Maine coon Robin mieszka w Szalowej. Nie, nie ma własnego pokoju, ale właścicielka, pani Agnieszka, mówi o nim: nasz dostojnik. Tak naprawdę podporządkował sobie wszystkich. I jakoś specjalnie nikomu to nie przeszkadza, że jest na kocich usługach. Gdy Robin decyduje, że będzie spał na kuchennej ławie, to śpi. Jeśli wybierze ławę w pokoju, domownicy grzecznie się z tym pogodzą. W młodości wskakiwał czasem do pralki. Wtedy pranie musiało poczekać, aż rudy jegomość skończy drzemkę. Na szczęście teraz już nie ma tego problemu, bo Robin do pralki się zwyczajnie nie mieści.
- Nie można go przytulać kiedy nam się podoba, bo to on wybiera czas i godzinę – opowiada.
Ryś to, lis czy jakiś tygrys może?
Robin ma osiem lat i lubi spacerować po swoim podwórku, co sprawia, że nieznajomi biorą go za jakieś dzikie zwierzę. Ponoć – choć to niepotwierdzona informacja – gdy kocicho zaczynało zwiedzanie swoich włości, niektórzy na jego widok, przyspieszali gwałtownie kroku.
- Już słyszeliśmy, że mamy lisa, rysia albo nawet tygrysa na gospodarstwie – śmieje się właścicielka.
Kociak ma instynkt łowcy i myli się ten, kto uzna, że przy jego gabarytach, to wiele nie zdziała. Po drzewach chodzi, jak normalny kot, potrafi się też wcisnąć w najciaśniejszą dziurę.
- I czasem przynosi swoje łowieckie trofea na próg. Bardzo jest z siebie dumny – opowiada dalej.
Jaką kuwetę ma - nie wiemy. Bo Robin, jak porządny kot, swoją fizjologię załatwia na zewnątrz. Za to jedzenie to cały ceremoniał. Karma – tylko sucha. Obowiązkowo świeżo nasypana. Nie ma szans by Robin choć zbliżył wąsy do innej.
- Woda? Tylko prosto z kranu. Żadnych miseczek nie toleruje – wylicza.
Światowy Dzień Kota. Oto zdjęcia pupili naszych czytelników!
