Eksperyment Sądecki
Eksperyment sądecki i jego historia
O Eksperymencie Sądeckim przeczytać można nawet w Wikipedii. Jego historia sięga 1958, kiedy to program został zainicjowany oddolnie przez lokalne władze powiatowe i wprowadzony w życie uchwałą Rady Ministrów PRL w sprawie rozwoju gospodarczego powiatu nowosądeckiego i miasta Nowy Sącz oraz rozszerzenia uprawnień terenowych organów władzy państwowej na tym terenie.
- Był to program skierowany wyłącznie na rozwój tego regionu, w przeciwieństwie do planów centralnych. Miał na celu ożywienie aktywności gospodarczo-kulturowo-społecznej mieszkańców Sądecczyzny. Na potrzeby programu stworzono Fundusz Rozwoju Ziemi Sądeckiej - czytamy w Wikipedii.
Eksperyment stał się wzorcem do powołania w 1997 roku Sądeckiej Miejskiej Strefy Usług Publicznych. Do podobnej idei postanowiono po raz kolejny wrócić w 2025 roku. - To pomysł Wyższej Szkoły Biznesu. Powstał duży zespół, do którego mnie zaproszono - informuje Jan Golba i podkreśla, że ma już pomysł na pierwszy krok.
Grupa ma stworzyć petycję, która trafi do Rafała Brzoski, który zarządza zespołem do spraw deregulacji.
Problemy "typowo sądeckie"
Największą bolączką sądeckich gmin jest fakt, że położone są one w obszarach chronionych. Na ternie powiatu nowosądeckiego ustanowionych jest wiele form ochrony przyrody jak: Parki Krajobrazowe, obszar Natura 2000, Parki Narodowe czy Rezerwaty Przyrody.
- Są także obszary, gdzie wprowadzony jest reżim publiczno-prawny, obszary uzdrowiskowe oraz - tak jak u nas - obszary górnicze, gdzie odbywają się odwierty wody mineralnej. Ciężko mówić o rozwoju regionu, kiedy proces mający na celu realizację inwestycji będzie trwał siedem czy osiem lat - podkreśla Golba.
A takich przykładów w historii samej Muszyny było już kilka: kryty stok narciarski, kompleks narciarski w Szczawniku czy budowa kolejki gondolowej na Malnik.
- Proces inwestycyjny często jest tak długi, że inwestorzy wycofują się ze swojego pomysłu. Ten czas generuje też gigantycznie podrożenie kosztów inwestycji. Po dwóch czy trzech latach - nie mówiąc o ośmiu - koszty realizacji inwestycji są zupełnie inne - tłumaczy Golba.
Jego zdaniem konieczna jest deregulacja uwzględniająca specyfikę regionu. - Byłaby ona dużo trudniejsza od tej, którą proponuje rząd. W innych gminach takich przeszkód jak u nas nie ma. My spotykamy się z wręcz demonizacją ochrony przyrody. Deregulacja jest konieczna, jeżeli chcemy naszym terenom zapewnić jakikolwiek rozwój. W mojej opinii dopiero kolejnym etapem mógłby być jakikolwiek eksperyment - wyjaśnia w rozmowie z "Gazetą Krakowską".
W wielu przypadkach gminy takie jak Muszyna w dokumentacji muszą wskazać na przykład miejsca rozrodu wilka, trasy przelotu nietoperzy oraz wykazać czy ryby w Popradzie przeszkadzają w budowie obwodnicy.
- To są absurdy, ale my się z tym mierzymy. Ktoś w końcu musi powiedzieć dosyć - mówi nam Golba.
Inwestycje, które "umarły" w urzędach
Jednym ze sztandarowych przykładów inwestycji, która nie została zrealizowana z powodu bezlitosnych procedur, jest kryty stok w Muszynie. Miał być magnesem na turystów i przysporzyć uzdrowisku popularności wśród miłośników białego szaleństwa.
Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska stwierdziła już podczas przygotowywania studium, że nie jest możliwe usytuowanie tam takiego stoku, ponieważ na tych łąkach występuje… trawa endemiczna.
Podobnie było z kolejką gondolową na górę Malnik. W 2020 roku burmistrz Muszyny poddał pod konsultacje społeczne pomysł powstania tam wieży widokowej oraz kolei gondolowej. Obie inwestycje zostały z entuzjazmem przyjęte nie tylko przez mieszkańców uzdrowiska, ale też turystów. Jedną udało się zrealizować. Wieża widokowa już stoi i cieszy się ogromną popularnością. Na drodze do powstania drugiej stanęły procedury,
- Tutaj również RDOŚ opóźnił nasze plany. Powodem było umiejscowienie podpór. Do wszystkich poza jedną nie było problemu - bez wykonania raportu mogliśmy je wybudować. Problem pojawił się przy ostatniej z nich. Znajduje się na powierzchni obszaru "Natura 2000" i zobowiązano nas w wykonania raportu oddziaływania na środowisko - mówi Golba.
Ostatecznie w styczniu 2025 roku gmina uzyskała pozwolenie od RDOŚ, ale wymagania opóźniły inwestycję w czasie i sprawiły, że okazała się być droższa niż zakładano.
- Czekaliśmy dwa lata. Wcześniej taka kolejna wyceniona została na 40 milinów, a w tej chwili już wiemy, że będzie to 55 milinów. 15 milinów kosztował nas "kaprys" urzędniczy" - dodaje Golba mając nadzieję, że zwracanie uwagi na tego typu tematy pomoże w walce z absurdami, z jakimi uzdrowisko zmaga się od lat.
