Jak twierdził, był przedstawicielem handlowym wiedeńskiej firmy Bayer i z tego względu zasługiwał na wielki szacunek. Ubierał się z pańska, zawsze w żółte sztyblety i wiśniową marynarkę z żółtą kamizelką pod spód. Nie stronił też od kobiet i był z tej racji częstym gościem rozrywkowych lokali z damską obsługą w roli głównej.
Jakież było zdziwienie tarnowskich policjantów, gdy ten wyniosły jegomość po zaaresztowaniu za nocną awanturę popadł w bardzo dziwną chorobę. Po kilku godzinach spędzonych w kozie zaczął się trząść na ciele, wymiotować i jęczeć w wielkiej boleści całego ciała. Zawezwany lekarz rozłożył bezradnie ręce i stwierdził, że takiej przypadłości jeszcze nie spotkał i nakazał przewieźć Koraba do szpitala. W czasie odbywanych badań na nieszczęśniku policjanci postanowili dokonać rewizji w hotelowym pokoju aresztowanego, by, jak twierdzili, nic im nie umknęło.
W trakcie przeszukania na jaw wyszła tajemnica choroby Koraba. Znalezione pod siennikiem strzykawka i ampułki morfiny wskazywały na jedno. Chorobą ową był notoryczny morfinizm delikwenta, a groźne objawy to nic innego, jak głód narkotyku.
Po zabezpieczeniu groźnego medykamentu, stróże prawa postanowili przyjrzeć się nieco lepiej podejrzanemu i dogłębnie przeszukali jego rzeczy osobiste. Znalezione dowody jednoznacznie pokazywały utajnione życie Koraba.
Korab-Jasielski przybył do Tarnowa z Rosji, skąd został wydalony na dwa lata za drobne kradzieże i oszustwa. Nie zaprzestał jednak procederu. Pod hotelowym łóżkiem policjanci odkryli dwa tomy kolorowych albumów i kilkadziesiąt zamówień na różne wydawnictwa, zapłacone z góry. Na szczęście zamówienia były imienne i śledczy bez trudu dotarli do klientów Koraba.
Okazało się, że sprytny sprzedawca nigdy nie realizował zamówień, a opóźnienia w dostawie tłumaczył trudnościami na granicy. Mało tego, wyszła na jaw pokątna sprzedaż narkotyków. Jako bywalec tak zwanych salonów, bez trudu znajdował chętnych na spróbowanie oszołamiającej trucizny i zarabiał na tym wielkie pieniądze.
Najtrudniejsze zadanie policji polegało na dotarciu do wspólników Koraba, ale w tym zbożnym dziele dopomógł im sam podejrzany. Trawiony chorobą narkotykową wyśpiewał wszystko za zapłatę w postaci zastrzyku z morfiny. Z jego zeznań wynikało, że narkotyki sprzedawał mu pewien przemytnik z Odessy, za pośrednictwem aktorki teatru lwowskiego i zmówionego kolejarza.
Paczki odbierał Korab bezpośrednio na dworcu kolejowym, skąd przenosił je do hotelu. Sprzedawane albumy i narkotyki były często geszeftami wiązanymi. Sprytny Korab uzależniał dostawę narkotyku od wpłaty pieniędzy na zakup książek, a żądni nieziemskich doznań płacili bez protestu.
Na długo przed zakończeniem śledztwa o podejrzanego upomniały się inne miasta, gdzie prowadził "interesy" i naciągał uzależnionych uprzednio naiwnych.
(Za "Pogoń" - zbiory MBP)