Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdański sędzia wykazał się niezawisłością. Od rozumu i przyzwoitości

Marek Bartosik
fot. archiwum Polskapresse
Przy okazji afery sędziego z Gdańska, który tak haniebnie dał się podprowadzić "Gazecie Polskiej Codziennie" strach pozwolić sobie na uogólnienia. I to nie dlatego że można się pomylić. Wręcz przeciwnie - dlatego że można się nie pomylić.

Bo jeśli gotowość do słuchania dyspozycji politycznych (i wszystkich innych) dotyczy tylko kilku, niechby nawet jednego, procenta kolegów i koleżanek po fachu sędziego, to mamy problem. I to taki, wobec którego jesteśmy w gruncie rzeczy bezradni.

Formalne gwarancje sędziowskiej niezawisłości przez minione dwadzieścia lat zbudowaliśmy zgodnie z wyśrubowanymi standardami. Sędziowską cnotę chroni przecież immunitet, praktyczna nieodwoływalność, wyjątkowy system emerytalny, który sprawia, że sędzia ma gwarancje dostatniego życia także po przejściu w stan spoczynku, a po jego śmierci również małżonka, która otrzyma do zgonu własnego 75 proc. jego uposażenia. No i do tego dochodzą zarobki. Dla sędziów zawsze za małe, bo to środowisko ma tendencję do porównywania się z najlepiej zarabiającymi adwokatami, ale godne i mimo oszczędności budżetowych ciągle solidnie podwyższane. Pozycja sędziego urosła w porównaniu z jego stausem w czasach PRL-u niebotycznie.

Cała reszta jest już w elementarnej odwadze cywilnej i przyzowitości sędziów.

Wydawałoby się więc, że od każdego z nich można wymagać tego, że kogoś, kto się przedstawia jako asystent ministra i usiłuje coś załatwić, wyślą do diabła. No i okazało się, iż wymagać możemy, ale bezskutecznie. Przynajmniej w tym jednym przypadku. Czy jedynym? Ta niepewność mnie przynajmniej będzie długo dręczyła.

Teraz do człowieka trzeciej władzy dorwała się władza czwarta. Pojawiają się już twierdzenia, że dziennikarze poszli za daleko w prowokowaniu sędziego. Przyznam, że wobec dziennikarstwa uprawianego przez "Gazetę Polską Codziennie" nie jestem specjalnie ufny. Już w samym tytule tego organu i animatora stronnictwa smoleńskiego odnajduję coś nieszczerego. Gazeta polska, niby codziennie. A, przepraszam w niedziele? Przecież w dzień święty jesteśmy pozbawieni tego tytułu, chyba że ktoś odłoży z soboty i zadowoli się polskością lekko nieświeżą.

Nie podoba mi się, że ktoś, kto wpuścił sędziego na manowce, przy okazji publikacji rozmowy nie ujawnił swego nazwiska. To budzi pewną nieufność co do metody albo motywacji przeprowadzenia tej prowokacji. Jednak najważniejszy jest efekt. Bez tej sztuczki nie dowiedzielibyśmy o skłonnościach sędziego do dyskwalifikującej dyspo- zycyjności. Prowokacja, zgodnie z zasadami dziennikarskiego rzemiosła, służy temu, by ujawnić fakty i zjawiska ważne społecznie, których istnienia inaczej dowieść nie można. I tak było w tym wypadku. Mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy próbować osłabiać wymowę uzyskanych w ten sposób informacji dyskusją o ewentualnym przekroczeniu przez redakcję dopuszczalnych granic prowokacji. Bo kogo jak kogo, ale sędziów, ich uczciwości, świadomości roli, jaką odgrywają w państwie, musimy być pewni, absolutnie pewni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska