Tadeusz Kozik z Gorlic to prawdziwy weteran rowerowych podróży. Na dwóch kółkach zwiedził już wszystkie cmentarze wojenne w Galicji Zachodniej, a jest ich czterysta. Objechał też rowerem pół Europy, przebył Polskę wzdłuż jej granic. Jednak to pokonanie trasy do Rzymu było dla niego najważniejszym celem. Teraz to marzenie się spełnia.
- Będę na grobie św. Jana Pawła II oraz na indywidualnej audiencji u papieża Franciszka, o którą zabiegałem od dawna - cieszył się kilka dni temu na samą myśl o wyjeździe pan Tadeusz, którego przed samym startem żegnaliśmy na Rynku w Gorlicach.
- To będzie wyjątkowa chwila, już to czuję. Wiem jednak, że nie mogę się spóźnić ani minuty, bo drugiej takiej okazji pewnie nie dostanę. Oby na trasie nie było żadnych niespodzianek - dodaje z nadzieją w głosie.
Nie chciał być sam.Rowerzysta z Gorlic do tej wyprawy przygotowywał się niezwykle intensywnie. - Trenowałem ciężko, robiąc dziennie nawet po 100 kilometrów na rowerze. Sprzęt jest dokładnie przygotowany. Jadę na gudereicie. To specjalny rower na takie zróżnicowane trasy i sprawdził się w niejednej podróży - tłumaczy pan Tadeusz. - Cały bagaż będzie ważył około 40 kilogramów. Oczywiście beze mnie - dodaje z uśmiechem.
Na wyposażeniu ma rzeczy osobiste, GPS, mapy nawigacyjne, trochę żywności, aparat fotograficzny, kamerkę, telefon komórkowy, kartę kredytową, różne maści i oczywiście zapasowe szprychy. - Mam namiot jednoosobowy, który przez najbliższy miesiąc będzie moim domem. Nie ukrywam, że noclegi będę także wybierał u napotkanych na trasie gospodarzy - wyjaśnia podróżnik. - Najgorzej jest z drogą, bo po autostradach rowerzyści nie mogą się plątać, więc muszę wybierać drogi boczne, nie lubią nas też tiry. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte - podkreśla pielgrzym z Gorlic.
Przyznaje, że nie chciał jechać w pojedynkę, by w razie kłopotów, miał mu kto pomóc. Chętnych na wspólną wyprawę niestety nie znalazł. - Mimo to wierzę, że będzie dobrze, jestem pozytywnie nastawiony. Jak tylko będę miał dostęp do internetu, to codziennie na Facebooku zdam relację z trasy. Będą tam też zdjęcia - mówi kolarz. - Oczywiście jak wrócę, to podzielę się z Wami wrażeniami z wyprawy i wizyty u Ojca Świętego - obiecuje pan Tadeusz.
Dziś gorliczanin powinien już być na Węgrzech. Tego miejsca na trasie obawia się najbardziej. - Wszystko w związku z dużym ruchem imigrantów w ostatnim czasie w tamtym rejonie. Najważniejsze, że najbliższa rodzina i żona zaakceptowały moją wyprawę - dodaje z ulgą Tadeusz Kozik.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za miesiąc powinien być już w Gorlicach. - Powrót planuję już samolotem, albo autokarem, chociaż rowerem byłoby pewno ciekawiej - dodaje z uśmiechem pan Kozik. Rodzina jest przekonana, że pan Tadeusz sprosta temu wyzwaniu. Ostatecznie już wiele razy udowodnił, że niestraszne mu takie wyprawy. Kiedyś rowerem wyruszył z Gorlic, by przebrnąć przez Słowację, Czechy oraz Węgry i wrócić do Polski, do Cieszyna. Skąd akurat wybór tego miasta na metę podróży? Tam właśnie mieszka jego córka.
- Z Cieszyna też oczywiście do Gorlic dotarłem na rowerze. Wyjechałem o godzinie dziewiątej rano i przez Bielsko-Białą, Wadowice w ulewie i burzy aż do Myślenic. Potem prosto do domu. Byłem na miejscu, gdy na wieży ratusza, pogrążonych w głębokim śnie Gorlic, dochodziła druga w nocy. Te chwile pamięta się najdłużej - podkreśla. Można pozazdrościć mu nie tylko ciekawej pasji, ale i wyjątkowej kondycji fizycznej. Jak sam mówi, ma... dopiero 68 lat i jeszcze wiele planów na rowerowe wycieczki.