https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kotka, którą mieli się zaopiekować pracownicy KTOZ-u, została wypuszczona na wolność. "To bulwersujące" - twierdzi weterynarz

Marcin Banasik
zdjęcie poglądowe
zdjęcie poglądowe pixabay
Właścicielka gabinetu weterynaryjnego na Bielanach oddała podrzuconą kotkę w ręce pracowników Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Krakowie. Inspektorzy obiecali zaopiekować się zwierzęciem. Okazało się jednak, że szybko wypuścili je na wolność, bo kotka miała być dzika i agresywna. To zbulwersowało właścicielkę lecznicy. Uważa ona, że takie postępowanie jest nieodpowiedzialne i pokazuje, że organizacja, która ma się opiekować porzuconymi zwierzętami, nie spełnia swojej funkcji.

FLESZ - Czterodniowy tydzień pracy w Niemczech?

28 lipca tego roku pod bramką gabinetu weterynaryjnego ktoś postawił kartonowe pudło ze znajdującym się w nim kotem. - Po wstępnych oględzinach kot okazał się być kotką, o czarnym umaszczeniu, z widocznym śladem po wygoleniu łapki (jak podczas wizyty u weterynarza), lekko wystraszonym i przez to agresywnym - mówi Anna Kłoszewska-Klęczar, właścicielka lecznicy.

Weterynarze chcieli udać się do schroniska na ul. Rybną, by przekazać kotkę w przewidziane do opieki nad porzuconymi zwierzętami miejsce, ale w tym czasie zjawili się u nich inspektorzy KTOZ, którzy przywieźli kotki wolnożyjące na zabieg sterylizacji. - W związku z powyższym przekazaliśmy im podrzucone zwierzę i otrzymaliśmy zapewnienie, że trafi ono do schroniska - dodaje Anna Kłoszewska-Klęczar.

W piątek, 31 lipca, pracownik lecznicy zadzwonił do schroniska, by dowiedzieć się, jak czuje się przekazana inspektorom kotka. Weterynarze chcieli również przekazać jej karmę. - Ze zdziwieniem przyjęliśmy odpowiedź, że nie było takiego przyjęcia w podanym przez nas dniu. 5 i 6 sierpnia osobiście dzwoniłam do KTOZ-u, niestety pomimo kilku próśb pani kierownik biura nie oddzwoniła do mnie z informacją co stało się z kotką przekazaną inspektorom. Napisałem też maila z prośbą o wyjaśnienie sytuacji - mówi właścicielka lecznicy.

W odpowiedzi KTOZ napisał, że "kot został przewieziony do schroniska dla bezdomnych zwierząt w Krakowie w dniu 28.07.2020 r. jednak decyzją inspektora i pracownika schroniska nie został przyjęty z uwagi na to, iż był bardzo dziki i agresywny. Pracownicy zgodnie stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem dla dobra zwierzęcia będzie jego wypuszczenie na wolność."

Decyzja o wypuszczeniu kota zbulwersowała Annę Kłoszewską-Klęczar, która uważa, że kota wcześniej trzeba było zbadać i poddać sterylizacji. - Nie wiadomo czy kotka była zdrowa. Mogła być nosicielką białaczki, a takie koty zarażają inne. Zwierzę powinno zostać poddawane kwarantannie. Wypuszczenie go na wolność to bardzo zła decyzja - dodaje właścicielka lecznicy.

Weterynarz ma zamiar złożyć skargę do Urzędu Miasta Krakowa jako jednostki nadzorującej i finansującej schronisko. - Nie mam zamiaru pozostawić bez echa faktu porzucenia kota - o nieznanym statusie zdrowotnym, właścicielskim itp., przez organ powołany i finansowany ze środków publicznych do opieki nad takimi zwierzętami - mówi Anna Kłoszewska-Klęczar.

Zapytaliśmy KTOZ, czy kotka była badana przed wypuszczeniem na wolność i jakie były powody takiej decyzji.
"Kot według oceny pracowników był kotem dzikim (wolnożyjącym) i został wypuszczony na wolność. Zgodnie z zarządzeniem Urzędu Miasta Krakowa dla dobra zwierzęcia koty dzikie (chyba, że wymagają leczenia) nie mogą być przetrzymywane w zamkniętych pomieszczeniach w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt. Przychodnia Weterynaryjna Melwet ma podpisaną umowę z Urzędem Miasta Krakowa na wykonywanie zabiegów sterylizacji i kastracji kotów wolnożyjących za co pobiera wynagrodzenie. W związku z powyższym w/w kot powinien być poddany zabiegowi sterylizacji w tejże lecznicy" - czytamy w odpowiedzi KTOZ-u.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość

Skoro kotka była w lecznicy, to trzeba było ją zbadać i ew. wysterylizować. A nie spychać problem na kogoś innego.

K
KTOZ

Kot NIE ZOSTAŁ WYRZUCONY, tylko został wypuszczony na działkach, na których karmiciele zobowiązali się do przejęcia opieki nad dzikim kotem.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska