Wychwalam przedsiębiorczość naszych rodaków, gdyż ślimaki są rzeczywiście uciążliwe, a biologiczne metody zwalczania oślizgłej plagi w cenie. Wyrośnięte mięczaki mogą bezczelnie spacerować po grządkach, gdyż praktycznie nikt ich nie jada. Pokryte paskudnie śliskim śluzem są niejadalne z powodu przykrytego dla drapieżników smaku.
Wyjątkiem są kaczki biegusy, które w pierwszym roku życia nie przepuszczą żadnemu ślimakowi. Niestety, następnego lata przechodzą na jarską dietę. W okolicach świętego Marcina trzeba by biegusa zaprosić na tradycyjny obiad z pieczoną kaczką, ale nie każdy ma serce, by zasłużonego obrońcę truskawek pozbawić życia.
Tym samym pomyślą na wypożyczenie kaczki - ślimakożercy jest znakomity. Biegus zrobi swoje i wraca do właściciela. Jeśli już mowa, o wojnie ze ślimakami, to proszę, unikajcie chemii. Żaden mięczak się nie oprze. Padną zarówno wraże pomrowy i śliniki z maleńkimi, drapieżnymi szklarkami (tak, są wśród nich mięsożercy!), i nieszkodliwymi wstężykami włącznie.
