Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Wachowicz już nie płacze z powodu mężczyzn

Redakcja
Uwielbiam być adorowana. Chcę, by mężczyzna otwierał mi drzwi
Uwielbiam być adorowana. Chcę, by mężczyzna otwierał mi drzwi MICHAL ROGALA / POLSKAPRESSE
Pierwszy raz publicznie komentuje internetowe plotki o swoim romansie z Zygmuntem Solorzem, właścicielem telewizji Polsat: - Nie wiem, jakim prawem ktoś robi tak obrzydliwe rzeczy. Równo 20 lat temu Ewa Wachowicz została Miss Polonia, a jej życie wywróciło się do góry nogami - pisze Katarzyna Kachel.

Co powiedziała mama, gdy wystartowała Pani w konkursie piękności?
Nie przyznałam jej się. Rodzice nie mieli zielonego pojęcia.: wybory Miss Małopolski były na żywo emitowane w piątek, a ja zadzwoniłam do domu w czwartek wieczorem, by im powiedzieć o moim udziale.

Bała się Pani?
Tak, bo wiedziałam, że dla nich to będzie całkowicie niepoważne. Poważne były studia, wykształcenie, praca, a nie jakieś tam konkursy. Więc dzwonię i mówię: mamo, jutro będą wybory miss. Była zdziwiona, po co jej o tym mówię. Ledwo mi przeszło przez gardło, że w nich startuję.

Jaka była reakcja?
Cisza w słuchawce, a potem pytanie: po co ci to?

No właśnie: po co?
Dla psikusa, dobrej zabawy, bo koledzy w akademiku mnie namówili. Usłyszałam: tylko wstydu nam nie zrób!

Nie przypuszczała Pani, że nie skończy się tylko na zabawie i na pierwszym etapie?
Nie, choć przecież wiedziałam, że w latach 90. wybory miss były tak popularne jak mecz reprezentacji Polski w piłce nożnej. Podobnie, jak przy meczach, przy wyborach miss podczas transmisji wyludniały się ulicę. Teraz, kiedy emituję swoje programy, mogę tylko marzyć o takiej publiczności. Po wygranym konkursie, gdy opuszczałam salę w Poznaniu, cała Polska mnie znała.

Miała Pani przywileje?
Kierowniczka akademika przydzieliła mi małą jedynkę na parterze (śmiech). Stałam się studenckim VIP-em.

Jak się Pani z tym czuła?
To był szok, ale pozytywny. Ludzie podchodzili do mnie z ogromną sympatią. Tak jest zresztą do dzisiaj: wsiadam do taksówki i słyszę: żona mi nie uwierzy, że wiozłem naszą miss. Po 20 latach, kiedy zrobiłam tyle rzeczy, napisałam kilka książek, nadal jestem "naszą miss".

Mężczyźni za Panią szaleli?

(śmiech) Oczywiście.

Była Pani na okładkach wszystkich gazet.

Pierwszą zrobił "Przekrój". Piękną. Boże, co to był wówczas za prestiż! Na okładce tygodnika nie pojawiał się przecież byle kto. Z "Przekrojem" zresztą jest zabawna historia: mój przyszły mąż, który był wówczas dziennikarzem, użył gazety z moim zdjęciem jako szufelki.

Premier Pawlak sam do Pani zadzwonił?
Tak, a ja odłożyłam słuchawkę. Myślałam, że koledzy robią sobie ze mnie żarty. Drugi raz zadzwoniła sekretarka i poprosiła: pani Ewo, proszę nie odkładać słuchawki, kiedy premier do pani dzwoni.

Ile Pani miała lat?
Dwadzieścia trzy i niepohamowany optymizm oraz odwagę. Myślałam, że sobie ze wszystkim poradzę, choć nie wiedziałam kompletnie, w co się pakuję. To był najlepszy uniwersytet życia. Z rozpieszczonej przez media i ludzi miss, stałam się osobą, która jest narażona na różne ataki, weszłam w nieznany mi wcześniej świat polityki - nie zawsze czystej. To był szok. Nie zmieniłam się przecież z dnia na dzień. No, może zamiast krótkich spódniczek, zaczęłam nosić eleganckie kostiumy.

Lubiła się Pani w nich?

Dziś umieram ze śmiechu, gdy patrzę na zdjęcia z tamtych czasów. Wtedy bardzo się starałam i byłam nawet z siebie zadowolona.

Po co Pawlakowi była miss?
Po pierwszych rządach solidarnościowych wygrało SLD. Stworzyło rząd, ale nie miało większości, wzięło więc PSL do koalicji. Waldemarowi Pawlakowi zaproponowali stanowisko premiera. Nie chciał, by rzecznikiem był na przykład Urban i wymyślił sobie, że to dobre miejsce dla miss, która jest ładna, budzi sympatię i nie wstydzi się wsi. Miałam też ocieplać wizerunek rządu.

Jaki był premier?

Wymagający. Pamiętam, pięć dni przed wizytą Billa Clintona, dał mi "Historię prezydentów Stanów Zjednoczonych" i powiedział, że mam się zapoznać z rozdziałem siódmym. Więc ja na to, że oczywiście, zdążę do wtorku, kiedy Clinton miał się w Polsce pojawić. On na to: nie, nie, do wtorku to ma pani przeczytać całość.

Mówił do Pani "ty"?
Broń Boże. Dopiero po 472 dniach, kiedy złożyłam wypowiedzenie, podał mi rękę i zaproponował, byśmy mówili do siebie po imieniu.

Nadal macie ze sobą kontakt?
Tak, oboje jesteśmy wielkimi gadżeciarzami, uwielbiamy nowinki technologiczne i podsyłamy sobie rozmaite aplikacje, które ułatwiają życie.

Gdyby dziś do Pani zadzwonił z propozycją, co by usłyszał?
Kuchnia jest smaczniejsza. Jestem osobą wolną, która robi to, co kocha i ma poczucie dobrze wykonanej pracy.

Jest Pani feministką?
Jestem zdeklarowaną antyfeministką. Uwielbiam być adorowana, zdobywana. Chcę, by mężczyzna otwierał mi drzwi, podawał mi płaszcz i przepuszczał w drzwiach. W świecie obojnackim, który dziś mamy, ja odważnie deklaruję, że chcę być kobietą i chcę przebywać w towarzystwie prawdziwych dżentelmenów.

Rozdaje Pani autografy?
Tak, bardzo dużo. Zdarzało się, że autograf wpisywałam do dowodu osobistego, prawa jazdy, książeczki zdrowia i wojskowej.

Tylko mężczyznom?
Nie, nie tylko. Ostatnio na spotkanie ze mną pod Suchą Beskidzką, gdzie promowaliśmy regionalne potrawy, przyszła 72-letnia kobieta. Sześć kilometrów na piechotę. Przyniosła zeszyt ze wszystkimi moimi felietonami wyciętymi z "Gazety Krakowskiej" i poprosiła o podpis.

Jakie kobiety Panią podziwiają?
Myślę, że takie, które cenią mnie za to, że nie wstydzę się, że pochodzę ze wsi. Nie wstydzę się swoich korzeni. I za to, że odniosłam sukces - sama, bez niczyjej pomocy. Mam na koncie kilkaset programów poradnikowo-kulinarnych, wychodzi czwarta moja książka. Jestem spełniona.

A co jest najważniejsze?
Córka, dom, ogród, w którym rośnie tulipanowiec i smardze na wiosnę.

Płacze Pani czasami?
Płaczę.

Przez mężczyzn?
Już nie. Ale zdarzało się i to wielokrotnie. Nie będę udawać, że jestem kobietą z żelaza.

Ostatni raz?
Ze szczęścia, kiedy zdobyłam Kilimandżaro. Zostałam na szczycie z moją przyjaciółką Klaudią i tanzańskim przewodnikiem . Byłyśmy same, zachodziło słońce i nagle pojawiła się okrągła tęcza. To niebywale rzadkie zjawisko. Nawet teraz mam ciarki, gdy sobie to przypomnę.

A czy rozpamiętuje Pani złe rzeczy?
Mam taki charakter, że staram się iść do przodu, nie oglądać za siebie.

Nie cierpi Pani?
Cierpię, ale wyciągam z trudnych doświadczeń wiedzę, tak by później nie bolało.

Bywa Pani bezsilna?
Opadają mi ręce na nieuzasadnioną ludzką zawiść i bezkarne chamstwo w internecie. Nie wiem, jak się temu przeciwstawić i czy ktokolwiek, kto pisze i czyta takie teksty, ciekaw jest prawdy...

Takie ataki zdarzają się często?

Nie, ale ostatnio ktoś - chyba frustrat jakiś - zaczął o mnie wypisywać jakieś obraźliwe i nienawistne teksty. Nie wiem, dlaczego akurat ja. Zdecydowałam, by usunąć te komentarze. Zachowajmy dla siebie nawzajem choć resztki godności.

W Internecie pojawiły się też plotki, że ma Pani romans z Zygmuntem Solorzem.
Pracujemy razem od 20 lat, jest moim szefem i znamy się także prywatnie. Znamy się - to oznacza, że znam i jego żonę. Zastanawiam się więc, skąd i po co ta plotka się pojawiła.

Jak Pani zareagowała?
Na początku bardzo mnie to ubawiło - traktowałam to jako abstrakcyjny żart. Ale w momencie, kiedy taka informacja pojawia się w kontekście rozwodu państwa Solorzów, to przestaje być śmieszne. Jestem w tej sprawie w kontakcie z prawnikiem i zastanawiamy się nad krokami prawnymi, bo te informacje naruszają mój wizerunek i dobra osobiste. Przechodziłam rozwód i wiem, jakie jest to trudne. Wtedy obydwoje - Małgorzata i Piotr (tak do Zygmunta Solorza mówią znajomi - przyp. red.) bardzo mi pomogli Nie wiem, jakim prawem ktoś robi tak obrzydliwe rzeczy. Nie chce mi się nawet tego komentować. A jak zacznę dementować, to będę tę lawinę napędzać.

Pani życie jest udane?
Bardzo. Jestem szczęśliwa i dziękuje codziennie za wszystko to, co mam. Choć oczywiście nie jest tak, że mnie pewne rzeczy nie denerwują, że nie mam gorszych dni. Szczęście to jest też dostawać co rano róże do łóżka.

Dostaje Pani?
Cholera, nie (śmiech)!

Jacy mężczyźni byli w Pani życiu?

Sami wspaniali i mam nadzieję, że tylko tacy będą się pojawiać.

Czy Ewa Wachowicz jest zakochana?
I to jest właśnie to pytanie, na które żaden dziennikarz nie usłyszy odpowiedzi.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska