Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gliniarz i ordynator. Śledczy uważają, że obaj przekroczyli granicę prawa

Artur Drożdżak
Dr Marian P.  był ordynatorem w Zakopanem prawie 20 lat
Dr Marian P. był ordynatorem w Zakopanem prawie 20 lat Łukasz Bobek
Rok 2013 był pechowy w karierze Leszka K., choć przez 35 lat służby w policji zbierał same pochwały. Kilka lat kierował sądeckim oddziałem Centralnego Biura Śledczego, a potem był szefem Wydziału Ochrony Świadka Koronnego w CBŚ. Awansował nawet na zastępcę dyrektora Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej Policji w Warszawie.

Konkurs w Bydgoszczy
W fatalnym 2013 roku Leszek K. wystartował w konkursie na komendanta wojewódzkiego w Bydgoszczy. Za konkurenta miał nie byle kogo, bo Zbigniewa M., wicedyrektora Biura Kontroli w KGP.

Skandal wybuchł, gdy okazało się, że obaj panowie przedstawili prawie identyczne koncepcje pracy na nowym stanowisku. Kto popełnił plagiat? To pozostało zagadką, ale obaj na własną prośbę pożegnali się ze służbą w policji.

Kilka miesięcy potem Leszek K. wpadł w poważniejsze tarapaty, gdy Prokuratura Okręgowa w Krakowie wszczęła tajne śledztwo dotyczące próby zdobycia informacji stanowiących tajemnicę służbową z pominięciem drogi służbowej. Podejrzewano, że przestępstwa mógł się dopuścić właśnie Leszek K.

W tej historii jest dwóch głównych bohaterów i kilku mniej ważnych. Postaciami pierwszego planu są na pewno policjant Leszek K. oraz ordynator z zakopiańskiego szpitala Marian P.

Dawny znajomy
Panowie poznali się przed laty, gdy Leszek K. jeszcze pracował w sądeckim CBŚ. Kontakt odnowili przypadkiem w 2010 roku. W sylwestra Robert S., pasierb Leszka K., zjeżdżał na nartach w Tatrach i złamał prawą nogę. Trafił na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej pod opiekę ordynatora Mariana P.

Lekarz miał renomę znakomitego fachowca i przez 17 lat praktyki jako ordynator niejednemu narciarzowi wykurował uszkodzone ręce i nogi. Tym razem też operacja się udała, złamanie dobrze się goiło, ale pacjenta czekał jeszcze zabieg wyjęcia pręta zespalającego kości. Operację zaplanowano na maj 2013 roku.

W tamtym czasie dyrekcja zakopiańskiego szpitala miała obawy, czy nie jest przedmiotem zainteresowania policjantów z komendy powiatowej lub wojewódzkiej. Dyrekcja, czyli szefowa placówki Regina Tokarz oraz ordynator Marian P., który oprócz kierowania jednym oddziałem, pełnił także funkcję zastępcy dyrektora.

Obawy dyrekcji szpitala

Oboje chcieli wiedzieć, czy nie interesują się nimi policyjne piony do zwalczania przestępczości gospodarczej lub korupcji. Dyrektor Tokarz uznała, że wiedzę o takich działaniach będzie można uzyskać za pośrednictwem Leszka K. W końcu jego pasierb czekał na zabieg, więc funkcjonariusz mógłby się zrewanżować dyskretnie i popytać swoich kolegów po fachu, czy nie rozpracowują domniemanych przekrętów w zakopiańskiej placówce służby zdrowia.

Wizyta w gabinecie KGP
Dyrektor Tokarz miała okazję osobiście poznać Leszka K. w Warszawie. Była wtedy służbowo w stolicy i przy okazji gościła z Marianem P. w gabinecie policjanta w KGP.

Omawiano wtedy sprawę kontynuacji leczenia jego pasierba Roberta S. Dyrektor Tokarz prosiła też ordynatora, by dowiedział się za pośrednictwem Leszka K., czy w jej telefonie jest zamontowany podsłuch. Liczyła, że przekazanie takiej informacja będzie wyrazem wdzięczości za leczenie Roberta S.

15 kwietnia 2013 r. Marian P. telefonicznie skontaktował się w tej sprawie z Leszkiem K., który zaraz zaczął działać. Zadzwonił do Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Połączył się z komendantem wojewódzkim Mariuszem Dąbkiem, i jego pierwszym zastępcą Markiem Woźniczką. Dodzwonił się też do Stanisława C., zastępcy naczelnika wydziału ds. przestępczości gospodarczej i Janusza N., naczelnika Wydziału Techniki Operacyjnej. Od nich próbował się dowiedzieć czegoś o zainteresowaniu policji szpitalem w Zakopanem. Starał się, by to miało pozory rozmów służbowych. Dlatego korzystał też z pośrednika, swojego podwładnego w KGP Krzysztofa K.

Trzy razy prosił go o takie informacje z Krakowa i tłumaczył swoje zapytania tym, że słyszał negatywne informacje o zakopiańskiej placówce. Krzysztof K. wcześniej pracował w Krakowie, dlatego dzwonił do jednego z naczelników komendy i pytał go o dyrektorkę szpitala Reginę Tokarz. Pytany unikał odpowiedzi i odesłał do szefa wydziału do walki z korupcją.
Dzwonił na służbowy telefon, a potem na komórkę i tym wzbudził podejrzenia. Już wcześniej zdarzały się takie uste zapytania, ale potem przychodziły na piśmie. W tej sprawie tak nie było.

Pytania o "ocieplenie"
Do komendanta Dąbka zaczęły docierać sygnały o dziwnych telefonach, sam też rozmawiał z Leszkiem K., ale zbywał pytania o szpital w Zakopanem. Leszek K. nie krył wtedy, że się interesuje placówką, bo jego pasierb ma tam mieć operację. W kolejnych dniach nie uzyskał także żadnych informacji od zastępcy komendanta Marka Woźniczki. Od jednego z naczelników usiłował zdobyć informację, czy wobec lekarzy z Zakopanego są stosowane techniki operacyjne i czy jest tam założony podsłuch, czyli jak się wyraził "ocieplenie". Tłumaczył, że pyta o to, bo boi się nagrania w rozmowach z pracownikami szpitala. Nie wiedział, że jego rozmowy z Marianem P. były już nagrane.

Zatrzymania po roku
Byłego już policjanta i ordynatora zatrzymano po roku, 26 maja 2014 r. 57-letni Marian P. nie trafił do aresztu, bo wpłacił poręczenie 150 tys. zł. Ma jednak prokuratorski zakaz wykonywania funkcji ordynatora i zastępcy dyrektora szpitala. Postawiono mu zarzut nakłaniania Leszka K. do przestępstwa przekroczenia uprawnień i uzyskania informacji stanowiących tajemnicę służbową z pominięciem drogi służbowej. Informacje, zdaniem śledczych, dotyczyły czynności operacyjnych i procesowych celem uzyskania korzyści dla pasierba policjanta Roberta S. za świadczenie medyczne poza kolejnością.
Oprócz tego lekarz usłyszał także cztery zarzuty korupcyjne za przyspieszanie operacji wszczepiania endoprotez w szpitalu. Pieniądze miał przyjmować w latach 2002 - 2011, w sumie 5 tys. zł. Nie przyznał się jednak do winy.

Wobec 56-letniego Leszka K. zastosowano 15 tys. zł poręczenia i zakaz opuszczania kraju. Odpowie przed sądem za to, że jako funkcjonariusz publiczny w Krakowie i Warszawie przekroczył uprawnienia w zakresie nadzoru nad czynnościami operacyjnymi jednostek policji i nakłaniał trzech policjantów z komendy w Krakowie, by ujawnili tajemnicę służbową, czyli informacje operacyjne opatrzone klauzulą "poufne". Te dotyczące szpitala w Zakopanem.

Telefon do Muszyny
Zdaniem krakowskich śledczych Leszek K. 26 kwietnia 2013 r. nałaniał też komendanta policji w Muszynie koło Nowego Sącza, Arkadiusza K., do przestępstwa przekroczenia uprawnień i nierejestrowania w systemie policji wykroczenia drogowego znajomego Andrzeja R. Mężczyzna jechał bez zapiętych pasów i został zatrzymany przez sądecką drogówkę. Usłyszał, że za wykroczenie dostanie 2 punkty karne i musi zapłacić 100 zł mandatu. Poprosił wtedy o pomoc Leszka K.

Były policjant nie przyznaje się do winy. Potwierdza, że był w stałym kontakcie z ordynatorem, ale zaprzecza, by miał uzyskiwać dla niego poufne informacje. Marian P. mówił mu tylko o rozgrywkach w szpitalu i że przeciwna strona stosuje donosy. Ordynator też zaprzecza, by prosił i nakłaniał Leszka K. do sprawdzania działań policji wobec niego lub szpitala. Stwierdził, że jeśli Leszek K. tak robił, to nie z jego inspiracji.

Sprawa czeka na termin przed krakowskim sądem. Oskarżonym grozi 10 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska