Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Inka" do śmierci złamać się nie dała

Katarzyna Janiszewska
Wandale uszkodzili pomnik Danusi Siedzikówny, ale pamięci o dzielnej "Ince" zniszczyć nie są w stanie
Wandale uszkodzili pomnik Danusi Siedzikówny, ale pamięci o dzielnej "Ince" zniszczyć nie są w stanie Adam Wojnar,archiwum
Dziewczyna, szczupła, delikatna, miała na sobie sukienkę w biało-czarne desenie. Nie pozwoliła zawiązać sobie oczu, ucałowała krzyż. Nie okazała strachu. Była spokojna i skupiona. Przed śmiercią zdążyła głośno krzyknąć: "Niech żyje Polska!". I jeszcze: "Niech żyje major Łupaszko!" - pisze Katarzyna Janiszewska

Kule z dziesięciu pepeszy przeszły tuż obok jej głowy, ledwie ją drasnęły. Choć żołnierze strzelali z odległości trzech kroków, wszyscy chybili. Nikt nie chciał jej mieć na sumieniu.

Dowódca plutonu egzekucyjnego ppor. UB Franciszek Sawicki był mocno niezadowolony ze swoich podwładnych. Wyjął pistolet, podszedł i strzelił dziewczynie w czoło.

Był sierpniowy poranek 1946 roku, szósta nad ranem. Za parę dni Danusia Siedzikówna kończyłaby 18 lat.

Szacunek do wolności

Aby zrozumieć jej wcześniejsze wybory, życiowe postawy, trzeba wiedzieć kilka rzeczy. Otóż do rozpoczęcia wojny rodzina Siedzików mieszkała w leśniczówce Olchówka nad Narewką. Podlasie, ziemie rdzennie polskie, były w tym czasie krainą obfitości i spokoju. Ale jej mieszkańcy wiele razy udowadniali swą miłość do ojczyzny, wolności, przywiązanie do tradycji. W przeszłości walczyli o wolność z najeźdźcami ze wschodu i z zachodu Europy. To po pierwsze.

Po drugie, ojciec Danusi, leśnik Wacław, w 1913 r. podczas studiów w Petersburgu został aresztowany przez władze carskie za uczestnictwo w tajnej polskiej organizacji. Zesłano go w głąb Rosji, długo nie mógł odzyskać wolności. Do Polski wrócił w 1926 roku.

Szlachecka rodzina Tymińskich, z której pochodziła jej matka Eugenia, spokrewniona była z Piotrem Orzeszko. On zaś był bliskim współpracownikiem Romualda Traugutta podczas jego powstańczej działalności. Tak więc patriotyczne tradycje w rodzinie były obecne od zawsze.

Mała Danusia i jej dwie siostry dorastały słuchając opowieści o bezwzględności bolszewickiej podczas rewolucji w Rosji, o zesłaniach. Rodzice nauczyli córki wierności, lojalności, miłości do kraju, szacunku do odzyskanej dopiero co wolności.

Brunon Tymiński, wujek "Inki", żołnierz AK: - Pamiętam jak przyjechała do naszego mająteczku z rodzicami i siostrami. Jak ona lubiła wspinać się po drzewach. Ja, chłopak, tak nie potrafiłem. Wieczorem bawiliśmy się w chowanego. Z sióstr ona była najweselsza.

"Inka"

Wybuch wojny zniszczył jej dziecięcy świat. Matka Danusi wstąpiła do AK na Podlasiu. Za udział w konspiracji została aresztowana przez Niemców. Po śledztwie i torturach zamordowano ją w 1943 roku w lesie pod Białymstokiem.

Danusia - miała wtedy zaledwie 15 lat - po raz ostatni widziała matkę w więziennym szpitalu, pobitą, pokaleczoną. W jednym z grypsów do córek napisała: "Dziewczynki, zemstę zostawcie Bogu".

W lutym 1940 roku po wkroczeniu Rosjan ojciec Danusi został aresztowany przez NKWD i zesłany do kopalni złota na Syberii. Łagry opuścił po roku, wstąpił do armii Andersa. Miał dopiero 50 lat. Ale był tak schorowany, że zmarł wkrótce potem, w Teheranie.

Po śmierci rodziców wychowaniem Danki, Ireny i Wiesi zajmowała się babcia.

Danusia wstąpiła do AK. Była tam sanitariuszką, łączniczką i kurierką. Przybrała pseudonim "Inka", na pamiątkę szkolnej przyjaźni. Najpierw walczyła przeciwko Niemcom, później - przeciwko Sowietom i kolaborantom budującym nowy totalitarny system. W tej nowej retoryce zniewolenie, mordy i kradzieże nazywano "bratnią pomocą". Zaś ci, którzy chcieli walczyć o wolność ojczyzny, byli nazywani wrogami ludu.

- Po roku 1945 poszedłem do liceum w Białymstoku - opowiada dalej pan Brunon. - Wracam ze szkoły po południu, patrzę, siedzi "Inka" w mieszkaniu. Miała 40 stopni gorączki, zapalenie płuc. Nie mogłem powiedzieć, że jest z oddziału. Gospodarze nie wiedzieli kto to, myśleli, że może moja kochanka. Była u mnie, aż gorączka spadła.

Skromność i hart ducha

Danusia do połowy 1945 roku pracowała jako urzędniczka w nadleśnictwie w Narewce. Pod koniec wojny do oddziałów partyzanckich przedostali się konfidenci NKWD.

Została aresztowana. Zarzut: współpraca z antykomunistycznym podziemiem. Ale z konwoju odbił ją oddział "Konusa". Razem z nim trafiła do 5. Wileńskiej Brygady AK dowodzonej przez Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę".

Pełniła rolę sanitariuszki. Chodziła w mundurze Wojska Polskiego, ale nie brała udziału w walkach, nigdy nie strzelała. Na polu walki opatrywała rannych. Bez względu na to, po której byli stronie barykady.

Tak wspomina "Inkę" sierż. Olgierd Christa "Leszek", jej przełożony: "Była bardzo lubiana za swoją skromność, a jednocześnie hart i pogodę ducha. Znosiła trudy z równą chłopcom, a niekiedy bardziej zadziwiającą wytrzymałością, szczególnie psychiczną".

Jest ciepłe lato, lipiec 1946 roku. "Inka" zostaje wysłana do Gdańska. Ma kupić leki i opatrunki dla oddziału. Nocuje w mieszkaniu przyjaciółek, sióstr Mikołajewskich. Dziewczyny nie mogą się nagadać. Wspominają "leśne" czasy. Pół nocy śpiewają partyzanckie piosenki. Danka należała kiedyś do chóru, pięknie śpiewała. Zasypiają nad ranem. Budzą się, gdy do mieszkania wpada SB. Aresztują "Inkę".

Za wszelką cenę chcieli ją złamać. A ona, bita, torturowana i poniżana, nie wydała towarzyszy broni. Żadnych nazwisk, żadnych adresów.

Została oskarżona o działanie w "bandzie "Łupaszki", zbrojnej grupie, która siłą dążyła do obalenia władzy ludowej, nielegalne posiadanie broni oraz mordowanie milicjantów i żołnierzy KBW. Ubowcy bez mrugnięcia okiem podpisywali kłamliwe zeznania. Po latach je odwoływali, tłumacząc się, że ich nie czytali, że się bali, że im kazano...

Pomnik

We wrześniu 2012 roku w parku Jordana w Krakowie stanął pomnik dzielnej sanitariuszki. Wielka uroczystość, z wojskową orkiestrą, przemowami. Obok popiersi wybitnych oficerów - gen. Andersa, gen. Okulickiego, gen. Fieldorfa "Nila" i rotmistrza Pileckiego - ona, młoda, skromna dziewczyna.

W lutym 2013 roku, w piątkową noc ktoś zniszczył pomnik. Twarz "Inki" oblał zieloną i czerwoną farbą. W sobotę rano Kazimierz Cholewa, prezes Towarzystwa Parku im. dra Henryka Jordana, zobaczył, co się stało. Zawiadomił policję. Zdjęto odciski palców.

- Nie pierwszy raz niszczone są tu pomniki - podkreśla Cholewa. - W parku nie ma oświetlenia ani monitoringu. Ktoś to zrobił z premedytacją, miał przygotowaną farbę. Data, tuż przed obchodami Narodowego Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych, też nie była przypadkowa.

- To zrobił wariat. Albo człowiek chory na komunizm - uważa Piotr Boroń z krakowskiego Muzeum AK. - "Inka" to tragiczna postać, wspaniała, młoda patriotka. Nie wyobrażam sobie, kto mógłby jej nienawidzić.

Raper Tadek Polkowski, który o "Ince" napisał piosenkę: - Nie przestraszyła się plutonu egzekucyjnego. Znosiła tortury, nie dała się zastraszyć. Ta dewastacja pomnika też jej nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie. Ci, którzy to zrobili, strzelili sobie w kolano. Pomogli w rozsławieniu polskiego zbrojnego podziemia - dodaje.

"Inka" do końca była niezłomna. Pismo z prośbą o ułaskawienie podpisał jej obrońca z urzędu. Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Z celi śmierci przesłała koleżankom gryps: "Jak mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".

Patrioci chcą ochrony dla "Inki" [ZDJĘCIA]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska