Zapowiedź pokazu – kilka dosyć suchych zdań o „integracyjnym projekcie, w którym grupa dzieci z niepełnosprawnością ruchową, we współpracy z rówieśnikami bierze udział w cyklu warsztatów tanecznych”, ani w odrobinie zapowiadała, z czym przyjdzie się zderzyć na miejscu. Nawet trudno się dziwić, bo choć organizatorzy doskonale wiedzieli, co się będzie działo na scenie, woleli nie ubierać tego w słowa. Zostawili to publiczności. Mieli rację, bo naprawdę trudno znaleźć przymiotniki, które w pełni oddałyby wrażenia z pokazu: mieszkanki ruchu w wielu odmianach, muzyki, świateł i magicznej siły, która to wszystko połączyła w całość. Pewnie, że zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: to tylko układ taneczny. Ale nie wierzcie im. Bo to było coś wręcz mistycznego, co u uczestników buduje pewność siebie i wiarę we własne możliwości.
Układ powstał podczas kilku zaledwie spotkań z Aleksandrą Pawlik, instruktorką Fundacji Aktywnej Rehabilitacji w Krakowie. I od początku miał opowiadać o emocjach. Ona sama dała się im ponieść. Po finałowej scenie, gdy już wybrzmiały ostatnie takty i skończyły ostatnie ukłony, schowała na chwilę twarz w dłoniach. Gdy po chwili podniosła głowę, widać było łzy, które płynęły jej po policzkach.
Podsumowanie wieczoru wzięli na siebie Dominika Tajak i Janusz Zięba – szefowie Gorlickiego Centrum Kultury. Zazwyczaj skoncentrowani i rzeczowi, ale tym razem i im głos się łamał, gdy dziękowali i gratulowali wszystkim - uczestnikom, rodzicom, załodze GCK. Było za co. I jeszcze raz - czapki z głów przed wszystkimi, którzy sprawili, że ten wieczór był właśnie taki.
