Mówiono, że do wawelskiego skarbca włamało się sześciu ślusarzy kierowanych przez dwóch zakapturzonych mnichów. Mieli odjechać ze skarbami na Litwę, gdzie królewskie korony, berła, jabłka i inne precjoza ukryto. Niektórzy oponowali, twierdząc, że dwaj polscy patrioci mieli prawdziwe lub dorobione klucze, którym otwarli skarbiec i zabrali Prusakom sprzed nosa skarby narodowe. Miały one zostać złożone - jak mawiała polska emigracja - "w miejsce bezpieczne pod straż ludzi wiernych swej Ojczyźnie". Mówiło się o kilku polskich rodzinach przechowujących tajemnicę polskich regaliów, która przekazywana jest pod przysięgą z pokolenia na pokolenie. Wspominano o trumnie, w której schowano korony, a którą dla niepoznaki przyłożono prawdziwą trumną w jednej z kaplic rodowych.
Niestety, były to opowieści oparte na nieprawdzie, wymyślone przez Prusaków, a zmodyfikowane przez Polaków dla pokrzepienia serc. Prusacy rozpuszczali je, bo chcieli ukryć niewygodny w relacjach z rosyjskim sojusznikiem fakt, że ukradli, wywieźli do Berlina i zniszczyli bezpowrotnie polskie skarby.
Rzeczpospolita w złocie i szlachetnych kamieniach
Przed upadkiem I Rzeczypospolitej, na Wawelu przechowywano duże ilości cennych rzeczy, świadczących o przeszłej potędze Polski, a potem Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W 1633 roku podkomorzy sandomierski Maksymilian Ossoliński sporządził spis zawartości skarbca. Wymienił w nim m.in. "srogą rzecz nietoperzów" oraz właściwe skarby: pięć różnych koron, królewskie jabłka i berła, Biblię napisaną na pergaminie, krzyż z relikwią drzewa Krzyża Świętego, krzyżyki ruskie i relikwie ruskie, dwa miecze pruskie "od Krzyżaków Jagiełłowi i Witoldowi podane", trzeci miecz "szczerbiony", trzy czapki perłami sadzone, "rogi jakieś litewskie wielkie", diament 94-karatowy wart 50 tys. czerwonych złotych, wielki szmaragd, dwie setki diamentów, jedenaście świętych Jerzych ze złota, wysadzanych diamentami i rubinami, pasy rozmaite z rubinami i diamentami, sześć setek pierścieni, perły, perełeczki, rynsztunki, rzędy końskie, szable, miecze i mieczyki, pałaszyki, obroże złote na pieski, kawałek rogu jednorożca i róg nosorożca.
Kosztowności z czasem ubywało, część zastawiano lub spieniężano w czasach trudnych dla kraju. Szczęśliwie dwa razy udało się uratować skarby przed rabunkiem - podczas potopu szwedzkiego trafiły do Lubowli na Spiszu (obecna Słowacja), a pół wieku później, w trakcie wojny północnej - na Śląsk. Chociaż co nieco z zawartości przepadało, większość wracała na Wawel.
Nieszczęście nadeszło dopiero w czasie insurekcji kościuszkowskiej, gdy powstańcze wojsko wyruszyło na pomoc Warszawie, a pozostawione bez ochrony miasto zajęły wojska pruskie. Kraków praktycznie nie bronił się, a komendant obrony miasta, jako jeden z pierwszych umknął na drugą stronę granicznej Wisły do habsburskiego Podgórza. Jedynym punktem symbolicznego oporu stał się Wawel, gdzie grupka obrońców poddała się po paru godzinach. Prusacy opanowali Kraków i pozostali tam do początku stycznia 1796 r. Wojsko, zakwaterowane po domach mieszczańskich, nie powodowało skarg krakowian. Żołnierze zachowywali się karnie i spokojnie, wielu spędzało czas wolny robiąc na drutach wełniane pończochy. W tym samym czasie jednak pruscy urzędnicy przeszukiwali intensywnie miasto w poszukiwaniu łupów.
Miejsce ukrycia polskich koron zdradził Prusakom magazynier pracujący na Wawelu. Dostał za to posadę komisarza porządku w Częstochowie, mieszkanie i judaszową pensję w wysokości 180 talarów. Na jesieni 1795 roku, gdy wiadomo już było, że Kraków przypadnie w trzecim rozbiorze Habsburgom, król pruski Fryderyk Wilhelm II nakazał swoim podwładnym przeprowadzenie kradzieży, byle w sposób dyskretny. Skarbiec był jednak zamknięty, chroniony silnymi drewnianymi drzwiami, mocnymi żelaznymi sztabami, zasuwami, zamkiem o trzech ryglach i mocnych skoblach oraz pieczęciami. Rozkaz z Berlina spowodował, że odrzucono mało finezyjny pomysł jednego z wojskowych, aby rozbić drzwi do skarbca z armaty. Zamiast metody siłowej, sprowadzono z Wrocławia ślusarza, który po wybiciu otworu pod drzwiami, wślizgnął się do środka i otworzył zabezpieczenia od wewnątrz. Kolejne drzwi wyważano lub podnoszono z zawiasów. Pozory porzucono dopiero przy skrzyniach zawierających klejnoty koronacyjne, którym rozbito zamki i przepiłowano sztaby. Skarby z zachowaniem pełnej tajemnicy wywieziono najpierw do Wrocławia, a stamtąd do Berlina.
Kradzież szybko się wydała. W styczniu 1796 r. nowi gospodarze Krakowa zapragnęli obejrzeć polskie symbole władzy monarszej. Ale po otwarciu skarbca znaleziono jedynie bawełnę, w którą były one owinięte. Spisano protokół, interwencje dyplomatyczne nie nastąpiły. Później pomocy Polakom odmówili także Francuzi. Na serio o polskie korony dopytywali jedynie Rosjanie, których carowie występowali po 1815 r. jako królowie Polski. Wówczas było już jednak za późno. W 1809 r. pruscy złodzieje wyjęli z koron i innych przedmiotów kamienie szlachetne, których wartość oszacowano na ponad pół miliona talarów, i spieniężyli. Dwa lata później ze złotego i srebrnego kruszcu wybili monety.
Najcenniejsza z utraconych koron była tak zwana złota korona Chrobrego. W rzeczywistości powstała na koronację Władysława Łokietka w 1320 r. i od tej pory wkładano ją na głowy prawie wszystkich polskich monarchów. Składała się z wieńca lilii wykrojonych ze złotych płyt, ozdobionych perłami, rubinami, szmaragdami i szafirami. Większych kamieni było 117, mniejszych - 280, a pereł - 90. Korona królowej była nieco mniejsza i zdobiły ją "tylko" 142 kamienie szlachetne. W skarbcu znajdowała się jeszcze specjalna korona do odbierania hołdów, która liczyła 178 kamieni, oraz korony - szwedzka i węgierska.
Kuszący skarbiec polskich monarchów
Nie była to jedyna poważna kradzież polskich skarbów. Monarszy skarbiec ograbił już w XI wieku czeski władca Brzetysław, który "w zbójeckim napadzie na Polskę (…) wedle świadectwa czeskiego, [wywiózł] złota i srebra moc niezmierną, skarby przez dawnych książąt nagromadzone", w tym "krzesło złote, wydobyte z grobowca akwizgrańskiego Karola Wielkiego", podarowane Bolesławowi Chrobremu przez cesarza Ottona III, jak wyliczał w "Encyklopedii staropolskiej" Aleksander Brückner. Po kradzieży pruskiej, zniszczeniu i spieniężeniu klejnotów i kruszcu Polska stała się jedynym krajem w Europie, który obecnie nie posiada oryginalnych regaliów. - "Nasi pobratymcy Czesi i Węgrzy mają swoje insygnia, otaczane niemal religijnym kultem i czcią, będące w ich przekonaniu najcenniejszymi relikwiami narodowymi (…). Wszystkie narody europejskie chlubią się insygniami koronacyjnymi, choć w niejednym kraju monarchie należą do zamierzchłej przeszłości" - pisał Michał Rożek w książce "Polskie koronacje i korony".
Sądecka replika korony zamiast oryginału
Polakom pozostał praktycznie jedynie miecz szczerbiec, przypuszczalnie sprzedany przez Prusaków osobno i niezniszczony, jako wykonany z mało wartościowego metalu, a także dwie pozłacane korony Augusta III i jego żony Marii Józefy, użyte do ostatniej koronacji na Wawelu w 1734 r. W czasie pruskiej kradzieży były te korony przechowywane nie na Wawelu, ale w Dreźnie. Przed II wojną światową zakupiło je Muzeum Narodowe w Warszawie. Szczęśliwie przetrwały kradzieże wojenne dokonane przez III Rzeszę i Związek Radziecki. Obecnie znajdują się w Warszawie.
Inne polskie korony znaliśmy długo głównie z portretów polskich władców autorstwa Jana Matejki i Marcella Bacciarellego. Sytuacja poprawiła się w 2003 r., gdy pojawiła się współczesna replika korony Chrobrego. Sądecki antykwariusz Adam Orzechowski zlecił odtworzenie korony, berła i jabłka użytych do koronacji polskich królów na podstawie dokumentów i obrazów z epoki. Złoto uzyskał m.in. z monet pruskich wybitych w 1811 roku, możliwe więc, że replika zawiera trochę kruszcu z oryginału.
Napisz do autora:
[email protected]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+