Przynajmniej taka cena znajduje się w ofercie owej usługi, którą otrzymała szkoła mojej córki.
"Starając się zminimalizować Państwa niepokój o swoje pociechy opracowaliśmy system przepływu informacji odnośnie lokalizacji danego dziecka" - zachęca producent.
Znając życie, system decyzją większości rodziców zostanie zainstalowany - chwała Bogu i dyrekcji, że przystąpienie do niego ma być dobrowolne - w końcu niewiele rzeczy zajmuje człowieka współczesnego bardziej niż minimalizacja niepokoju o pociechy. Rzekłbym nawet, że minimalizujemy chorobliwie, psychopatycznie, ucząc je, hm, no właśnie, czego? Poza lękiem przed światem i podporządkowania, chyba niczego interesującego, w końcu taki system jest dla komfortu rodziców, a nie dzieci. Komfortu bardzo pozornego zresztą, bo jak Piotruś w drodze ze szkoły zapragnie wąchać kwiatki, stokrotki i bławatki, przez co powrót zajmie mu kwadrans więcej niż zazwyczaj, matka z ojcem zdążą nabawić się nerwicy i zadzwonić do dzielnicowego. Nie mam jednak wątpliwości, że ten system rychło stanie się szkolnym standardem.
To fascynujące, że pokolenie, którego dzieciństwo przebiegało w wolności niemal absolutnej (niech nikt mi nie wmawia, że mając 7 lat czuł chłód PRL-u i zimnej wojny), dziś bezpieczeństwa własnych dzieci chroni w sposób wręcz obłąkańczy. Nasi rodzice wiedzieli o nas tyle, ile musieli; "Mamo, wychodzę!". "Dobrze, tylko wróć przed ósmą".
Komórek nie było, a zasięg tylko wtedy, gdy widzieli cię z balkonu. Ale z reguły nie widzieli, czasem bywało się gdzieś daleko od domu. Jak mieliśmy po 8-9 lat, to z kolegami jeździliśmy rowerami na długie wycieczki za miasto. Wtedy nikogo to nie dziwiło, dziś byłby to idealny temat na budzący grozę reportaż interwencyjny o porzuconej przez rodziców watasze małoletnich rowerzystów.
Cóż, nasze matki i nasi ojcowie, żywcem wyjęci z lat 70. i 80., i przeniesieni w obecną rzeczywistość, tydzień w tydzień drżeć by musieli o utrzymanie rodzicielskich praw i tłumaczyć się przed pracownikami opieki społecznej.
Dorośliśmy, a gdzieś po drodze staliśmy się miłośnikami obsesyjnej kontroli, grodzonych osiedli, izolacji. Bo wtedy były inne czasy - powie prawie każdy. Inne, czyli jakie? Lepsze?
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+