Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Julka była zwykłym, pogodnym dzieckiem, które nie sprawiało rodzicom żadnych problemów.
- Nasza córeczka była nad wiek odpowiedzialna, dobrze się uczyła i trudno było sobie wyobrazić, że czekają ją w przyszłości tak ciężkie doświadczenia - wspomina Aneta Bodziony, mama dziesięciolatki.
Pierwsze diagnozy
Wszystko zaczęło się w marcu 2018 roku, tuż przed świętami Wielkanocnymi. Dotychczas zdrowa dziewczynka zaczęła się uskarżać na bóle głowy oraz poranne wymioty.
- Na początku myśleliśmy, że to może stres związany ze zmianą szkoły - opowiada mama Julii i dodaje, że taka też była wstępna diagnoza lekarza pierwszego kontaktu.
Ponieważ objawy nie ustępowały rodzice zasięgnęli porady kolejnego lekarza.
- Usłyszeliśmy wtedy, że nie ma się czym przejmować, bo to prawdopodobnie helicobacter pylori powodujący chorobę żołądka - kontynuuje.
Niestety już wkrótce okazało się, że optymizm lekarzy jest przedwczesny, a objawy na które uskarża się dziewczynka mają zupełnie inne podłoże.
Zapamiętamy ten dzień
4 marca 2018 roku na zawsze pozostanie w pamięci rodziny Bodzionych. Tego dnia Julię obudził ze snu rozdzierający ból głowy.
- Natychmiast zawieźliśmy córeczkę do szpitala, w którym zrobiono Julce rezonans magnetyczny - wspomina mama.
Jego wynik przeraził rodziców dziewczynki, okazało się bowiem, że w głowie dziecka rozwija się złośliwy guz mózgu o nazwie medulloblastoma czwartego, czyli najbardziej złośliwego stopnia. - Pierwszą naszą reakcją było niedowierzanie, płacz i pytanie dlaczego to spotkało nasze dziecko - mówi Aneta Bodziony.
Zaskoczenie rodziców diagnozą było tym większe, że w rodzinie nie występowały wcześniej choroby nowotworowe. Szybko jednak otrząsnęli się z pierwszego szoku, by walczyć o zdrowie córeczki.
Operacja i jej skutki
Trzy dni po usłyszeniu diagnozy Julka trafiła na blok operacyjny. Lekarze usunęli jej guza mózgu, a potem rozpoczęli intensywne leczenie.
- Córka przeszła do tej pory trzy cykle chemioterapii i 33 cykle naświetlań. Jest w trakcie chemioterapii podtrzymującej - mówi Aneta Bodziony.
Niestety po operacji dziewczynka przestała mówić, siedzieć i chodzić. Na szczęście, po intensywnej rehabilitacji udało się przywrócić mowę, Julia może już także siedzieć.
- Córka wciąż ma jednak problemy z poruszaniem się i potrzebuje dalszej rehabilitacji - opowiada mama dziesięciolatki.
Trudna codzienność
Choć na razie nowotwór jest w fazie regresji, dziewczynka wciąż jest pod stałą opieką lekarzy. Codziennie ma robione badania krwi, a od ich wyniku zależy czy będzie mogła mieć np. kontynuowaną chemię podtrzymującą.
Julka ma indywidualny tok nauczania, ale tęskni za szkołą i kontaktem z rówieśnikami. Nie może się jednak zbyt często z nimi widywać.
- Chcemy, żeby córka spotykała się koleżankami i kolegami, ale musimy być ostrożni, bo Julia jest osłabiona, a w tym stanie łatwo o różne infekcje - mówi pani Aneta.
Choć Julka doświadczyła w swoim życiu wielu bolesnych chwil wciąż zachowuje pogodę ducha i marzy, że w końcu powróci do normalnego życia. Aby tak się stało, potrzebuje kosztownej rehabilitacji, która przekracza możliwości finansowe rodziców.
Aby pomóc Julii wystarczy wpłacić dowolną kwotę na konto bankowe Stowarzyszenia SURSUM CORDA w Nowym Sączu, którego dziewczynka jest podopieczną. Numer konta: 26 8805 0009 0018 7596 2000 0080 z dopiskiem „Julia Bodziony”.
Można także przekazać jeden procent podatku. W deklaracji PIT wystarczy wpisać numer KRS 00000 20382, zaś w polu „Cel szczegółowy” dopisać „Julia Bodziony”.
