48-letni Stanisław P. nie przeżył pożaru, który wybuchł w domu jego siostry w Gawłowie. Do tragedii doszło w niedzielny wieczór, około godziny 19.30.
Mężczyzna mieszkał na parterze budynku, piętro zajmuje jego siostra z rodziną. To właśnie kobieta wyczuła swąd dymu. - Tego wieczoru nie było nas w domu. Mama wróciła pierwsza. Gdy tylko weszła, poczuła spaleniznę - opowiada siostrzeniec ofiary pożaru.
Kobieta szybko pobiegła sprawdzić, co się dzieje u brata. Gdy otworzyła drzwi, w jej kierunku buchnęły kłęby dymu. Po chwili zauważyła Stanisława P. leżącego na wersalce. Brat nie dawał oznak życia. Na miejsce przyjechała straż pożarna. Ratownicy próbowali reanimować 48-latka. Było na to już jednak za późno.
- Akcja trwała około półtorej godziny. Gasiliśmy też ogień wewnątrz mieszkania - wyjaśnia Grzegorz Cieśla z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Bochni.
Nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. Wiele wskazuje jednak na to, że ogień mógł przypadkowo zaprószyć sam 48-latek.
- Sprecyzuje to śledztwo, które jest prowadzone pod nadzorem prokuratury - mówi Łukasz Ostręga, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Bochni.
Sąsiedzi, z którymi wczoraj rozmawialiśmy, o tragedii dowiedzieli się dopiero rano.
- Szkoda tego człowieka. Jak każdy, miał jakieś swoje słabości, ale był bardzo pracowity - stwierdza jeden z nich. 48-latek nie miał stałej pracy, korzystał z pomocy pośredniaka, natomiast ostatnio dorabiał sobie, pracując w jednym z gospodarstw niedaleko domu.
Wczoraj rodzina załatwiała formalności związane z pogrzebem, który zaplanowany został na środę.
Po południu porządkowano pomieszczenie, gdzie doszło do pożaru. Wszystkie znajdujące się tam sprzęty nadają się do wyrzucenia.
- Tynki również trzeba będzie skuwać - mówi siostrzeniec Stanisława P.