W niewielkim teatrze na Kazimierzu twórcy doskonale znają przepis na teatralne hity. Bilety tu do tanich nie należą, a każdy spektakl z wypełnioną po brzegi widownią. To jednak za mało, by zapłacić rachunki i tworzyć kolejne premiery.
Dlatego, zapraszając kilka dni temu na najnowsze przedstawienie "Święty Rysiek ze Śląska" dyrektor Teatru Nowego Proxima, Piotr Sieklucki zapowiedział jednocześnie, że kolejne premiery zostają wstrzymane.
- Trochę się do takiej sytuacji przyzwyczailiśmy – mówił nam przed ostatnią premierą, nie kryjąc goryczy Piotr Sieklucki. - Przez sześć lat byliśmy w resorcie Piotra Glińskiego na czarnej liście, nic się nie zmieniło. Nadal pieniądze na premiery otrzymują podmioty, które były wówczas jak pączek w maśle, a my nie. Środki na cały rok naszej działalności, jakie dostajemy, to kwoty rzędu pensji dyrektora instytucji. To jest gigantyczne rozczarowanie.
Teatr Nowy Proxima nie ma pieniędzy na nowe spektakle
Z braku funduszy Piotr Sieklucki mówi o zawieszeniu prac nad zapowiadaną premierą „120 dni Sodomy”, w której na krakowskiej scenie miał się pojawić Jacek Poniedziałek.
- Zawieszamy spektakle wieloobsadowe jak „Amadeusz”, ponieważ w tej chwili musimy się skupić na graniu przedstawień, które przynoszą zysk – tłumaczy dyrektor Teatru Nowego Proxima, Piotr Sieklucki.
A grają tu na okrągło, bywa, że to 20 spektakli w miesiącu - jak na niewielki zespół i jedną scenę bardzo dużo.
Ofiara sukcesu?
Swój teatr Piotr Sieklucki założył w 2006 roku wraz z grupą młodych artystów, z siedzibą najpierw a ul. Gazowej, dziś na Krakowskiej 41. Teatr Nowa Proxima jest organizacją pozarządową i, jako NGO, nie podlega finansowaniu ani ministerialnemu, ani samorządowemu. Utrzymuje się z pieniędzy pozyskanych od sponsorów, darczyńców i miasta.
Scena mieści się w wynajmowanej od gminy żydowskiej kamienicy - rocznie to koszt 360 tys.
Roczny budżet teatru Piotra Siekluckiego to ok. 500 tys. zł, jakie dostaje od miasta. Resztę teatr zarabia na biletach, sprzedaży designerskich plakatów do spektakli. Dzięki temu trwa.
- Myślę, że nasz teatr to dobry przykład ofiary własnego sukcesu. Rozkręciliśmy go jak instytucję przy środkach NGO-sa. I pewnie jakoś by się to wszystko powolutku toczyło, gdyby nie rachunki, które nas zżerają. Podwyżka gazu jest kolosalna, wyrównanie za ubiegły rok dostaliśmy na 18 tys., w tym roku to 50 tys. Powinniśmy podnieść ceny biletów, ale już kosztują 160 zł, droższych nie możemy mieć - mówi Piotr Sieklucki.
Jedna premiera w Teatrze Nowym Proxima kosztuje od 100 tys. do 150 tys. Te w tym sezonie zostały zawieszone. Wcześniej, z braku dotacji, teatr wycofał się z tworzenia spektakli dla młodej widowni. Każdy, kto widział tu "Małego Księcia", "Akademię Pana Kleksa" czy "Było sobie życie" wie, że były to spektakle piękne i mądre, i zwyczajnie ich szkoda.
Twórcy z Teatru Nowego Proxima w poprzednich latach oprócz działalności teatralnej angażowali się także w projekty dla seniorów. Z myślą o tej grupie planowane są warsztaty w Pałacu Nieśmiertelności - nowej przestrzeni warsztatowo-edukacyjnej Teatru Nowego Proxima. To też miejsce, które "wyczyściło" konto teatru - remont zaniedbanej kamienicy robili z pieniędzy za bilety i z pomocą sponsorów.
Mówi się, że w teatrze publiczność głosuje nogami, idzie tam, gdzie znajduje coś dla siebie. Teatr Nowy Proxima ma wierną i oddaną publiczność, ale to za mało, by się utrzymać. Zwłaszcza, że to nie pierwszy apel tej sceny, w kwestiach finansowania.
