Od kilku tygodni docierają do opinii publicznej niepokojące informacje o upadłości kolejnych biur podróży, które sprzedały swoje usługi klientom i nie są w stanie wywiązać się ze swych obowiązków wobec nich. Tak mogłaby brzmieć najłagodniej zredagowana wiadomość o coraz częstszym zjawisku oszustwa w branży usług turystycznych w Polsce. Nie tłumaczy tego zjawiska fakt, że zdarza się to nie tylko u nas.
Wydaje się, że biura podróży zostały uznane przez cwaniaków za łatwy sposób szybkiego bogacenia się kosztem naiwnych klientów, postępujących według ułomnego prawa o publicznym przetargu, które pozwala wybrać tylko ofertę najtańszą. Na opłakane skutki tak skonstruowanego prawa narzekają wszystkie instytucje państwowe, bo zamiast dobrej roboty, na jaką liczyli i do czego mieli prawo, muszą zaraz po odbiorze inwestycji zabierać się za jej remont. Klienci biur podróży nie są związani przepisami o publicznym przetargu, ale widocznie jakiś demon przekonuje ich, że najtańszy towar jest najlepszy i dają się nabrać.
Niewypłacalność osoby fizycznej, czy jakiejkolwiek instytucji usługowej, w tym biura podróży, może mieć wiele przyczyn. Może być skutkiem zdarzenia niezamierzonego, nieprzewidzianego, np. klęski żywiołowej, kradzieży, choroby i tysiąca innych przypadków losowych. W takich okolicznościach jesteśmy skłonni współczuć każdemu, kto wpadł w takie tarapaty i w pewnym sensie nas samych mniej kosztuje, przynajmniej moralnie, ta strata, którą osobiście ponieśliśmy. Niestety, seryjne upadki biur podróży mają miejsce najczęściej z powodu nieuczciwości ich właścicieli, którzy w pewnych przypadkach po to tworzą te biura, by w nieuczciwy sposób zdobyć poważne kwoty, potem zniknąć i nie ponosić za to odpowiedzialności. Przynętą jest w tym procederze niska cena.
To normalne, że każdy chce, przy możliwie najmniejszym wysiłku, uzyskać maksymalny zysk i normalne jest też dążenie do otrzymania najlepszej usługi możliwie najtaniej. Ale istnieje jakaś rozsądna strefa ryzyka, zarówno ze strony sprzedawcy, jak i kupującego. W ocenie tego ryzyka sprzedawca jest w lepszej sytuacji, bo zna strukturę i mechanizmy realizacji przedstawianej klientowi oferty, wie ile ona musi kosztować i ile on za nią płaci, i czy pieniądze wpłacone za wyjazd pokrywają koszty usług, do których sprzedawca się zobowiązał, plus zarobek, jaki chce osiągnąć. Ostatecznie jest to usługa odpłatna, a nie żaden podarunek dla klienta.
Kupujący, na ogół, jeżeli nie jest fachowcem w branży, jest zdany na uczciwość sprzedawcy, bo na pierwszy rzut oka nie jest w stanie ocenić, czy cena, jaką płaci, pokrywa ten standard usługi, który wybrał. Doświadczenie uczy, że do składanej oferty np. wyjazdu wakacyjnego, trzeba podejść z rozsądkiem. Rozsądek potrzebuje rozeznania, czyli znajomości innych ofert tej samej usługi, proponowanej przez inne, konkurencyjne biura podróży. To jest chyba jeden z pierwszych kroków, który trzeba zrobić, by się nie dać oszukać.
Oczywiście, polityka jakiegoś biura może być taka, że dla zdobycia klientów obniża ona czasami koszty wyjazdu, ale jeżeli te niskie koszty są regułą, to budzi to podejrzenie, że stoi za tym zamysł wyciągnięcia z klientów maksimum zysku, by w najkorzystniejszym dla biura momencie ogłosić upadłość. To ciekawe, że tego rodzaju biura upadają na początku sezonu, bo zebrały już pieniądze, za które nie zamierzają spełnić zaciągniętych zobowiązań.
Dobra usługa musi kosztować. Nie pozostaje nic innego, jak ścigać i surowo karać oszustów, ale jest też obowiązkiem państwa stwarzać takie ustawodawstwo, które ograniczyłoby do minimum tego rodzaju nadużycia. Jak to zrobić? Nie wiem, nie jestem fachowcem, ale ośmielam się zapytać, jak to się dzieje, że w wielu państwach tego rodzaju przekręty są rzadkością, a u nas stają się niemal regułą?
Nagroda dla policjanta, który uratował życie kierowcy w Niemczech Przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!