Białoróżowe płatki i mały środek w kolorze słońca. Przytulone do ziemi, otoczone wianuszkiem drobnych listków. Kibicowałem im podczas pierwszych przymrozków. Pokryte szronem i zesztywniałe trawy zżółkły od mrozu w kilka dni, zaś ogrzane słońcem stokrotki wróciły do życia. Wytrzymały bez szwanku minus osiem kresek przez długą grudniową noc.
Potem przez kilka dni zniknęły pod śnieżną kołderką. Teoretycznie wszystkie rośliny zielone ośliny nie znoszą braku słońca. Jeśli zakryć je nieprzepuszczalną zasłoną w trakcie sezonu wegetacyjnego, to po kilkunastu dniach zginą. Zimą, przykryte grubą warstwą śniegu trawy mocno tracą kolor. Zaś stokrotki przetrwały próbę cienia bez najmniejszego szwanku. Stuliły kwiatuszki, przywarły do ziemi i tyle. Nic, żadnej szkody, utraty koloru. Dzikie stokrotki są gatunkiem dwuletnim. W pierwszym roku wytwarzają rozetkę liści, w drugim kwiaty.
Zginą, lecz z nasion wyrastają nowe okazy. I tak w koło Macieju. Zdobią trawnik, są cennym surowcem zielarskim, a nawet nadają się na przekąskę, o czym opowiem, gdy za kilkanaście tygodni w okolicach Wielkanocy. Proszę, pokażcie mi drugą równie użyteczną i śliczną roślinę.
