https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziennikarze jako spin doktorzy

Zbigniew Bauer
Tak się nieszczęśliwie przyjęło, że pojęcie "spin doktor" ma twarz albo Adama Bielana, albo Michała Kamińskiego, albo Jacka Kurskiego (ten ostatnio chyba stracił sporo werwy, zwłaszcza uczestnicząc w ekscesach sopockich, transmitowanych przez bojkotowaną przez PiS stację Walterów).

Albo przewodniczącego Przemysława Edgara o hetmańskim nazwisku (temu też coś na werwie opadło, bo u Ojca Dyrektora wykazywał oznaki filipińskiej niemocy). Albo też - żeby nie było, że się czepiam jednostronnie - Sławomira Nowaka. Tymczasem zajmowanie się politycznym spinem, czyli jak tłumaczą jedni, snuciem historyjek lub też nadawaniem zdarzeniom "krętu" - takiemu przekręcaniu świata, by obracał się tak, jak komu w danej chwili wygodniej - jest zajęciem godnym mężczyzn.

Jeśli więc ktoś do tej pory nie wiedział, co to właściwie jest "spin", mógł zobaczyć sobie
w telewizjach w porze późnowieczornej. Chodzi o pedofilię i kazirodztwo. Najpierw był przerażający artykuł w tabloidzie, potem jeszcze jeden i jeszcze jeden w innym tabloidzie. Potem tragedię Alicji B. podchwyciły tytuły i stacje radiowo-telewizyjne poważniejsze, wreszcie całkiem poważne
i śniegowa kula nabrała rozpędu.

Wprost zaczęto mówić o "polskim Fritzlu", bulwarówki grzmiały o "bydlaku z Podlasia",
a sformułowań z forów internetowych nie przytoczę, bo prasa nie ma "chronionej pory emisji". Problem kazirodztwa i pedofilii stopił się w jeden: wszelkich zboczeń. Dosłownie spod ziemi zaczęli wyrastać i wrastać w łamy prasowe, ekrany i głośniki najróżniejsi "normalni inaczej". Sypali się zewsząd, wyłazili z najdziwniejszych i od Boga zapomnianych zakątków kraju. A media i ich ludzie nicowali sprawę z zajadłością rosnącą z go-dziny na godzinę, z "dziennika" na drugi. Wreszcie zjawił się premier i orzekł: "Będziemy kastrować!".

Wtedy ogłoszono socjologiczne sondaże, z których wyszło, że społeczeństwo jest za, a nawet bardziej, bo ono chciałoby kastrować kozikiem, a nie subtelnymi chemikaliami, i to bezwarunkowo, a nie za zgodą zainteresowanego (proszę mi pokazać, ilu dobrowolnie zgodzi się na ten kozik). Rozległy się też głosy, że kastracja to powrót do średniowiecza, że to spektakl dla gawiedzi, prymitywny odwet w świetle prawa.
Powoływano się nawet na opinię zasłużonego w walce z pedofilią internetową włoskiego księdza Fortunata di Noto, który pomysł kastracji zgłaszany we Włoszech nazwał "absurdalnym" (zapędy kastracyjne poparła wówczas jedynie znana z prawicowych przekonań Aleksandra Mussolini, wnuczka duce). Przypominano, że przymusowej sterylizacji dokonywali naziści i pytano: czy dlatego że większość sobie tego życzy, należy przywrócić karę śmierci?

I wtedy nadszedł poniedziałek, a z nim w TVP2 (Tomasz Lis), TVPolonia (Jan Pospieszalski - jako powtórka programu z czwartku), TVN ("Teraz my!"), TVN24 (Monika Olejnik i Donald Tusk raz jeszcze). I jeszcze minister Kopacz, i jeszcze pomysł powołania specjalnego ośrodka do spraw kastracji. I Stefan Niesiołowski, i posłowie opozycji, i jeszcze sonda na ulicy, i jeszcze głosowanie audiotele? Czy o pozostawieniu określonych organów naszych obywateli na miejscu będziemy decydować esemesami? A może urządzimy w tej kwestii referendum? Czy Polska wpadła w szpony pedofilów i kazirodców? Czy czyhają za każdym rogiem? Co to jest?

Bez obaw - to spin. Całą akcję, od początku do końca (o ile to już koniec), należy pokazywać adeptom public relations, która to specjalność jest dziś tak powszechna w szkołach wszelkiego stopnia jak niegdyś podstawy marksizmu-leninizmu. Zgadza się, w najdrobniejszych szczegółach,
z zaleceniami podręcznika. Jedno z nich brzmi: "Jeśli nie wiesz, jak coś nazwać, poszukaj podobieństwa". Znalazło się - w Austrii. A potem na Podlasiu. A potem w Szczecinie i Bóg jeden wie gdzie jeszcze.

Tak toczy się śniegowa kula - w stronę marketingowego cudu: oto lud myśli jak władza, a władza mówi głosem ludu. Wszystko się miesza ze wszystkim. Przedtem władza przemawiała głosem ludu
w sprawie sędziego Webba, ale podobno miała coś innego na myśli i tylko jej tak wyszło. Spontanicznie.

Kiedyś wydawało mi się, że rzetelne dziennikarstwo polega na analizowaniu świata, na przyglądaniu się uważnie ludziom i sprawom. Wydawało mi się wtedy, zwłaszcza gdy myślenie było cenne,
bo trudne do wyrażenia na głos. Dziś nie ma utrudnień, więc i cena myśli leci w dół, jak indeksy
w Nowym Jorku. Kiedyś - wcale jeszcze nie tak dawno - tabloid był tabloidem, a poważna gazeta, telewizja czy radio potrafiły odróżnić zwykłe przymilanie się władzy do ludu i piarowskie kruczki
od stanowczości tejże władzy.

Dziś tej prostej umiejętności chyba nie potrzeba - tak jak nie potrzeba wysiłku, by dostrzec, że media zajmują się tym samym co panowie Bielan, Kamiński, Kurski i Nowak. Szkoda, że robią to
w sprawie, w której wprawdzie trzeba krzyczeć, tyle że całkiem w inną stronę.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska