Najokazalsza z nich (u nas żyje dwieście kilkadziesiąt gatunków koziułek), czyli koziułka warzywna ma skrzydła mierzące dobre cztery centymetry rozpiętości. Są doczepione do ziemistej barwy tułowia i odwłoka grubości zapałki. Do tego monstrualnie długie nogi i głowa z czymś co przypomina potężną kłujkę. Ot, wielki komar. Strach się bać, ale… koziułka nie ma nic wspólnego z żądnym krwi superkomarem. Jest jeno nieszkodliwą komarzycą, zwana również komarnicą. Entomolodzy zaliczyli je do grupy muchówek.
Teraz wyjaśnienie roli owej kłujki. Efektowana ssawka nadaje się jedynie do spijana nektaru lub płynu z gnijących roślin. Pewne szkody mogą wyrządzić larwy podgryzające korzonki roślin. Rzeczywiście, maj obrodził w komarnice. Wszędzie ich pełno. Jedna z nich właśnie usiłuje staranować ekran mojego tabletu. Rozumiem, że niezbyt miło znaleźć zgniecionego owada na poduszce czy w szklance kawy. Być może pocieszy was fakt, że w mrokach nocy kryją się liczni miłośnicy komaropodobnych owadów. Nietoperze, pająki, mniejsze sowy. Zdobycz liczna i pożywna.
Lada chwila przetrzebią roje wabionych światłem paskud. I wszystko wróci do normy.
