Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kompozytor od superseriali

Katarzyna Kachel
Gdyby nie był kompozytorem, zostałby pewnie skandalistą
Gdyby nie był kompozytorem, zostałby pewnie skandalistą Jakub Popiel
Sprząta sam. Dlatego ma bajzel. Rozpieszczony. Kiedy pisze, obiady przywozi mu mama, bo inaczej by nie jadł. Hipochondryk. Cały czas umiera na śmiertelną chorobę. Do sklepów trafiła właśnie płyta kompozytora z Krakowa Bartosza Chajdeckiego z muzyką do serialu "Czas honoru".

Ma obsesję. Cały czas wydaje mu się, że umiera. Na raka, amebę czy inne świństwo. Właściwie nieważne na co, byleby było śmiertelne. Do przychodni nie uczęszcza - bo paradoksalnie ma do siebie dystans. Bartosz Chajdecki. Ma 30 lat i oficjalnie mieszka w Krakowie, choć znacznie więcej czasu spędza poza nim. Znajomi mówią, że trudno się połapać w tym, gdzie aktualnie jest. W profesjonalnych pismach muzycznych piszą o nim: kompozytor muzyki teatralnej, telewizyjnej i filmowej. Obdarzony wielką wyobraźnią i swobodą twórczą.

Lustracyjny dymek nad Tygodnikiem Powszechnym

Wielka wyobraźnia w kontekście przeżywanych chorób nie dziwi. Swoboda? - Że szybko, z łatwością, rozmachem, płynnie - tłumaczy mi. W branży mówią, że wprowadza "pozytywny ferment". - Wyjdę na totalnego idiotę w tym tekście - martwi się. Nałogowo śpi i pisze. Mówi, że jest kochliwy i robił takie rzeczy, których nie mogę nigdy opublikować. - Chcesz, żeby to moja matka przeczytała? - pyta mnie. Właściwie pora zacząć od początku.

Początek

Na początku Bartek był egzaltowany. Rozmawiał o komponowaniu ze Zbigniewem Preisnerem i pisał a'la Penderecki. Uważał, że tak trzeba. Preisnera znał, bo pracuje z nim mama Bartka, Ula. Jako kopistka. - Wiele się od niej nauczyłem - podkreśla Bartek. - Miałem 12 lat i komponowałem wielkie kawały muzyki współczesnej - wspomina. - Były jak katedra, wielkie, monstrualne, napuszone - wylicza. - Chyba tylko ja je rozumiałem. Cztery lata później napisał requiem (i znów wyjdę na szurniętego). - Ale to było małe requiem i nie dla mnie - zaznacza.

"A Little Requiem for Kantor", które powstało do spektaklu o Kantorze, wystawiono ponad sto razy, między innymi w Anglii, Niemczech, Francji i Brazylii. Spektakl oparty o jego muzykę dostał prestiżową nagrodę "Fringe First" na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Edynburgu. Bartek odniósł pierwszy w życiu sukces i ... znormalniał. Miał 17 lat. - Przestałem być napuszonym artystą, który panicznie boi się prostych akordów. Zacząłem opowiadać historię, odtwarzać w muzyce emocje - mówi. - Wiesz, normalny się zrobiłem. Nie próbowałem być cool i przypodobać się kolegom z branży, zacząłem pisać to, co czuję.

Jeszcze jeden początek

Właściwie to nie był początek. Bo zanim Bartek zaczął komponować, był dzieckiem. - Normalnym?
- Dziwnym (teraz już naprawdę wyjdę na wariata). Zawsze stałem z boku, nie byłem w żadnej paczce, raczej obserwowałem. - Czułeś, że jesteś lepszy czy gorszy? - Powiem tak: zawsze wiedziałem, czego chcę, dokąd zmierzam. Co, brzmi banalnie? Bartek nie umie opowiadać o sobie. Kiedy Marek Niedźwiecki poprosił go w radiu, żeby opowiedział coś o sobie, zapanowała niezręczna cisza. - Wiesz, co lubiłem robić jak byłem mały? - rzuca mi nagle pytanie.

Do egzorcystów ustawiają się kolejki

- Lać ludzi sikawkami jakieś dziesięć dni przed śmigusem-dyngusem. Wydawało mi się to wtedy strasznie zabawne. Lubiłem też "wojny rowerowe" - byłem w tym dobry. Teraz nie wsiadłbym na rower - nie jeździłem od lat. Mówią, że tego się nie zapomina - bzdura - przewracam się po pięciu metrach. Miał być programistą komputerowym, został kompozytorem. - Całkiem niespodziewanie, bo przecież na egzaminie do szkoły muzycznej wypadłem fatalnie. Dostałem się jako jeden z ostatnich - pamięta to dobrze. Muzyka tak naprawdę obudziła się w nim dzięki Zbigniewowi Preisnerowi i jego "Podwójnemu życiu Weroniki". Wtedy zrozumiał, że chce pisać.

Bliżej dorosłości

Muzykę słyszy w głowie. - Tylko nie pisz, że słyszę głosy - zastrzega. - Słyszę wyraźne dźwięki obojów, skrzypiec, kontrabasów i całej reszty orkiestry. To dziwne, ale w realnym świecie słyszy się znacznie mniej selektywnie i wyraźnie niż w głowie. Kiedyś panicznie się bał, że przestanie słyszeć muzykę. - Że będę chciał coś napisać i będzie cisza. Dostawałem od tych myśli szału - przyznaje.
Teraz już nie. Zrozumiał, że nie ma nad tym kontroli, więc, żeby nie oszaleć, przestał się tym przejmować. Nigdy też nie zawiódł się, kiedy potrzebował swojego talentu.

Prócz śmiertelnych chorób ma inne dziwactwa. Właściwie miał. Słuchał Britney Spears i chodził na technodyskoteki. Teraz nie słucha niczego, nawet radia. Muzykę puszcza tylko z płyt kompaktowych, filmy z DVD. Nie jest nieszczęśliwy. - Bo nie jestem artystą, który musi cierpieć, by coś pisać - uważa. Nie pisze do szuflady i jest z tego dumny. Chciałby kiedyś napisać muzykę do holywoodzkiego hitu. Coś między "Independence day" a "Braveheart". Na razie wydał płytę z muzyką do "Czasu honoru". - To rzadkość, by w Polsce wydawać płyty z muzyką filmową, dlatego mnie to cieszy - przyznaje. Pracuje nad ścieżką do kolejnego serialu - "Chichotu losu" w reżyserii Macieja Dejczera. Zapraszają go do radia i telewizji, pewnie będzie sławny.
Koniec - Tylko nie rób ze mnie wariata - ostrzega. - A kim byś był, gdyby cię los nie obdarował słuchem? - Skandalistą. Przecież wiesz, że nie jestem grzecznym facetem - uśmiecha się szeroko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska