https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kracik: w gabinecie wojewody wcale mi się nie podoba

rozmawia Małgorzata Nitek
Marcin Makówka
Ze Stanisławem Kracikiem, ustępującym burmistrzem Niepołomic i kandydatem na wojewodę małopolskiego, aspirującym do fotela prezydenta Krakowa, rozmawia Małgorzata Nitek.

Wie Pan, jak na Pana mówią?__
Nie.

Autokracik.__
Aaa. O tym słyszałem, i to dosyć dawno. Cóż, zaprzeczam, ale z umiarkowanym przekonaniem

Lubi Pan to przezwisko?__
Mam do niego dystans, ponieważ trochę taki jestem. Zresztą trudno nie zostać autokratą, gdy się jest burmistrzem przez 19,5 roku. Ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że ogromnie sobie cenię, kiedy ktoś przychodzi do mnie z konkretami, a nie wyłącznie po instrukcje. Ten mój autokratyzm nie jest więc do końca konsekwentny. Udało mi się też uniknąć kolekcjonowania stanowisk. Nie jestem, jak zwykle wójtowie, prezesem zarządu wiejsko-gminnego straży, ani prezesem niczego. Odmawiałem, gdy mi proponowano jakieś stanowiska. Potrafię więc też się dzielić władzą

Ale przez lata stworzył Pan wąską grupę, która trzęsie Niepołomicami. A reszta się was boi.__
Przesada, nikt się nas nie boi. Myślę, że przez te wszystkie lata żadnego aktu urzędowej zemsty nie dokonaliśmy. Nie ma więc powodu się bać. Powiem więcej... Parę razy, gdy nie mogliśmy się z kimś dogadać, sam proponowałem: Skieruj sprawę do sądu, niech on rozstrzygnie, kto ma rację. Nie obrazimy się na ciebie... A spornych spraw nie było mało, choćby: umorzenia, ulgi podatkowe, podziały geodezyjne. Wiadomo, że w takich sytuacjach produkuje się nieprzyjaciół. Jak rozstrzygniesz na rzecz Kowalskiego, to narazisz się Nowakowi. I tak w kółko.

Aż zaczęło Panu być za ciasno w tych Niepołomicach.__
Nie, to nie tak. Stanowczo protestuję. Nie mam potrzeby wyrwania się w świat. Przez osiem lat bycia posłem, tego oddechu warszawskiego było u mnie aż w nadmiarze. Cały czas utrzymuję kontakt z ludźmi z całej Europy, głównie inwestorami, którzy lokują albo chcą ulokować pieniądze w Niepołomicach, ale nie tylko. Mamy przyjaciół na przykład w Nowej Zelandii. Nie jest to więc sytuacja klatki czy pudełka, w którym nie ma już jak przestawiać klocków.

Od kilku lat próbuje się Pan jednak wyrwać do większego miasta, porządzić dla odmiany Krakowem.__
Doszedłem do wniosku, że kolejna kadencja w fotelu burmistrza byłaby decyzją na trwanie, a ja Telewizji Trwam nie oglądam. Pomyślałem, że jeżeli mogę zrobić jeszcze coś pożytecznego, to teraz, bo wkrótce będzie za późno.

Trzy lata temu Platforma zrezygnowała z Pana kandydatury w wyborach prezydenckich w Krakowie, bo został Pan skazany za przekroczenie uprawnień i nieterminowe opłacanie składek ubezpieczeniowych. Nie boi się Pan, że teraz Pana przeciwnicy wyciągną tego trupa z szafy?
Mogę się bać różnych rzeczy, ale nie tej sprawy. Została ona zamknięta. Sąd apelacyjny w 2007 roku uniewinnił mnie od pierwszego z zarzutów, a w przypadku drugiego uznał, iż występek popełniony był nieumyślnie. Nikt nie poniósł straty, a poza tym wszystko robiłem z troski o człowieka. Znakomity krakowski autorytet sportowy, już w sędziwym wieku, stwierdził: "Proszę pana, ile ja bym wydał pieniędzy, żeby mi taką krzywdę zrobić".
Jeszcze parę miesięcy temu Pana sytuacja nie wyglądała różowo. Platforma nie brała Pana pod uwagę, jako swojego kandydata na prezydenta Krakowa, a jako kandydat niezależny nie miał Pan szans na wygraną z prezydentem Jackiem Majchrowskim.

Taka jest polityka. Trudno pewne rzeczy przewidzieć. Faktycznie, zmienił się układ sił w krakowskiej Platformie, do głosu doszli przychylni mi ludzie. Potem wybuchła afera hazardowa i wojewoda małopolski Jerzy Miller został ministrem spraw wewnętrznych, a mnie zaproponowano jego stanowisko.

Ta propozycja spadła Panu z nieba.__
W moim życiu wszystko mi spadło z nieba. I żona, i funkcja burmistrza. Przecież 20 lat temu byłem zwykłym inżynierem konstruktorem, nie planowałem kariery samorządowej, politycznej. I nagle obalona została komuna, przyszły wybory, trzeba było obsadzić stanowisko burmistrza, a nikt nie chciał. http://s.polskatimes.pl/g/panel/edytor/i.gifNie mogłem się nie zgodzić.

Z pozycji wojewody łatwiej będzie Panu konkurować z Jackiem Majchrowskim o fotel prezydenta Krakowa? __
Nie wiem czy łatwiej. Przecież na każdym stanowisku można zrobić jakieś głupstwo i dać przeciwnikowi kontrargumenty. Ale jeżeli ten czas mądrze przepracuję, może być łatwiej. Poza tym będę mógł się chwalić, że mamy z prezydentem Majchrowskim kawałek wspólnego życiorysu: on przecież też był wojewodą.

Teraz często się chwali, że doprowadził wtedy do przeniesienia grobów żołnierzy radzieckich, pochowanych w pobliżu Barbakanu, na cmentarz Rakowicki i zakończył w ten sposób ostry konflikt w mieście. Musi Pan wymyślić coś równie spektakularnego, a do wyborów samorządowych tylko rok. Czym Pan zaszachuje prezydenta Majchrowskiego?

Na pewno żadnych kości nie będziemy ruszać.

Bolało Pana, gdy Jacek Majchrowski wytykał Panu zaściankowość, powątpiewał, czy poradzi Pan sobie z rządzeniem dużym miastem, mówił, że porywa się Pan z motyką na słońce?
Nie bohttp://s.polskatimes.pl/g/panel/edytor/i.giflało. Po pierwsze, znam to tylko z relacji ustnej. Nie czytałem wypowiedzi prezydenta Majchrowskiego, żeby nie psuć sobie humoru. Oczywiście nie dziwię się ludziom prezydenta, że próbowali wykorzystać porównanie Krakowa z Niepołomicami jako argument. Jestem racjonalnym facetem. Natomiast dużo do myślenia dały mi nerwowe reakcje Jacka Majchrowskiego na moje komentarze dotyczące zarządzania Krakowem. Potem pojawiła się w nich wręcz pycha i buta. I wtedy przypomniał mi się Leszek Miller i spółka. Wszyscy jesteśmy grzeszni, ale grzech pychy bywa najszybciej ukarany.

Czyli grzeszny prezydent Majchrowski się Pana boi i dlatego atakuje?
Nie, raczej się nie boi. Wszyscy wiemy, że jest odważnym człowiekiem. Ale w poprzednich wyborach mógł sobie pozwolić na lekceważenie konkurentów: Tomasza Szczypińskiego z Platformy Obywatelskiej czy Ryszarda Terleckiego z Prawa i Sprawiedliwości. Nie byli dla niego zagrożeniem. A ja, choć rządziłem przez lata w małych Niepołomicach, mam w Krakowie wielu ludzi życzliwych, znam dobrze to miasto i jego problemy. W pojedynku ze mną panu Majchrowskiemu nie byłoby tak łatwo przejść przez wybory.
Czy obowiązki wojewody podzieli Pan na reprezentowanie rządu i "podszczypywanie" prezydenta Majchrowskiego.__
Nie, nie. Broń Boże. Chciałbym jak najlepiej współpracować z zarządem województwa i wszystkimi samorządami. Mam się zajmować Małopolską, której Kraków jest perłą w koronie. "Podszczypywanie" zostawię tym, którzy to lubią.

Nie będzie Pan rzucał kłód pod nogi prezydentowi Krakowa, by osłabić konkurenta przed wyborami?
Dążenie do sytuacji "im gorzej, tym lepiej" byłoby chore, bo potem i tak trzeba to naprawiać. To bez sensu. Osobiście nie żywię żadnych złych uczuć do pana Majchrowskiego. Nie ma we mnie ani odrobiny jadu. Dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem.

Ale zdarzało się, że parę razy mu Pan dopiekł. I trochę jadu w tym było.__
To prawda, że pierwszy zdecydowałem się publicznie powiedzieć, że on klnie jak szewc. Mógł wtedy przyznać, że rzeczywiście klnie i byłby święty spokój. Zaczął temu zaprzeczać... Myślę, że niepotrzebnie.

Czyli teraz będzie zawieszenie broni i harmonijna współpraca?__
Ja sobie nie wyobrażam, że przychodzę do Krakowa tylko dla wojenek. Jeżeli nie pojawi się zła wola po drugiej stronie, to wszystko będzie dobrze.

Nie da się ukryć, że w mniejszych miejscowościach jest większy respekt przed władzą. Nie boi się Pan, że po przyjściu do Krakowa zetknie się Pan z różnymi koteriami, ścierającymi się układami sił i ciężko będzie nad tym zapanować?__
Gdybyśmy rozmawiali na przykład o Rzeszowie, to ma pani absolutną rację. Zielonego pojęcia nie mam, kto, z kim i dlaczego jest tam posprzeczany. Jednak Kraków czuję jak własne ciało. Bywam tutaj nawet dwa razy dziennie. Mieszkałem tu 20 lat. Byłem szefem małopolskiej Unii Wolności, miałem biura poselskie w Hucie i przy ul. Mikołajskiej. Od tego czasu, bądźmy szczerzy, niewiele się zmieniło. Zostały te same grupy towarzyskie, kluby itp.

Jako burmistrz często Pan bywał w gabinecie wojewody?__
Ze dwa razy w roku.

No i co? Podoba się tam Panu?
Nie. Kompletnie mi się tam nie podoba. Gabinet jest za duży. Przypominam sobie taki piękny opis sali cesarskiej u Antoniego Gołubiewa w "Bolesławie Chrobrym". Cesarz siedział na tronie na końcu bardzo długiego pomieszczenia i każdy kto do niego szedł złożyć ukłon, zanim doszedł, już był taki malutki. Z gabinetem wojewody mam podobne skojarzenia. Ale z tego co pamiętam, zarówno wojewoda Piekarz, jak i Miller mieli zwyczaj wychodzić do progu po gościa. Mam zamiar robić tak samo. Nie będę fundował gościom długich wędrówek, żeby kolana wymiękły.
Wojewoda Miller słynął z tego, że odpierał naciski działaczy partyjnych, którzy mieli apetyt na stanowiska. Poradzi Pan sobie?

Myślę, że czasy pazerności na stanowiska minęły. Ostatnie wydarzenia, również te krakowskie (m.in. afera związana z fikcyjnym etatem szefa krakowskiej PO - przyp. red.), są na to dowodem. Komisarz PO w Małopolsce Andrzej Wyrobiec mówi o nowym otwarciu. W związku z tym jestem przekonany, że nie będzie tego typu problemów.

Szykują się zmiany kadrowe w Urzędzie Wojewódzkim?__
Na pewno nie będzie żadnego desantu z Niepołomic.

Boi się Pan troszkę? Myśli: Może nie podołam?__
Bać się nie boję, ale oczywiście wątpliwości są. Chociażby te dotyczące dokończenia takich ważnych uzgodnień, jak sprawa zakopianki, budowa autostrady w kierunku Tarnowa czy przeprowadzka Szpitala Uniwersyteckiego.

Ma Pan jakiś pomysł na przekonanie górali, że jednak dobra droga do Zakopanego im się opłaci?__
Rozumiem kazus Pcimia i "Grzybka". To taki zajazd pamiętający jeszcze PRL. Gdy wybudowano ekrany akustyczne, to zrobiło się po "Grzybku". Górali też trzeba zrozumieć. Oni się po prostu boją tego, że się skończy biznes i dutki. Walczą o swoje.

Co im Pan zaproponuje?__
Na razie nie będę się wtrącał. Jeśli pojawi się potrzeba i poproszą, to podzielę się swoją opinią.

Kiedy może nastąpić przeprowadzka Szpitala Uniwersyteckiego?__
Teraz jest etap poszukiwania pieniędzy, przeprowadzka może kosztować ponad miliard zł. Prawdopodobnie odbędzie się to w formie partnerstwa publiczno-prywatnego. Pojawia się też pytanie: co zrobić na Kopernika. To zagadnienie dobrze byłoby rozpoznać w kontekście przyszłorocznych wyborów.

Raczej nie uda się Panu zakończyć tych spraw w ciągu roku, do wyborów samorządowych.__
Nie mówmy hop, dopóki nie przeskoczymy. Na razie załóżmy, że to "za rok" jest tylko jakąś ewentualnością.

To co: nie będzie Pan kandydował na prezydenta Krakowa?__
W duchu tej rozmowy mieści się również takie myślenie, że jeśli parę rzeczy uda się popchnąć, to potem można będzie je wspierać, że tak powiem, z drugiego budynku, na innym placu w Krakowie.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska