https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kawałek Toskanii w Słowikowej, czyli spełnione marzenie Elżbiety i Jana Cisoniów. Ekspert winiarstwa nie dawał im szans

Mariusz Skarżyński
Jan Cisoń ze Słowikowej zaproponowało żonie, by założyli winnicę. W 2018 roku poczynili pierwsze nasadzenia
Jan Cisoń ze Słowikowej zaproponowało żonie, by założyli winnicę. W 2018 roku poczynili pierwsze nasadzenia Mariusz Skarżyński
Ekspert od winiarstwa i autor kilku książek z tej dziedziny nie dawał im żadnych szans. - Wszystko, co możecie zrobić, to zasadzić dziesięć krzaków i patrzeć jak powoli umierają – zawyrokował. Elżbieta i Jan Cisoniowie ze Słowikowej nie zrazili się, bo nawet na wyżej położonych terenach widzieli, że winorośl sobie radzi. Dzisiaj mają 2196 krzaków, a produkowane przez nich wino serwowane jest nawet w restauracjach.

Od marzenia do winnicy w Słowikowej

- Chciałam pracować w winnicy w Włoszech. Oglądałam programy w telewizji na ten temat i bardzo mi się to podobało – wspomina Elżbieta Cisoń.

Do Toskanii nigdy jednak nie wyjechała, bo znalazło się lepsze rozwiązania. – Załóżmy własną winnicę – zaproponował Jan Cisoń, mąż Elżbiety.

Niedługo potem w 2018 roku na zboczu w Słowikowej, około 450 metrów nad poziomem morza zrobili pierwsze nasadzenia. – To była taka próba gleby i klimatu. Chcieliśmy sprawdzić, jak na naszej ubogiej ziemi winorośl sobie poradzi – tłumaczy właściciele winnicy Vin Cis w Słowikowej.

Poszło na tyle dobrze, że wkrótce na ojcowiźnie Jana Cisonia pojawiły się kolejne krzewy winorośli, a małżonkowie ruszyli po wiedzę. Właściciele winnic z Tęgoborza, Jazowska i okolic Tuchowa tajemnic winiarstwa zazdrośnie nie strzegli. Podzielili się doświadczeniami, doradzili jak zacząć, czego unikać i jak dbać o plantację, żeby wysiłek nie poszedł na marne. Inne, niezbędne winiarzom szczegóły, znaleźli w specjalistycznych książkach, a na tematycznych kursach i warsztatach wiedzę o winiarstwie jeszcze pogłębili.

Na efekty pierwszego nasadzenia przyszło czekać trzy lata.

– To nie sad jabłkowy, gdzie wiosną sadzi się drzewka, a jesienią zbiera pierwsze owoce – tłumaczy Jan Cisoń.

Krzew winny rośnie wolniej. Najpierw musi się ukształtować pień, potem rosną łozy, a wreszcie pojawiają się owoce i zaczyna się właściwa enologia. Zgodnie ze wskazówkami znajomego winiarza przywieźli zaszczepiony drożdżami wytłoczony sok do domu, schowali w dymionie do piwnicy i czekali. Gdy go po pewnym czasie otworzyli, odór był nie do wytrzymania.

– Pewnie się zepsuło – pomyśleli w pierwszej chwili. Szybko się okazało, że zwłaszcza z czerwonym winem wskutek fermentacji malolaktycznej tak bywa i czasami na tym etapie wino może pachnieć nawet... końskim moczem, aby po dłuższym czasie zachwycać zapachem i smakiem.

Mieszkańcy do nowego sposobu uprawiania ziemi podeszli z rezerwą. Niektórzy uważali, że Cisoniom w głowach się pomieszało, bo przecież w Słowikowej i całej okolicy z dziada pradziada siało się zboże albo hodowało krowy. Ojciec pana Jana też pomysłowi winnicy nie chciał przyklasnąć.

– Nasadź buraków! – doradzał synowi, bo w uprawę winorośli w Słowikowej za nic uwierzyć nie chciał. Trudno się mu dziwić, skoro ekspert od winiarstwa, któremu wysłali mapkę terenu, lokalizację i informację o pozycji Słońca także nie dawał przedsięwzięciu żadnych szans.

Vin Cis trafił na stoły

Niepomyślny werdykt znawcy nie zraził małżeństwa ze Słowikowej. Determinacja, by zrealizować marzenie o kawałku Toskanii na swojej ziemi, była na tyle silna, że przeszli do kolejnego etapu. Winnicę powiększono do powierzchni nieco ponad pół hektara, staranie dobierając odmiany, które w warunkach polskiego klimatu mają szansę nie tylko na przetrwanie, ale i relatywnie dobre efekty. Właściciele winnicy przyznają, że w naszym klimacie nie ma co liczyć na to, że one przyjdą same. Tylko przygotowanie gleby o parametrach wymaganych przez winorośl wymagało urobienia sobie rąk po łokcie. Ojcowizna Jana Cisonia, gdzie gleba o pH wynoszącym 3,9 w sam raz nadawała się pod uprawę borówki. Dla winorośli absolutne minimum to pH5 i taką wartość trzeba utrzymywać przez cały czas. Zanim cokolwiek posadzili, dokładnie zbadali ziemię. Potem przez dwa i pół roku wapnowali glebę. Utrzymanie parametrów ziemi odpowiednich dla winorośli to najtrudniejsze zadanie do dziś.

Pracę w winnicy zaczynają w styczniu lub lutym w zależności od pogody. Są cięcia, niezbędne, by wyrosły nowe łozy, napowietrzanie gleby, zabiegi pielęgnacyjne, wykonywanie naciągów z drutu. Gdy zaczynają się zbiory, w winnicy pracują od piątej rano, bo zbierane owoce lubią chłód. Dniówka kończy się nawet o... 2-3 w nocy. Nie ma uproś, bo winorośl na pogodowe kaprysy jest bardzo wrażliwa i niczego nie można odkładać na potem. W razie zbyt niskich temperatur pod krzakami płoną znicze, a rodzinna 4-5 osobowa ekipa pracuje w ciemnościach z czołówkami na głowach.

Na brak zajęcia nie narzekają także po zbiorach. Najpierw trzeba zadbać o jak najlepsze warunki przechowywania, potem oddziela się szypułkę od gron, dalej idzie maceracja , a po niej prasowanie czyli oddzielanie soku od skórki. W dalszym etapie następuje szczepienie drożdżami i fermentacja soku, którą uważnie się obserwuje, notując wszystkie parametry w zeszycie. Klarowność wina uzyskują poprzez zlewanie znad osadu czyli kilkukrotne przelewanie go z jednego naczynia do drugiego. Wymrażanie odbywa się naturalnie poprzez wpuszczanie zimnego powietrza do piwnicy. Potem jest już tylko krok do butelkowania i korkowania wina.

Z posiadanego areału można uzyskać około 2000 litrów wina. Na prywatny użytek – za dużo, ale o wiele za mało, żeby z winiarstwa żyć, zwłaszcza że sprzedaż polskiego wina to osobne wyzwanie. Zasadnicze narzędzie marketingowe to – jak dotąd -reklama szeptana. Kolportowana pocztą pantoflową dobra opinia o jakości win z winnicy w Słowikowej przyciąga klientów. Pomocne są też social media, powoli rozwija się współpraca z regionalnymi restauratorami.

Enoturystyka w Słowikowej?

Dobrym kierunkiem jest też tarnowska inicjatywa promocji enoturystyki. Busy ze smakoszami wina objeżdżające regionalne winnice marzą się Janowi Cisoniowi także w regionie sądeckim. Przygotowania do przyjmowania enoturystów – rozpoczęte. Przy domu stanęła efektowna, drewniana altana. U samej góry w winnicy jest miejsce pod wakacyjny domek dla gości. Podróżujący kamperem po kraju przetestowali tę lokalizację, przyznając, że ma potencjał. Widok na pola, wzgórza i góry, a przy sprzyjających warunkach dostrzec można Tatry. Wokoło cisza i spokój – idealne warunki, by się zrelaksować i spróbować możliwie naturalnej produkcji Cis Vin, sięgając po butelkę z zaprojektowaną przez właścicieli etykietą. Obok standardowych informacji o winie znajdziemy na niej logo winnicy i miniaturową mapkę winnicy.

W rozwojowych planach winnicy jest miejsce na poszerzanie produkcji o wina musujące czy wykorzystanie gruzińskiej technologii produkcji opartej na fermentacji w amforach. O powiększeniu powierzchni Elżbieta i Jan Cisoniowe jednak na razie nie myślą. Po rejestracji winnicy wciągnęła ich cała biurokratyczna machina. Formularze, sprawozdania, banderole, normy i zezwolenie, powinności wobec urzędów to przykra codzienność winiarzy ze Słowikowej.

– Traktują nas jak dużych przedsiębiorców – zżyma się Jan Cisoń. Na pracę w większej winnicy brakłoby nie tylko czasu, ale i siły. – Pożyć człowiek chce jeszcze – kwitują, ale decyzji sprzed sześciu lat nie żałują. Bo czy jest coś piękniejszego niż spełnione marzenia?

Pustynia Błędowska, czyli największa atrakcja turystyczna w powiecie olkuskim

od 16 lat
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska