Gdyby w marcu ubiegłego roku ktoś powiedział Panu, że za dziesięć miesięcy znowu zostanie Pan zatrudniony przez Polski Związek Narciarski, co by Pan pomyślał? __
(śmiech) Vorbei ist vorbei. Co było, minęło. Nie wracajmy do tego.
W ogóle nie chce Pan rozmawiać o przeszłości?__
A co tu można jeszcze na ten temat powiedzieć? Wiem, że tamten okres nie był dla mnie jako trenera udany, a w naszym zawodzie trzeba się liczyć, że w takiej sytuacji pracodawca powie ci: Dziękuję. Nie mam o to do nikogo żalu. Najlepszy dowód, że tutaj jestem.
Niemal rok temu bardzo Pan żałował, że musi odejść. Przekonywał Pan, że przygotował dobre plany treningowe i ma pomysły, jak "naprawić" Małysza. Teraz wychodzi na to, że to Pan miał rację, a PZN się mylił.__
Nie ustawiajmy dyskusji w ten sposób. Stało się, jak się stało. Dziś jest inny dzień, inny czas
i znowu ze sobą współpracujemy. A co do kwestii powrotu Adama do formy: kiedy trener wie, jaki błąd popełnił, to zawsze może go naprawić. Ja miałem świadomość, jakie błędy zrobiłem podczas pracy z Adamem. Otwarcie zresztą o tym mówiłem.
Długo się Pan wahał, czy przyjąć ponowną ofertę z Polski?__
Bardzo długo. To nie była łatwa decyzja. Musiałem rozważyć za i przeciw. Trochę to trwało.
Adam musiał Pana namawiać?__
Po raz pierwszy zadzwonił do mnie drugiego stycznia i umówiliśmy się wtedy, że przyjedzie do Lahti. Nie ukrywam, że na miejscu długo na temat współpracy rozmawialiśmy. Ostateczną decyzję podjąłem jednak dopiero po kilku spędzonych wspólnie z nim dniach oraz treningach i testach, które tam przeprowadziliśmy.
W jakiej był kondycji, gdy go Pan zobaczył tuż po jego przyjeździe do Lahti?__
To nie ma żadnego znaczenia. Wszyscy wiemy, że Adam jest szczególnym talentem, jeśli chodzi
o skoki narciarskie. U niego wszystko jest możliwe.
Nawet bardzo szybki powrót do formy?__
Nawet. To zadanie ciężkie, ale możliwe.
Na jak długo podpisał Pan umowę?__
Jeszcze nie podpisałem. Zrobimy to w najbliższych dniach. Musimy jeszcze uzgodnić pewne szczegóły, lecz to tylko formalność.
Będzie Pan pracował z Adamem do igrzysk olimpijskich w Vancouver?__
Rozmawialiśmy o takim wariancie. Jeśli wszystko będzie szło w porządku i obie strony będą zadowolone ze współpracy, to przyszłoroczne igrzyska są chyba taką rozsądną cezurą.
Pan zajmie się Adamem, Łukasz Kruczek resztą kadrowiczów. Nie będziecie sobie wchodzić w drogę?__
Na pewno nie. Role zostały podzielone i nie przewiduję tu nieporozumień.
Będzie Pan współpracował z fizjologiem profesorem Jerzym Żołądziem czy też zda się na własne metody?__
Rozmawialiśmy już z profesorem, ale nie o szczegółach. Najpierw muszę zobaczyć plany treningowe Adama, a potem będziemy decydować, co dalej.
Wrócą słynne treningi z płotkami lekkoatletycznymi?__
Czemu nie? Moim zdaniem skoczek musi dużo skakać.
Prezes Apoloniusz Tajner postawił przed Panem konkretny cel? Na przykład medal mistrzostw świata?__
Nie, bo sam był trenerem i dobrze wie, że nie da się czegoś takiego zagwarantować. Mogę jedynie obiecać, że zrobię wszystko, by Adam znów skakał bardzo dobrze i bardzo daleko. Wspólnie będziemy nad tym bardzo ciężko pracować.
To realne, by podczas mistrzostw świata w Libercu pokazał taką formę jak dwa lata temu w Sapporo?__
Nie wiem, przekonamy się o tym za trzy tygodnie w Czechach.
Będzie Pan razem z nim jeździł na zawody?__
Tak, pojadę również na mistrzostwa do Liberca. Od czwartku zaczynamy trenować na skoczni w Wiśle, a już w następnym tygodniu pojedziemy do Willingen.
Czy podziela Pan pogląd, że podział kadry korzystnie wpłynie na pozostałych skoczków? Niektórzy twierdzą, że młodzi zawodnicy, którzy dotąd myśleli wyłącznie o tym, jak dorównać wielkiemu mistrzowi, będą teraz pod mniejszą presją.__
Skoki to jest przecież sport indywidualny, więc nie sądzę, by taki podział miał wielkie znaczenie. Wynik w tej dyscyplinie zależy od zbyt wielu czynników.