Medale z wyrytym na nich napisem „Kto ratuje jedno życie, ten jakby cały świat ratował” trafiły właśnie do rodziny Tekli i Władysława Kosibów z Biecza, ich synów Tadeusza i Rudolfa, Jan Benisza z Gorlic oraz sióstr zakonnych Zofii Liszki i Marcjanny Łączniak ze Zgromadzenia Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Dominikowicach.
- Z tradycji żydowskiej wynika przekonanie, że świat opiera się na 36 sprawiedliwych mężach, którzy chronią świat od zagłady – mówiła podczas uroczystości Anna Azari, ambasadorka Izraela w Polsce. - W czasie wojny było ich znacznie więcej. Tylko w ten sposób możemy spłacić dług wobec Sprawiedliwych – podkreśliła.
Cała uroczystość miała szczególnie wzruszający charakter i była dowodem, że w pewnym sensie historia zatoczyła koło. Do Biecza przyjechał bowiem żyjący syn Tekli i Władysława, Rudolf, który pomagał Żydom jako nastolatek. Naprzeciwko niego stał zaś Ira Goetz, który właśnie dzięki pomocy rodziny Kosibów, w tym Rudolfa, przeżył.
- Nigdy tego nie zapomnę – podkreślał wielokrotnie Ira Goetz.
Opowiadał, jak po wielu godzinach spędzonych bez ruchu w ziemiance trafił do gospodarstwa Kosibów, a ci, nie zważając na niebezpieczeństwo i grożącą im śmierć, ukryli go w stodole. I o „ruszającym się” sianie, które tam zobaczył. Okazało się, że nie był jednym, któremu Kosibowie udzielili schronienia.
- Pomagaliśmy, bo uważaliśmy, że tak trzeba – mówił podczas uroczystości Rudolf Kosiba.
Tytuł Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata odebrała także rodzina Jana Benisza, gorliczanina, bohatera, niezwykłego patrioty, który w czasie wojny pracował w magistracie i zajmował się wydawaniem kartek żywnościowych.
- Jako urzędnik, miał co miesiąc podawać Niemcom liczbę mieszkańców miasta. Oni zaś, na tej podstawie wydawali mu kartki na żywność, które z kolei rozprowadzał wśród gorliczan - Polaków, Żydów, przesiedleńców z poznańskiego i partyzantów – opowiadała nam Urszula Karasińska, wnuczka Benisza. - Dziadek doskonale zdawał sobie sprawę, w jakich warunkach żyją ludzie w mieście. Celowo zawyżał więc dane i w ten sposób dostawał więcej przydziałów na żywność. Po cichu sam albo poprzez zaufanych ludzi rozdawał je najbiedniejszym mieszkańcom i żydowskim rodzinom - wspominała.
Sabina Bruk, z domu Honigwaschs - nazwisko klucz w sprawie przyznania tytułu gorliczaninowi, ale też wspomnianym wcześniej siostrom zakonnym. To on w kwietniu 1961 złożyła obszerne zeznanie, w którym opowiedziała o tym, jak Benisz przynosił jej kartki na żywność, a ona wymykała się z getta, kupowała jedzenie, a potem dzieliła je między żydowskie rodziny. Gdy zaczęła się likwidacja getta, Benisz znalazł dla Sabiny i jej bliskich kryjówkę w jednym z grobowców na cmentarzu. W końcu dziewczyna trafiła do ochronki w Dominikowicach prowadzonej przez siostry służebniczki – siostrę Serafinę (Zofię Liszkę) i siostrę Ambrozję (Marcjannę Łączniak).
W tej strasznej godzinie zaszczuci Żydzi czuli się samotni. Nie wiedzieli do kogo iść, gdzie zapukać. W godzinie próby Sprawiedliwi otworzyli swoje serca i drzwi swoich domów dla przerażonych rodzin. To byli niezwykli ludzie, prawdziwi bohaterowie. Można powiedzieć o nich zwyczajni-niezwyczajni – mówiła Anna Azari. - Mam nadzieję, że już nikt nie będzie musiał stawać przed takim wyborem – podkreślała.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Barometr Bartusia
Źródło: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto