https://gazetakrakowska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Jak powstał pomnik na polach grunwaldzkich?

Barbara Sobańska
Na bitewnym polu dominują 10-metrowy obelisk i proporce zwycięstwa
Na bitewnym polu dominują 10-metrowy obelisk i proporce zwycięstwa archiwum prywatne
W 600-lecie zwycięstwa nad Zakonem Krzyżackim, na polach grunwaldzkich znów spotkają się dwie armie. Na szczęście będzie to tylko inscenizacja bitwy. 50 lat temu dla uczczenia tej ważnej dla Polaków rocznicy powstał pomnik, którego twórcami są krakowianie: Jerzy Bandura i Witold Cęckiewicz.

Władze PRL-u zaspały. Zbliżała się okrągła, 550., rocznica wielkiego zwycięstwa Polaków nad Krzyżakami, Wschodu nad Zachodem, a nie zlecono budowy pomnika, który wyraziłby znaczenie tego dziejowego wydarzenia. A że było to ważne z politycznego punktu widzenia, urządzono konkurs, do którego zaproszono dziesięć zespołów. Wybrany został projekt prof. Witolda Cęckiewicza i prof. Jerzego Bandury.

Decyzję zaakceptował gen. Aleksander Zawadzki, ówczesny przewodniczący Rady Państwa. Na sztuce i architekturze się nie znał, więc przyjechał w towarzystwie wybitnego filozofa prof. Tadeusza Kotarbińskiego. Obejrzeli konkursowe prace i wskazali na projekt Cęckiewicza i Bandury.

- Kiedy zobaczyłem pola Grunwaldu, od razu nasunęła mi się wizja pomnika - wspomina prof. Cęckiewicz. - Nasze dyskusje z Jerzym Bandurą nad jego ostatecznym kształtem trwały blisko dwa miesiące. Nieżyjący już wybitny rzeźbiarz i duża indywidualność, obstawał przy pokrytym rzeźbami kamiennym kopcu-kurhanie. Oponowałem, że kurhan to mogiła, a tu trzeba uczcić zwycięstwo. Gdy do złożenia pracy zostały cztery tygodnie, Bandura dał się przekonać.

Pomysł Cęckiewicza polegał na powiązaniu dzieła z krajobrazem. Tym bardziej że topografia terenu niewiele zmieniła się przez kilkaset lat. Nie było tylko borów, w których przed bitwą Władysław Jagiełło schronił przed lipcowym słońcem sprzymierzone wojska. Wiedział, co robi. Zatrzymał swoich żołnierzy w cieniu, odprawiono dwie msze. Tymczasem Krzyżacy w pełnym rynsztunku oczekiwali na podjęcie walki. Po kilku godzinach na lipcowym słońcu nie byli w najlepszej kondycji do walki. Cęckiewicz z Bandurą chcieli bory odtworzyć, nasadzić drzew, ale nie udało się. Nie powstały też zaprojektowane przez Bandurę głowa konia i rozbity hełm. Czas naglił. Władze kazały skoncentrować się na budowie najważniejszych elementów.

Grunwald 1960
Głównym elementem jest stojący na najwyższym wzgórzu pomnik proporców o wysokości ponad 30 metrów i stojący tuż obok obelisk rycerski. Do tego na wzgórzu wzniesiono kamienny amfiteatr z rozległym widokiem na pole bitwy oraz zagłębione pod nim w stoku mauzoleum z salą kinową, wielką mozaiką z pochodem wojsk Jagiełły i ekspozycją znalezisk.

Z proporcami był problem, bo żadna huta nie chciała wykonać trzydziestometrowych, zwężających się ku górze rur. - Uratował nas stary fachowiec z huty Jaworowa, który stwierdził: To będzie trudne, ale dla Grunwaldu musimy to zrobić - wspomina prof. Cęckiewicz.

I udało się. Obliczeń fundamentów i łączeń z chorągwiami dokonał nieżyjący już prof. Roman Ciesielski.
Cęckiewicz wykazał się wielką siłą charakteru w obronie swojej koncepcji. Władze na różny sposób chciały "ulepszać" pomnik - a to pojawił się pomysł alei lipowej w otwartym polu bitwy, a to zmiany kamiennej palisady mauzoleum itp.

- Gdy wyjaśniałem, na czym polega istota pomysłu - wspomina Cęckiewicz - Zawadzki mówił: A wiecie, że to nieźle wygląda. Czasem kończył dyskusję z otaczającymi go ministrami stwierdzeniem: Zostawmy to projektantowi, on najlepiej wie, jak to trzeba zrobić. Wtedy, jak za pociągnięciem sznurka, rozchmurzały się oblicza dworzan.

Spojrzenie na wroga
Prace nad budową pomnika rozpoczęły się późną jesienią, kontynuowane były wiosną, a zakończyły się w lipcu, niemal w ostatniej chwili. Na pola grunwaldzkie Cęckiewicz z Krakowa najczęściej latał samolotem. Dwa razy, gdy zabrakło miejsc, ulokowano go w kabinie pilotów. Wspomina to jako niesłychane przeżycie. Na lotnisku w Warszawie czekał samochód , który zawoził go na plac budowy. Nocował w hotelu w Olsztynie, albo w baraku na budowie.

- W trakcie nadzorów autorskich na polach Grunwaldu pamiętam dyskusję archeologów, w którym miejscu należałoby szukać śladów lub szczątków po bitwie, których zresztą nie tak wiele znaleziono - mówi prof. Cęckiewicz. - Równie zażarte były spory historyków, dotyczące miejsca, w którym miał zginąć Ulrich von Jungingen.

Niektórzy sugerowali nam przeniesienie głównych elementów pomnika w rejon małej dolinki, co byłoby zaprzeczeniem naszej koncepcji przestrzennej. Był 1959 rok. Zimna wojna. Pełnia PRL-u. Stąd bardzo ważne okazywały się rzeczy, które nigdy nie przyszłyby nam do głowy. Ot, choćby niespodziewana wizyta towarzysza Władysława Gomułki i jego świty na miesiąc przed uroczystością.

- Gomułka obejrzał główną część pomnika, zatrzymał się przed dziesięciometrowym, granitowym obeliskiem rycerskim i patrząc na groźne, wyłaniające się spod hełmów twarze rycerzy zapytał, w którą stronę zwrócony jest ich czujny wzrok - wspomina Cęckiewicz. - Po krótkiej ciszy, jeden z dostojników zdążył powiedzieć: chyba na zachód - z pytającym wzrokiem w naszą stronę. Potwierdziliśmy, choć wyraźnie widać, że dwie twarze zwrócone są w różne strony - śmieje się profesor.

- To dobrze, to dobrze - podsumował Gomułka, ciesząc się, że oczy obelisku czujnie spoglądają w stronę wroga. A my w ogóle nie myśleliśmy o takich sprawach - mówi Cęckiewicz. - Ale mogliśmy mieć spore kłopoty. Obelisk jest formą Światowida, który ma głowę zwróconą w cztery strony świata. Gdybyśmy zrobili tak samo, popełnilibyśmy przestępstwo polityczne - mówi profesor. - Na wschód nie trzeba było przecież patrzeć, bo tam był nasz przyjaciel.

Krajobraz po bitwie
Trzy dni przed uroczystością odsłonięcia pomnika trwały próby przelotu słynnego "polskiego kwadratu", złożonego z kilkudziesięciu wojskowych samolotów. To była wówczas największa tafla w Europie. Gdy przeleciały, huk był tak potężny, że w mauzoleum wypadały szyby. Cęckiewicz musiał u generalicji wyprosić zmianę trasy przelotu samolotów.

Na uroczystościach stawili się w komplecie wszyscy najważniejsi w państwie. Odsłonięcie pomnika to była wielka feta. Przyjechało ponad 150 tys. osób, z których większość dostała w papierowej torbie bułkę i kawałek kiełbasy. Mało kto dojadł do końca, bo wody można było się napić tylko z nielicznych saturatorów albo syfonów. A upał był iście lipcowy, jak dziś. Po imprezie na polach grunwaldzkich zostało prawdziwe pobojowisko: sterty śmieci z niedojedzonymi bułkami z deficytową kiełbasą.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska