Rzecz miała miejsce w Kurozwękach. Jest tam stary pałac, park i przyrodniczy cymes: jedyna w Polsce hodowla bizonów. Można poczuć smak amerykańskiej prerii. I to dosłownie.
Okoliczne karczmy serwują pieczyste z bizona. Proza życia jak w hodowli zwyczajnego bydła. W naturze załatwiaj to wilki. Przed laty o mały włos wszystko odeszłoby w niebyt. Czujne oko biurokratów wykryło śmiertelne zagrożenie dla … żubrów. Bizon to bliski, cho amerykański krewniak króla puszczy. Może przenosić choroby i pasożyty.
Teoretycznie, gdyż hodowla jest odizolowana od żubrów Gdzieś za biurkiem narodził się pomysł prewencji. Dorosłe bizony miały być sterylizowane. Włącznie z uroczą parą bizonków, która podczas urzędniczego wzmożenia przyszła na świat. Wyjątkowy wypadek, świadczący o doskonałej kondycji zwierzaków. Mini zoo miało przestać istnieć. Obywatele Kurozwęk i turyści, delikatnie mówiąc, osiągnęli stan wkurzenia. Prócz atrakcji przyciągającej gości, przepadłoby kilkadziesiąt miejsc pracy. Dzięki protestom wyrok zawieszono. Wszystko mogło się zmienić… i tak też się stało. Za uciekinierem wszczęto pościg. Myśliwi mają go schwytać żywcem. W ostateczności zastrzelić. Prawie jak na Dzikim Zachodzie.
Polacy nadal ufają politykom KO
