Dzisiaj na Dworzysku poza chryzantemami rządziły grzyby. Było ich naprawdę sporo. Najwięcej rydzów, ale opieniek też nie brakowało. I to w przyzwoitej cenie, bo 5 złotych za całkiem pokaźne pudełeczko z kopką. Prawdziki były trochę droższe – 10 złotych za porcję. W sam raz na zupę albo po prostu do zamrożenia. Ci, którym las nie jest straszny, tak samo, jak wycieczki po nim, mogą się wybrać na grzybowy rekonesans. I raczej nie wrócą z pustym koszykiem.
- Dwie godziny spaceru wokół Rotundy i dwa pełne kosze – relacjonuje Bogdan Malesza, gorliczanin. - Poza pięcioma sztukami, reszta zdrowa. Prawdziwki mają kapelusze, jak talerze deserowe. Pokroiłem jednego i zajął cztery poziomy na suszarce. Takie grzybobranie jeszcze mi się nie zdarzyło – dodaje.
Na dowód pokazuje zdjęcie, a na nim prawdziwek-siłacz, który aż podniósł gałąź, pod którą rósł.
- Dotychczas na grzyby chodziłem we wrześniu i wydawało mi się, że to najlepszy czas, a tymczasem październik wcale gorszy, przynajmniej w tym roku, nie jest – dodaje z zadowoleniem.
Amatorzy opieniek też nie powinni być zawiedzeni, bo obrastają drzewa niczym… kalafiory.
- Poszłam bardziej na spacer, niż na grzyby, ale rzeczywiście coś-niecoś można jeszcze znaleźć – opowiada Monika Wąsacz, mieszkanka Zdyni.
