https://gazetakrakowska.pl
reklama
18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy jak sycylijski klan

Małgorzata Nitek
Teresa  i Ryszard Molowie tak samo szczęśliwi jak na młodzieńczych latach. Lubią dobre wino i długie rodzinne rozmowy
Teresa i Ryszard Molowie tak samo szczęśliwi jak na młodzieńczych latach. Lubią dobre wino i długie rodzinne rozmowy repro Andrzej Banaś/archiwum prywatne
Gdy zasiadają do rodzinnego, cotygodniowego obiadu, jest ich dwadzieścioro. Odkąd familia rozrosła się, wspólne posiłki muszą się odbywać w sali restauracyjnej. O krakowskiej trzypokoleniowej rodzinie Molów pisze Małgorzata Iskra

Kultywują zwyczaj, wprowadzony przez zacnych przedwojennych restauratorów, że gdy rodzi się dziecko w rodzinie, w tym szczęśliwym dniu wszystkich klientów częstuje się szampanem. Ostatni raz Teresa i Ryszard Molowie stawiali go przed dwoma miesiącami, gdy córce Izie urodził się Januszek.

Państwo Molowie, twórcy Avanti Grupo Polska - sieci krakowskich restauracji i sklepów z odzieżą, mają trzy córki i syna, a mały Januszek jest ich jedenastym wnuczęciem.
- Gdy zasiadamy do cotygodniowego rodzinnego obiadu, jest nas dwadzieścioro - opowiada Teresa Mól. - Jesteśmy jak sycylijski klan - dodaje córka Katarzyna Mól-Kuzaj i na pewno nie myśli tylko o liczebności rodziny.

Odkąd familia rozrosła się, obiady muszą się odbywać w restauracyjnej salce. Mało się na nich mówi o interesach, choć wszystkie dzieci Teresy i Ryszarda pracują na sukces grupy Avanti. Częściej mówi się o rodzinnych sprawach i o polityce, co niekiedy prowadzi do burzliwych kłótni.

- Godzimy się koło środy - mówi Iza Mól-Truskolaska. Ale to pewnie żart, bo już w poniedziałek trzy siostry Molówny serdecznie gawędzą przy wspólnym lunchu. Wpada też na chwilę, do oranżerii przy Karmelickiej, ich młodszy brat Sebastian, którego narodziny sprawiły panu Ryszardowi tak wielką radość, że nie był w stanie przez trzy dni pojawić się u żony w szpitalu. Dziś powiada: - Najlepsze, co spotkało mnie w życiu, to rodzina.

Przeznaczenie zapisane na pudełku zapałek
A niewiele brakowało, a drogi Teresy i Ryszarda rozeszłyby się. Spotkali się przypadkiem. Ona potrzebowała bezzwłocznie wykonać przed wyjazdem z Krakowa przegląd samochodu, ale w kolejce czekał samochód Ryszarda. Przekonała mechanika, by zajął się jej autem, a ona potem załatwi to już z właścicielem. Ten okazał się wyrozumiały i w ramach rewanżu za grzeczność został zaproszony na kawę. Numer telefonu Teresy zapisał na pudełku od zapałek i… milczał pół roku.

W tym czasie przygotowywał się do ślubu, a i Teresa miała sympatię. Pewnego dnia, a był to piątek, Ryszard robił porządek w bagażniku i natknął się na pudełko z numerem Teresy. Zatelefonował, umówili się, a w poniedziałek było już pewne, że nic nie będzie z planowanego wcześniej ślubu. Za to gdy minął rok, Teresa i Ryszard byli już małżeństwem.

W podróż poślubną, po zachodniej Europie, wyjechali z rocznym poślizgiem - i był to jak dotąd jedyny dłuższy wspólny wyjazd, bo Ryszard Mól jest prawdziwym pracoholikiem. W Amsterdamie trafili do restauracji "Avanti", która bardzo im się spodobała. Avanti znaczy do przodu. Uznali to za dobrą nazwę dla swej przyszłej firmy. Nim jednak w 1978 roku powstał na Stradomiu pierwszy butik "Avanti", w którym sama stała po dziesięć godzin za ladą, Teresa Mól postanowiła spełnić się jako mama.
Jak tata trzyma ster, czyli kto tu rządzi
- To były świetne czasy dla biznesu. Ile by sprowadzić towaru, ludzie wszystko kupowali - wspomina biznesowe początki.

Nic więc dziwnego, że Molowie, którzy nie zaczynali z pokaźnym kapitałem, szybko mogli mnożyć butiki z odzieżą i poszerzyć kręg zainteresowań o gastronomię i nieruchomości. Ich dzieci, ukończywszy studia z zakresu marketingu i zarządzania (w jednym przypadku - turystyki), włączyły się w działalność Avanti Grupo Polska.

Dziś Katarzyna, której córki Dominika i Julia dumne są również z osiągnięć taty rajdowca Leszka Kuzaja, zajmuje się nieruchomościami i otwiera w Bonarce lunch bar. Iza - żona Łukasza, mama Marysi, Zosi i Januszka - prowadzi sklepy z modą dla pań szczupłych. A Kinga - żona Grzegorza, mama Krzysia, Michała i Wojtka - z bratową Anną sklepy z dużymi rozmiarami, choć obie zachowały doskonałe sylwetki.
Sebastian - tata Antka, Staszka i Marianny - z żoną Anną postawił na modę i gastronomię, specjalizując się m.in. w domowych ciastach i tortach, które zamawiają koneserzy nawet z odległych zakątków kraju.

Teresa Mól jest pewna, że chociaż nie każdy z tych biznesów rozwija się jednakowo dynamicznie, nie prowadzi to do niesnasek. Są zgodną rodziną, w której ster dzierży tata Ryszard. - Jestem głową rodziny, którą kręci żona - żartuje Ryszard Mól.

Jednak żona oddaje mu sprawiedliwość, wyznając, że trudno byłoby racjonalnie prowadzić rodzinny interes, gdyby nie autorytet jej męża. To on filtruje pomysły uczestników cotygodniowych zebrań ścisłego kierownictwa grupy, w skład której wchodzi wyłącznie rodzina. Mówi, że mąż jest konsekwentny i biznesowi wychodzi to na dobre.

- Wiem, że młodzi mają świeże pomysły. Chętnie ich wysłuchuję, lecz przy podejmowaniu decyzji opieram się przede wszystkim na własnym doświadczeniu. Nie rodzi to na szczęście konfliktów pokoleniowych - opowiada Ryszard Mól.
Jak dziadek obraził się na Piłsudskiego
Ponieważ życie to nie sielanka, żona powiada również, że małżonek jest człowiekiem upartym, czemu on zresztą nie przeczy, i wyznaje, że tę cechę odziedziczył po dziadku Stanisławie Cholewickim - ludowcu, przyjacielu Witosa, zacnym i oświeconym gospodarzu, bywającym co miesiąc z córkami w teatrze oraz pozostającym w zażyłych kontaktach z rodziną Stanisława Wyspiańskiego.

Dziadek - ojciec czterech synów walczących w Legionach - jako przewodniczący podkrakowskich wójtów poczuł się urażony, że przebywający w Krakowie Józef Piłsudski, witając zgromadzonych, zapomniał przywitać wójtów. W ramach przeprosin Piłsudski odwiedził 11 sierpnia 1922 roku dom dziadka w Węgrzcach, gdzie zjadł na śniadanie jajecznicę. Marszałek podarował dziadkowi janczary, czyli dzwoneczki na konia, które wnuczek do dziś przechowuje.

Historię tę wydrukowała przedwojenna "Rzeczpospolita", która miała swą krakowską redakcję przy Karmelickiej 9. To miły zbieg okoliczności, gdyż dziś budynek ten - obok sąsiadującego z nim - jest własnością rodziny Molów. Ryszard, który dba o każdy zabytkowy element kamienicy, został w 2007 roku nagrodzony przez prezydenta Krakowa tytułem Gospodarza Roku.

W budynku przy Karmelickiej powstaje właśnie "nowe dziecko" Avanti Grupo Polska: hotel. Ponieważ Teresa Mól i jej córki interesują się architekturą wnętrz, a gusta mają różne, każde z pięter hotelu zaprojektuje inna. Mama deklaruje, że lubi trudne tematy i ma pomysł, którym wszystkich zaskoczy. 40-pokojowy hotel, na którego nazwę rozpisano rodzinny konkurs, ma być gotowy za dwa lata.
Trufle na talerzu, czyli przedsiębiorczość w genach
- Jestem osobą, która dużo obserwuje. Z wyjazdów przywożę pomysły - mówi Teresa Mól, która uważa się za krakowską patriotkę, osobę lubiącą wydawać pieniądze w kraju i marzącą o zamieszkaniu przy Karmelickiej. Mimo to bywa często we Włoszech, skąd sprowadza do sieci restauracji Avanti produkty - tylko u Molów można skosztować świeżych trufli.

Przedsiębiorczych małżonków łączy to, że w młodym wieku utracili ojców i byli wychowywani przez energiczne mamy. Teresa Mól zaradności nauczyła się od mamy, która po śmierci męża prowadziła jego firmę budowlaną. Jako "ta, która dużo pyta", przyjmuje dziś do pracy osoby zatrudniane w Avanti Grupo Polska. Małżonek ma za to dar rozmawiania w urzędach, który był szczególnie przydatny w latach, gdy zakładali rodzinny biznes.

- Czasem tak sobie myślę, że wygodniej byłoby pracować na cudzym, ale przecież realizowanie własnych pomysłów jest rzeczą miłą, choć wstaje się o piątej rano, bo "pańskie oko konia tuczy". Wyznaję filozofię ograniczonej konsumpcji na rzecz inwestowania - opowiada Ryszard Mól.

Molowie nie lubią popisywać się swoją zamożnością. Owszem, trzeba mieć jakiś samochód, mieszkać wygodnie, dobrze zjeść (stołują się we własnych restauracjach) i wypić lampkę zacnego wina, ale na przykład nie widzą żadnego powodu, by obsypywać wnuczęta drogimi podarkami.

Swoje dzieci chowali podobnie: w dyscyplinie, stawiając im wymagania, a jednocześnie dając wiele uczucia. Na przykład, gdy w tej samej kamienicy zamieszkała babcia Molowa, dziewczynki przed pójściem do szkoły szykowały i zanosiły jej śniadanie. Sebastian, jeszcze jako przedszkolak, wchodził na stołeczek i mył ojcu samochód. A dziewczynki plewiły ogródek.
Wnuki do kochania, nie do rozpuszczania
- Jestem babcią, która - wyjąwszy szczególne okazje - nie daje prezentów. Ja przede wszystkim poświęcam im czas. Weekend z nimi to przestawienie się na inny świat; nie ma lepszego relaksu - mówi pani Teresa, która dba, by pod opieką kolejnych członków rodziny mogły spędzać całe lato w Jastarni, a zimą i podczas weekendów odpoczywać w Zakopanem.

Dziadek znajduje, szczególnie z chłopcami, pełne porozumienie przy majsterkowaniu. A podczas rodzinnych uroczystości - przy tak licznej familii nie ma miesiąca bez imprezy urodzinowej - wygłasza długą przemowę, którą potem solenizant dostaje na pamiątkę. Problem świątecznych podarków rozwiązali przez losowanie: w ten sposób jedna osoba dostaje jeden prezent.

- Szukam czegoś oryginalnego, co spodoba się moim dzieciom, jednak niekoniecznie drogiego. Często więc rankiem odwiedzam targi staroci - opowiada Teresa Mól, która w ubiegłym roku wpadła na oryginalny pomysł podarowania rodzinom swych dzieci oraz mężowi po karcie z pięcioma "talonami".

Na talonach napisała zobowiązania, różne dla każdej rodziny. Początkowo sądziła, że może nie podołać dwudziestu pięciu zobowiązaniom w ciągu roku, ale ponieważ zostanie z wnukami wieczorem jest dla babci mile spędzonym czasem, podobnie jak wyjazd z córką na weekend do Włoch, nie żałowała swego pomysłu z kartą-upominkiem.
Po pierwsze: mądrze kochać najbliższych
Na takich rodzinnych spotkaniach zdarzają się różne niespodzianki. W ubiegłą Wigilię córka oświadczyła, że ma prezent dla swego męża. Wręczyła mu pudełeczko, którego on nie potrafił otworzyć. W końcu udało się.

W środku było USG zwiastujące poszerzenie się rodziny. Od tej pory, gdy ktoś komunikuje podczas rodzinnych spotkań, że chciałby coś powiedzieć, padają pytania: a co, jesteś w ciąży?
Teresa i Ryszard Molowie mają kilkoro wypróbowanych przyjaciół, jeszcze z dawnych czasów, ale spotykają się z nimi rzadko.

- Zawsze na pierwszym miejscu jest u nas rodzina - mówią. I już w październiku przystępują do ustaleń wigilijnych - co nie jest łatwe wobec potrzeby spotkań wnucząt z pozostałymi dziadkami - oraz kupowania pomysłowych prezentów świątecznych. I cieszą się, że córki i syn mają podobną hierarchię wartości, że angażują się w wychowanie swoich dzieci i dobro rodziny jest dla nich najważniejsze. Dla familii Molów miłość nie ma ceny.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Bardzo pozytywne i krzepiące. Życzę jak najlepiej.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska