- Pierwszą bramkę zdobytą w barwach oświęcimskiej Unii na czwartoligowych boiskach można potraktować jako urodzinową. Dwa dni po porażce w Jawiszowicach 1:3 świętował pan „siedemnastkę”.
- Nie do końca były one dla mnie udane. Przegraliśmy mecz, a wolałbym trafić w zwycięskim pojedynku. Jednak ważne, że zaliczyłem swoje pierwsze trafienie w czwartoligowych bojach. Wcześniej trafiłem w meczu o Puchar Polski.
- Mimo młodego wieku, potrafi pan zrobić z piłką bardzo wiele. Świadczy o tym fakt, że był pan bardzo często faulowany przez rywali, bodaj najczęściej sprowadzanym do parteru zawodnikiem Unii.
- Takie są uroki gry w środku pola. Jednak nie zamieniłbym się na żadną inną pozycję, choć w przeszłości sporadycznie byłem ustawiany na boku, czy środku obrony. Jednak najlepiej czuję się w roli rozgrywającego.
- Gol w Jawiszowicach został zdobyty po zegarmistrzowskim wręcz uderzeniu. Piłka przy słupku wylądowała w siatce. To zawsze egzekutorzy są na ustach kibiców.
- Wolę asystować kolegom niż strzelać gole. Ktoś musi na boisku wykonać tzw. czarną robotę. Wszyscy nie mogą zdobywać goli, choć – jak mam okazję – to też czasem trafię.
- Czy z techniką trzeba się urodzić, czy można ją wytrenować?
- Na pewno coś otrzymuje się w genach, a mój tata także był piłkarzem. Występował w Spartaku Skawce. Miał propozycję gry w Jastrzębiu, które występowało wówczas na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju. Jednak nie chciał się przeprowadzić do miasta. Od czterech lat nie ma go już z nami. Rozgrywa swoje „niebiańskie mecze”, więc tego pierwszego ligowego gola chciałbym właśnie Jemu zadedykować. Poza „spadkiem” po rodzicach na pewno trzeba ciężko pracować. Zawsze w rodzinie byłem tym technicznym zawodnikiem. Rok starszy brat Gabriel miał szybkość, więc jest napastnikiem. Razem występowaliśmy w młodzieżowych grupach Wisły Kraków, ale on teraz przeniósł się do Babiej Góry Sucha Beskidzka, w wadowickiej klasie A.
- Mimo młodego wieku, ma pan za sobą bogatą przeszłość piłkarską i nawet testy w angielskim Norwich. Jak w nich poszło?
- Na Wyspy Brytyjskie pojechałem jako 15-latek. Zaprezentowałem się z dobrej strony. Przeszedłem pomyślnie przez wszystkie testy. W sparingu byłem jedną z wyróżniających się postaci. Strzeliłem bramkę. Powiedziano mi, że fizycznie nie pasuję do brytyjskich rozgrywek, które są bardziej atletyczne. W ojczyźnie futbolu zapomnieli jednak, że w piłce nożnej przydatności do zespołu nie mierzy się centymetrami. Wydaje mi się jednak, że powód tak naprawdę był inny. Transfer tak młodego zawodnika wiązałby się ze sporymi kosztami, a Anglicy pewnie zastanawiali się, czy im się zwrócą. Zastanawiano się też pewnie, jak zniosę rozłąkę ze swoimi bliskimi i - czy odnajdę się w rodzinie zastępczej - bo tak lokowani są młodzi chłopcy spoza Norwich. Wydaje mi się, że spokojnie odnalazłbym się w angielskiej rzeczywistości. W obecnej ekipie Norwich gra o rok starszy ode mnie chłopak, z którym byłem w jednej rodzinie zastępczej. Był jednak Anglikiem.
- Jednak tygodniowy pobyt w Wielkiej Brytanii z pewnością był wielkim przeżyciem i doświadczeniem.
- Tam jest zupełnie inne podejście do futbolu. W klubie trzeba być godzinę przed treningiem. Potem jest wspólny obiad. Młodzieżowe grupy spożywają go w jednej sali z pierwszym zespołem. Potem jest drugi trening piłkarski lub siłowy, głównie pod kątem nóg. Trenowałem z U-16 i U-17. Jakoś w mojej przygodzie z piłką tak bywa, że zawsze grałem ze starszymi od siebie kolegami.
- Przez cztery lata był pan związany z grupami młodzieżowymi Wisły Kraków. Potem była Korona Kielce? Jakie są wspomnienia z tamtych klubów?
- Tylko pozytywne. Wiosną w Koronie Kielce z ekipą U-17 zajęliśmy trzecie miejsce w Polsce. W półfinałach z Pogonią Szczecin zremisowaliśmy u siebie 0:0, by przegrać na wyjeździe 1:2, choć długo był remis 1:1, który dawałby nam przepustkę do finału. Grywałem też epizody w Centralnej Lidze Juniorów. Jednak kielczanie zajęli trzecie miejsce w swojej grupie i nie awansowali do walki o medale.
- Nie chciał pan zostać w Kielcach?
- W Kielcach powiedzieli mi, że z moją smykałką do gry muszę sobie poszukać seniorskiego grania. W pobliżu rodzinnego Budzowa nie było klubu na solidnym czwartoligowym poziomie, dlatego wybrałem Unię, choć muszę dojeżdżać do Oświęcimia 50 km. Wprawdzie w Kielcach utworzono rezerwę, którą zgłoszono do IV ligi, ale było to już po podjęciu przeze mnie decyzji o powrocie w rodzinne strony.
- Najlepszy dotąd mecz, czy okres w przygodzie z piłką?
- Przed rokiem, jesienią, w juniorach młodszych Wisły w lidze wojewódzkiej zdobyłem 14 goli notując 22 asysty. To była moja rekordowa rudna. Jednak w seniorach trzeba mieć w sobie wiele pokory. Jeśli chodzi o mecz, to było w trampkarzach starszych, przeciwko AP 21 Kraków. Po moim golu prowadziliśmy 1:0, miałem udział przy trafieniu na 2:1. Jednak rywale wyrównali w doliczonym czasie i sędzia już skłaniał się do zakończenia gry. Wziąłem jednak piłkę na środek, zrobiłem szybką akcję, po której trafiłem na 3:2. To pokazuje, że zawsze do końca trzeba walczyć o swoje. Świat piłkarski pewnie zdradzi mnie nie raz. Trzeba jednak zawsze biec przed siebie, z wiatrem czy pod wiatr. Tylko w ten sposób można coś w futbolu osiągnąć, a nie ukrywam, że takie mam plany.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ: