- Kobieta doznała urazu głowy i kręgosłupa w odcinku szyjnym - powiedział dyżurny ratownik Krynickiej Grupy GOPR Andrzej Domino.
Tego samego dnia do godz. 15 goprowcy mieli aż dziesięć ciężkich wypadków z udziałem narciarzy na Jaworzynie Krynickiej, Słotwinach i w Wierchomli.
Śmigłowiec LPR wyleciał z Krakowa natychmiast po wezwaniu. Ranna kobieta trafiła do jednego z krakowskich szpitali około godz. 13 - ponad godzinę od zdarzenia. Przyczyna wypadku na razie nie jest znana.
- Niestety, system, w którym nie ma do końca kontroli nad wykorzystywaniem zasobów, jakimi dysponujemy, działa słabiej - komentuje Józef Zygmunt, dyrektor Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego. - Kiedy była dyspozytornia w Nowym Sączu, jej obsługa świetnie orientowała się w terenie i miała czas na rzeczową rozmowę z wzywającym. Wiedziała, jaki zespół wysłać do konkretnego zdarzenia.
Dyr. Zygmunt podkreśla, że w ostatnich trzech latach nie zdarzyło się, żeby brakowało karetki do takiego wypadku jak ten na stoku.
- Dobrze się stało, że wysłano śmigłowiec z lekarzem na pokładzie, a nie angażowano znów straży pożarnej - dodaje Józef Zygmunt.
Od około roku ratownicy sądeckiego pogotowia alarmują, że na pomoc do 84 tysięcy mieszkańców Nowego Sącza, 200 tys. z powiatu i wielu tysięcy turystów może spieszyć tylko dziewięć zespołów. Tyle zakontraktował wojewoda Małopolski Jerzy Miller. Po likwidacji przez niego sądeckiej dyspozytorni pogotowia tylko w lutym zabrakło dwukrotnie ambulansu. Nie mogła przyjechać na wezwanie do mężczyzny z urazem nogi na ul. 29 Listopada i poradni zdrowia psychicznego w Nowym Sączu, gdzie trzeba było reanimować 56-letniego pacjenta. W obydwu przypadkach wysłano na pomoc strażaków. Mężczyzna, który zasłabł w przychodni, zmarł wkrótce po przewiezieniu do szpitala.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+