Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

High diving, czyli czyste szaleństwo

Przemysław Franczak
High diverzy skaczą z 27-28 m. Rekord świata to skok do wody z 53,9 m.
High diverzy skaczą z 27-28 m. Rekord świata to skok do wody z 53,9 m.
Zasady są takie: trzeba skoczyć z 27, czasem 28 metrów, w trzysekundowym locie wykonać kilka ewolucji i wyprostowanym jak struna wpaść do wody. Dla niego to bułka z masłem. Krzysztof Kolanus jest jednym Polakiem, który uprawia high diving. Takich jak on jest na świecie około 30 - pisze Przemysław Franczak.

W ostatni weekend podczas zawodów Red Bulla w Kopenhadze, gdzie zawodnicy skakali do wody z dachu Opery Królewskiej, dziennikarzy zaproszono na górę, żeby na własnej skórze przekonali się, co to znaczy stać na wysokości 28,2 metra na wąskiej, pobawionej barierek kładce. Wprawdzie organizatorzy pozwolili wejść na nią reporterom tylko do granicy dachu, ale i tak pewnie nie byłoby odważnych, żeby przejść jeszcze kilka metrów i spojrzeć w dół z krawędzi zawieszonej w powietrzu platformy.

- Ja też czasem się boję i stresuję, bo każde zawody są inne, inna jest lokalizacja, inne zamocowanie platformy, inna pogoda - opowiada Krzysztof Kolanus, 26-latek z Częstochowy. - Każdy jest świadomy, że możemy stracić kontrolę w locie i coś może pójść nie tak. Mówię sobie jednak: OK, złap oddech, myśl pozytywnie, skoncentruj się na skoku. No i lecę.

W zasadzie nic, czyli kąpielówki
Kiedyś na platformie, z której high diverzy skaczą do jeziora Wolfgangsee w Austrii, stanął Gregor Schlierenzauer, słynny skoczek narciarski. Wysokość nie powinna robić na nim wrażenia, ale gdy zerknął w dół ugięły się pod nim kolana. - Moja dyscyplina też jest ekstremalna, ale ja tam mam buty, kombinezon, narty, które dają mi poczucie bezpieczeństwa. A oni nie mają w zasadzie nic - mówił potem z podziwem Austriak.

- No tak, mamy na sobie tylko kąpielówki - śmieje się Kolanus. - Nie wiem jednak, czy zaliczyłbym high diving do grupy najbardziej niebezpiecznych sportów. Wypadki się zdarzają, ale nie śmiertelne. Są złamania, zwichnięcia, czasem zdarzy się wylew w płucach. Zawodnicy wpadają do wody z prędkością 85-90 km/h. O kontuzję nietrudno. - Przy wejściu w wodę ciało musi być mocno napięte. Lekkie rozluźnienie powoduje, że gwałtownie rozjeżdżają się nogi. Stawy kolanowe bardzo tego nie lubią - żartuje Krzysztof.

Na nogi lądują, bo tak jest bezpieczniej.

- Czego by nie mówić, to ryzykowny sport, a high diverzy są trochę szaleni - przyznaje Niki Stajković, były olimpijczyk (konkurencja: skoki do wody), a dziś dyrektor cyklu zawodów Red Bull Cliff Diving, które spopularyzowały ten sport na świecie.

- Robimy to dla adrenaliny, ale jednak trochę się na tym znamy - uśmiecha się Kolumbijczyk Orlando Duque, dziewięciokrotny mistrz świata, prawdziwa legenda high divingu. - Nie jesteśmy wariatami, którzy obudzili się pewnego dnia i stwierdzili: o, chcemy skakać do wody z dwudziestu kilku metrów. Każdy z nas to profesjonalista, za sobą ma lata ćwiczeń.

Ile można skakać do basenu?
W większości wszyscy zaczynali tak samo: od normalnych skoków. Trampolina, wieża, wysokość do 10 metrów. - Ale ileż można skakać cały czas do tego samego basenu? - retorycznie pyta Duque. - To strasznie monotonne. Skoki z klifów czy - tak jak w przypadku imprez Red Bulla - z obiektów w centrach miast, to zupełnie inne przeżycie. Zmienia się lokalizacja, zmieniają się warunki i wrażenia. Dla mnie to sposób na życie - podkreśla.

Podobny wymyślił dla siebie Kolanus.
Od lat podróżuje po świecie, na życie zarabiając występami w cyrkach, aquaparkach i parkach rozrywki. Specjalność: wiadomo. Skoki do wody z dużych wysokości. - To są zazwyczaj takie przedstawienia np. o piratach czy poszukiwaczach skarbów, w których ktoś ciągle wpada do wody - wyjaśnia. - Większość high diverów pracuje w tej branży.

Od października z żoną Anią, tancerką, choreografką i akrobatką (ślub wzięli w Częstochowie dwa tygodnie temu) będą pracować na "Allure of the Seas", największym wycieczkowym statku świata, pływającym głównie po Morzu Karaibskim. - To nasz drugi kontrakt na "Allure". Tym razem to będzie też podróż poślubna.

Na pierwszy rzut oka jest bardzo spokojny, wręcz nieśmiały, niepasujący do stereotypu szukających wrażeń i adrenaliny nadpobudliwców. Ale pozory mylą. Ma niespożytą energię i fantazję - w wolnych chwilach prowadzi firmę Mad-Hop Records, która promuje młodych muzyków z całego świata.

- Robimy w undergroundzie. Wydajemy winyle, płyty CD - wyjaśnia. Nazwy zespołów większości ludzi nie powiedzą zbyt wiele. Z polskich artystów Kolanus wydał Minoo, czyli Pawła Pruskiego, zajmującego się muzyką elektroniczną. Na płycie gościnnie wystąpił jeden z najlepszych polskich raperów O. S. T. R. - Muzyka to kolejna z moich pasji. A to przedsięwzięcie to fajna, twórcza sprawa - podkreśla Krzysztof.

Praca w cyrku lepsza od pracy w fabryce
Według rodzinnej legendy, miał cztery lata, gdy w basenie ściągnął nadmuchiwane skrzydełka i zaczął pływać bez niczyjej pomocy. Rok później swobodnie już skakał do wody. W sumie chyba nie mogło być inaczej: tata to trener skoków do wody, a mama w młodości zajmowała się akrobatyką sportową. Tyle że jego raczej nie ciągnęło do normalnego sportu i uporządkowanego życia. Treningi przerwał w wieku 15 lat.

- Może trochę na przekór ojcu. On trener, ja zawodnik. Jakoś to nie grało - zwierza się. - Potrzebowałem też trochę czasu, żeby zrozumieć, co chcę robić w życiu. Do skoków wrócił mając 18 lat, zaczął też studiować w tym kierunku. Na AWF. - Zastanawiałem się jednak, co dalej. Skończę studia i co? Zostanę trenerem skoków do wody? Nie byłem do tego przekonany, więc rzuciłem uczelnię - opowiada.

Pierwszą cyrkową fuchę dostał zanim jeszcze zaczął studia. Krótki kontrakt w Arabii Saudyjskiej. Jeszcze nie wiązał z tym swojej przyszłości. Po rezygnacji ze studiów wyjechał do Anglii. Klasyka polskiej emigracji. Kelnerowanie, praca na zmiany w fabryce.

- Stałem przy taśmie, już nawet nie pamiętam, co tam było produkowane. Straszna monotonia - mówi. - Przypomniałem sobie wtedy o tej Arabii i zadzwoniłem do człowieka, który to organizował. Masz coś dla mnie? - spytałem. Akurat miał. Spakowałem się i pojechałem do Niemiec.

Potem były jeszcze Włochy, Hongkong, Filipiny i ponaddwuletnia praca w Chinach, w cyrku w Kantonie, gdzie poznał Anię.
Skutek uboczny pracy za granicą: rzadko bywa w Polsce. - Od paru lat nie widziałem polskiego lata. Wracam głównie zimą - uśmiecha się. - Gdzie mam dom? Żyjemy na walizkach, trochę rzeczy jest tu, trochę tam. Ale obiecaliśmy sobie z Anią, że przyszłym roku znajdziemy sobie w końcu własny kąt.

Uderzenie w wodę czasem bardzo boli
High divingiem zainteresował go Orlando Duque, który oglądał jego występ w Niemczech. - Po rozmowie z Orlando następnego dnia pojechałem do Hamburga zobaczyć, jak to wygląda, bo akurat on tam startował. Pomyślałem, że spróbuję.

W 2009 roku na Filipinach skoczył z 24 metrów. Pierwszy raz z platformy - ustawionej na wieży radiowej - do basenu o głębokości 3,20 m. - Takie skoki to jest przeżycie, doznanie. A przy okazji sposób na poznawanie nowych ludzi, miejsc. Najpiękniejsza miejscówka? Na Dominikanie trenowałem na dziko w parku klifów. Sam musiałem badać dno, potem wspinać się po skale. To była prawdziwa wolność - ekscytuje się.

Uderzenie w wodę czasem boli. Zwłaszcza, gdy jest słona albo zimna. - Twarda jak beton, ale to ciągle woda. Bywa jednak, że stopy bolą nawet przy dobrym wejściu - śmieje się Krzysztof.

Do najlepszych high diverów jeszcze trochę mu brakuje - w Kopenhadze był 7. (w zawodach liczy się trudność skoków i styl) - ale Duque wróży mu w tym sporcie karierę. - Jest młody, szybko się uczy - zauważa Kolumbijczyk.

Kolanus jednej rzeczy jest pewny: - Znalazłem swoją drogę. Nie wyobrażam sobie już innego życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska