teściową, która rządziła w domu. To Irenie przeszkadzało - mówi. Sąsiedzi zgodnie przyznają, że synowa i teściowa się nienawidziły. To było przyczyną konfliktów.

Irena B. twierdzi jednak, że sąsiadka nie zeznawała w sądzie na jej korzyść, bo się boi rodziny B. - Nie boję się - macha ręką kobieta. - Po prostu jestem przewlekle chora. I niewiele wiem - dodaje.

Okaże się, jak było
Antoni B. stoi w roboczym stroju na podwórku swojego ogromnego domu. Niechętnie rozmawia.
Szczupły, niewysoki, zsuwa czapkę na tył głowy. Jest spokojny i małomówny. - Nigdy się z nikim nie wadzę. Każdy to potwierdzi - mówi. Zaprzecza, że bił żonę i zaprzęgał ją do pługa. - Nie wiem, dlaczego wyszła z czymś takim - mówi.

Dlaczego odmówił zeznań w prokuraturze? - Ta pani prokurator strasznie na mnie zawzięta. Ale w sądzie się okaże, jak było naprawdę - mówi cicho. Antoni B. nie może się zbliżać do Ireny B. Jednak sąd ustalił, że co drugi tydzień może zabrać córkę na weekend. Jak relacjonują sąsiedzi, dziewczynka cieszy się, gdy jedzie do ojca. Według nich, jest oczkiem w głowie rodziny B. Irena twierdzi, że rodzina męża przekupuje jej córkę prezentami. - Ja nie mam na to pieniędzy - mówi. Boi się, że mąż zabierze jej dziecko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska