WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
- Strzelił pan pierwszego gola w barwach Wisły Kraków. W dodatku w europejskich pucharach, w 90 minucie i na wagę wygranej. Nie mogę nie zapytać, jakie uczucie panu towarzyszy chwilę po zakończeniu spotkania?
- Niesamowita sprawa. Jestem bardzo szczęśliwy z tego pierwszego gola dla Wisły. Oczywiście przede wszystkim cieszę się z wygranej całej drużyny, z tego, że jesteśmy w kolejnej rundzie.
- Pańskie wejście do nowej drużyny przebiega błyskawicznie. Transfer, następnie pierwszy mecz w europejskich pucharach, teraz drugi, gol.
- To prawda, jestem w Wiśle bardzo krótko. Dwa tygodnie treningów, pierwsze mecze i muszę powiedzieć uczciwie, że na ten moment nie jestem jeszcze w stu procentach gotowy do gry. Muszę jednak dodać, że koledzy z drużyny, cały sztab pomaga mi, żebym jak najszybciej zaadoptował się w nowym klubie i to działa, bo czuję się w Wiśle bardzo dobrze.
- Porozmawiajmy chwilę o tym pańskim golu. Myślę, że kluczem w tej sytuacji była precyzja strzału, który nie był bardzo mocny, ale dokładny. Zgodzi się pan z taką opinią?
- Tak, oczywiście, precyzja była w tym wszystkim ważna. Trzeba było odnaleźć się w polu karnym. Być może mam to po moim tacie, który potrafił strzelać gole. Oczywiście, trzeba było mieć w tym wszystkim trochę szczęścia. Potrzebne było dobre podanie, potrzeba było trochę ryzyka przy strzale, ale ostatecznie jestem szczęśliwy, że skończyło się to trafieniem do bramki.
- Powiedzmy sobie szczerze, że ten gol to była pewnego rodzaju forma rehabilitacji z pańskiej strony, bo przy straconej bramce pan patrzył na Patryka Gogóła, on na pana, a rywal się obrócił i kopnął do siatki…
- Jeszcze nie widziałem dokładnie tej sytuacji. Musimy to przeanalizować. Byłem tam ja, był „Gogi”, trudno mi w tym momencie powiedzieć, kto popełnił większy błąd.
- Porozmawiajmy chwilę o pana pozycji w drużynie. Przychodził pan jako lewy obrońca, w dwóch pierwszych meczach wszedł z ławki jako skrzydłowy, a chwilę przed naszą rozmową trener Kazimierz Moskal powiedział, że może pan grać również w środku pola. To gdzie najlepiej czuje się Giannis Kiakos?
- Jak w każdej drużynie, na końcu decyzję podejmuje trener. Ja osobiście czuję się dobrze wtedy, gdy mogę grać jak najwięcej do przodu. Biegać od pola karnego do pola karnego. Nawet jeśli gram na lewej obronie, to jestem typem zawodnika, który gra bardzo ofensywnie. Tak jak jednak powiedziałem, na końcu decyzję podejmuje trener i jeśli kazałby mi stanąć w bramce, to też bym tam stanął. Najważniejszy jest zespół, decyduje trener.
- Wciąż trwa proces pana aklimatyzacji w nowym klubie. Kto pomaga panu najbardziej?
- Tak jak powiedziałem wcześniej, wszyscy koledzy przyjęli mnie w Wiśle bardzo dobrze. Tak samo trenerzy. Dostałem też dużo pozytywnych wiadomości do kibiców, którzy pisali do mnie w mediach społecznościowych. To są niesamowite wiadomości, dla mnie bardzo ważne. Wszystkie te sprawy przyczyniły się do tego, że szybko poczułem się w Wiśle jak w nowej rodzinie. Pomagają mi wszyscy, również Vullnet Basha. Przed nami długi sezon i to ważne, żebyśmy wszyscy czuli się ze sobą dobrze i dążyli do wspólnych celów.
- Sezon rzeczywiście jest długi, ale następny rywal do Rapid Wiedeń…
- Tak, rywal naprawdę z wysokiej półki. Dzisiaj cieszymy się bardzo z awansu do następnej rundy, ale już jesteśmy podekscytowani również możliwością konfrontacji w tej następnej rundzie z takim przeciwnikiem. Znów będzie pełny stadion u nas, pewnie również w Wiedniu. Nasi kibice są jednak niesamowici, o czym przekonałem się już przy okazji pierwszego meczu. Mam nadzieję, że będą nas wspierać przez cały sezon i wspólnie będziemy świętować wiele wygranych, a na końcu realizację najważniejszego celu, jakim jest awans do ekstraklasy.
