Z budynku zostały tylko zgliszcza. Chociaż od pożaru minęły dwa tygodnie, swąd spalenizny jest wciąż wszechobecny. Domownicy w milczeniu uprzątają pozostałości domu i wypatrują przy okazji jakichkolwiek drobiazgów, których ogień nie zdołał pochłonąć.
- Ostatnio żona znalazła skarbonkę, w której znajdowało się 160 złotych. Cieszyliśmy się z tego, jakbyśmy skarb jakiś znaleźli - wzdycha Janusz Gabrych.
Pod jednym dachem mieszkał z żoną Barbarą, synem Piotrem, synową Barbarą oraz ich dziećmi: 18-miesięczną Jagodą, 3-letnim Filipem i 11-letnią Nikolą. Wszyscy dziękują Bogu, że przynajmniej im nic się nie stało.
Wszystko przez zwarcie
Ich dramat rozegrał się 14 maja. Dochodziła godzina 18. W domu była wtedy pani Barbara z synem Piotrem, oraz wnuczką Nikolą. Pan Janusz właśnie wrócił z pracy.
- Zjadłem obiad, położyłem się chwilkę odpocząć i włączyłem telewizor. W pewnej chwili poczułem jakiś swąd, jakby paliły się jakieś plastiki - wspomina gospodarz.
Zaniepokojony postanowił zlokalizować źródło dziwnego zapachu. Szybko zauważył dym wydostający się z łazienki. Gdy otworzył drzwi pomieszczenia, serce podeszło mu do gardła.
- Z samego środka pralki buchał żywy ogień - kręci głową mieszkaniec Rzepiennika Strzyżewskiego.
Krzyknął z całych sił, aby pozostali domownicy szybko opuścili płonący budynek. Największą przytomnością umysłu wykazała się Nikola, która zadzwoniła na straż pożarną.
- Miałam prawie zupełnie wyczerpaną baterię w telefonie, ale udało mi się wezwać pomoc - mówi 11-latka.
W momencie pojawienia się ognia jej ojciec był na piętrze, gdzie remontował pokój.
- Byłem akurat w trakcie przygotowywania mieszkania dla mojej rodziny. Już prawie wszystko było gotowe - mówi podłamany Piotr Gabrych.
Ogień szybko objął cały drewniany dom. Płomienie gasiło w sumie 53 strażaków z całego regionu. Niestety cały dobytek Gabrychów został zniszczony. - Zostaliśmy w tym, co mieliśmy na sobie - wzdycha pan Janusz.
Mieszkanie w stodole
Los już po raz kolejny nie oszczędził Gabrychów. Cztery lata temu pożar strawił stary dom pana Janusza. Dzięki pomocy wielu ludzi dobrej woli udało się go odbudować.
- To jednak nie był koniec pecha, bo trzy lata temu w budynek uderzył piorun i mnie poraził. Zniszczoną mieliśmy całą instalację i mnóstwo urządzeń elektrycznych. Później nawiedziło nas jeszcze gradobicie - kręci głową pan Janusz. Jest załamany. Na razie nie ma pojęcia, gdzie podzieje się teraz cała rodzina. Jedno wie na pewno: dokładnie w tym miejscu co do niedawna, nie chciałby już mieszkać.
- Nad tym wisi jakieś fatum - mówi zrozpaczony mieszkaniec Rzepiennika.
Od dwóch tygodni Janusz i Barbara Gabrychowie z konieczności mieszkają więc w stodole, gdzie urządzili sobie prowizoryczny pokój i kuchenkę. Jest też wanna, oddzieloną od kuchni kotarą. Syn z żoną i dziećmi zamieszkali na razie u teściów.
Potrzebna pomoc
Janusz Gabrych chciałby na działce oddalonej o około 50 metrów od zgliszcz wybudować mały budynek lub przynajmniej postawić tam dla siebie i żony dom na kółkach. Syn z rodziną liczy z kolei, że uda się kupić lub wynająć za niewielkie pieniądze jakiś dom w okolicy.
Stowarzyszenie Nasza Przyszłość z Rzepiennika udostępniło konto o numerze 98 1600 1462 1839 2517 4000 0006, na które można wpłacać datki, które pomogą pogorzelcom.
W niedzielę 2 czerwca pod kościołami w Rzepienniku Strzyżewski, Biskupim oraz Jodłówce Tuchowskiej prowadzona będzie także zbiórka do puszek.
FLESZ - Pszczoły wymierają, grozi nam głód
