https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Zoń, założyciel i dyrektor Teatru KTO w Krakowie: Taki jest teatr, jaka jest rzeczywistość

Anna Piątkowska
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
- Musi być K, bo Kraków, T, bo teatr i dajmy O, bo ładna samogłoska. Interpretacji było wiele: Otwarty, Osobliwości, a nawet Krakowski Teatr Obsceniczny - tłumaczy nazwę Teatru KTO Jerzy Zoń, jego założyciel i dyrektor, który opowiada nam także o tym, jak tworzy teatr, który zachwyca.

Choć nie ćwiczył pan etiud w szkole teatralnej, został aktorem, ale porzucił pan scenę na rzecz reżyserowania. Co takiego stało się w 1977 roku, że znalazł się pan w grupie kolegów i przyjaciół zakładających Teatr KTO ?

Skończyłem polonistykę, jestem oczytany, pracowałem przez kilka sezonów w Teatrze STU, poszedłem w pewnym małym mieście na „Hamleta” – pamiętam gdzie, ale nie powiem. Po trzech godzinach wyszedłem znudzony i wściekły. Idąc na spektakl miałem ze sobą dramat Szekspira i po spektaklu, w nocy przeczytałem go po raz kolejny, zastanawiając się, czym oni mnie znudzili. Wtedy dotarła do mnie prosta i genialna odpowiedź: tekst trzeba umieć podawać. Słynne pytanie „What do you read, my lord?” i odpowiedź „Words, words, words”. Słowa to wszechświat.

Ale w teatrze, który pan stworzył słowa nie są ważne…

Tak, w moim teatrze tekst nie jest najważniejszy.

Przewrotnie jak na polonistę.

Nie jestem pasjonatem tekstu w budowaniu przekazu teatralnego, ale raz w miesiącu realizujemy na scenie cykl performatywnych czytań poezji najwybitniejszych twórców. Te poetyckie performance „wymyśla” i prowadzi wybitny znawca literatury, współzałożyciel Teatru KTO - Bronisław Maj. Uwielbiany przez widzów.

A skoro o słowach, może zna pan odpowiedź na pytanie, czemu aktorzy nie potrafią już grać bez mikroportów?

Mówimy niewyraźnie więc potrzebne są mikroporty. A mówimy niewyraźnie, bo nikt nas nie uczy dobrze mówić. Albo uczy, ale nie egzekwuje. Andrzej Seweryn gra monolog Szekspira odwrócony tyłem do publiczności, stojąc przy horyzoncie. Zapytałem go, jak to robi, że doskonale go słychać. To dobry warsztat, o który się cały czas dba – usłyszałem. Mikroporty na scenie to chyba też moda, jak niedawno jeszcze nagość w co drugim spektaklu i latanie z kamerami od kulisy do kulisy w trakcie przedstawienia. Nowe media w teatrze stosowane umiejętnie nie drażnią, są naturalnym uzupełnieniem tradycyjnych środków ekspresji.

Co zatem odpycha pana od słowa?

Jak coś zostanie nazwane znikają wieloznaczność i niedopowiedzenie wynikające ze stosowania innych środków, takich jak muzyka czy działanie.

Kiedyś teatr był dobry, teraz nie?

Taki jest teatr, jaka jest rzeczywistość. Dziś musimy dotrzeć do widza, który już nie czyta książek, albo czyta mało. Przekaz teatralny powinien więc być dla takiej widowni atrakcyjny. „Spłaszczają” się więc nasze oczekiwania, wobec teatru. Zawsze teatr dzieliłem na dobry i zły. Jak odpowiedzieć na pytanie, co teraz ciekawego jest w teatrze? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. To jest rzecz gustu, oczekiwań, tęsknot…

W latach 60. wszyscy mieli dobry gust, a teraz nie? Na czym to polega?

Pewnie ten gust był trochę inny, no ale o gustach się nie dyskutuje… Jako młody widz mogłem wybierać estetykę Swinarskiego lub Grzegorzewskiego, Jasińskiego, Raczaka, Grotowskiego albo Kantora… W trakcie pierwszego oglądania ”Wyzwolenia” Swinarskiego „przysnąłem” podczas sceny z „Maskami” - ostatni rząd i zmęczenie po całym dniu, ale po premierowym pokazie „Umarłej klasy” Kantora rozedrgane emocje nie pozwalały mi spokojni zasypiać przez wiele nocy.

Miał pan szczęście, ale trudno zarzucać młodszym, że się za późno urodzili i nie zdążyli na Kantora.

Mają swoich, innych mistrzów. Kantor był geniuszem teatru, ale było też wielu wielkich reżyserów.

Nudzi się pan w teatrze czy irytuje?

Irytuję się, kiedy mi się wmawia, że nuda w teatrze to wartość.

Wychodzi pan?

Bardzo często. To prawo widza i przywilej. Mogę wyjść ze spektaklu lub nagrodzić go oklaskami. Tym bardziej doceniam, kiedy ludzie zatrzymują się podczas naszych spektakli ulicznych i plenerowych. Stoją przez godzinę. To musi być dla nich coś fascynującego. Ale proszę nie myśleć, że jestem jakimś potworem, który często wychodzi z teatru. Ale czasem inaczej się nie da. Przedstawienie nie powinno być męczarnią.

Każdy odbiera spektakl subiektywnie przez swoją wrażliwość, wiedzę, emocje. Dla pana to jakie kryterium, by teatr był ciekawy?

Nie mogę się nudzić, no i temat przedstawienia musi mnie zainteresować. I to nie tylko w przypadku teatru, ale każdego dzieła sztuki. To jest też kryterium bardzo ważne w spektaklach, które reżyseruję. Chcę nimi przecież widza zafascynować.

Teatr KTO
Teatr KTO
Anna Kaczmarz

Wróćmy do teatru bez tekstu, dziś w takim wielonarodowościowym mieście jak Kraków to jego wielka siła.

Na pewno większa szansa na dotarcie do widza innej narodowości. Ale problem nie leży tylko w tekście, ale i w sposobie konstruowanie innych środków wyrazu. W latach 90. zorganizowaliśmy przyjazd do Polski grupy teatralnej ze Sztokholmu, która grała po szwedzku, a nas nie było stać na przygotowanie plansz z napisami. Miała to być wprawdzie komedia dell`arte, czyli fabuła niezbyt skomplikowana, ale i tak obawiałem się, że nic nie zrozumiemy. Tymczasem i ja, i widzowie wariowaliśmy ze śmiechu, choć tekstu nikt nie rozumiał. O co chodzi? Brak tekstu w pewnym sensie uwalnia widza, pozwala mu się otworzyć na emocje, na inny odbiór niż poprzez słowa, łatwiej też osiągnąć porozumienie na bardziej uniwersalnym poziomie. Ale najważniejsze jest to, o czym mówi aktor i jak buduje przekaz.

Pan robi spektakle dla siebie?

Musi mi się podobać.

Przy produkcji widowisk kieruje się pan tymi samymi wytycznymi?

Tak. Staram się tak wymyślić scenariusz, aby oprócz atrakcyjnej treści oczarować widownię kolorem, muzyką, ekspresją aktorów i tancerzy, oryginalnymi i zaskakującymi rozwiązaniami inscenizacyjnymi. No i nie nudzić.

Ma pan doświadczenie, niemal 40. edycji Festiwalu Teatrów Ulicznych, za każdym razem może pan obserwować widzów, którym, mówiąc kolokwialnie, szczęki opadły. Jak to się robi?

Nie można się bać śmiałych pomysłów. Jak słyszę, że czegoś się nie da zrobić, traktuję to jako wyzwanie. Czego my tu nie pokazywaliśmy… Wertykalny balet na ścianie Ratusza i paradę ogniową aktorów hiszpańskich, i przedstawienie którego akcja rozgrywała się 15 metrów nad głowami widzów, „zawieszona” na ramieniu dźwigu”. Pandemia pokrzyżowała mi plany na widowisko, w którym artystka przechodzi bez zabezpieczeń po linie nad Wisłą. Chodzili już po linach nad Rynkiem, ale nad Wisłą jeszcze nie. Może się kiedyś uda.

A zrobił pan spektakl, z którego nie jest zadowolony?

„Chór sierot”. Północna Francja, dom dziecka, w którym znalazły się dzieci kobiet, które w czasie wojny zaszły w ciążę z Niemcami. Około setki dzieci. To historia oparta na faktach, spisana w nowelce „Bławatki”. To jest potwornie smutny i opresyjny świat, a ja byłem wychowany w internacie, domu studenta więc znam takie społeczności. Przełożyłem fabułę na język ciała. Długo nie miałem muzyki, aż przypomniałem sobie „Symfonię Pieśni Żałosnych” Góreckiego. Dostosowałem długość spektaklu do muzyki. Pracowaliśmy przez rok, aktorzy mnie znienawidzili. Powstało przedstawienie, które trwało dokładnie 52 minuty i 7 sekund. A potem usłyszałem, że można się pochlastać, jak się to ogląda. Że piękne, ale bardzo smutne. Może jeszcze wrócę do tego.

Jest pan despotycznym reżyserem?

Raczej tak. Ale uwielbiam współpracować z utalentowanymi i inteligentnymi aktorami, bo reżyser może nie wiadomo co wymyślać, ale jak aktor tego na siebie nie weźmie, to nic z tego nie będzie. Zawsze słucham propozycji aktorów, ale generalnie mam wyznaczony kierunek, do którego wszystkie działania muszą zmierzać.

Teatr KTO
Teatr KTO
Anna Kaczmarz

Od 48. lat jest pan dyrektorem KTO, wcześniej był pan aktorem STU. Wierzy pan w życie pozateatralne?

Trudno mi sobie to wyobrazić, ponieważ życie zlało mi się z pracą. Dziękuję Stwórcy, że robię to, co robię i czerpię z tego radość. Praca mnie nie męczy. Zaraz po studiach uczyłem przez rok w szkole muzycznej polskiego – uwielbiam dzieci, one mnie też, ale nigdy nie zapomnę wstawania o 6., żeby zdążyć na lekcje.

A aktorstwa kto pana nauczył?

Moim mistrzem jest Krzysztof Jasiński. On nauczył mnie elementarnych zasad teatru.

Czwarty rok KTO ma swoją siedzibę, którą nazywa pan domem, choć cały czas jesteście jako teatr na walizkach.

Na otwarciu naszej siedziby prezydent Jacek Majchrowski powiedział, że kiedyś jak jeździliśmy, walizki zostawiliśmy w przechowalni bagażu, teraz trzymamy je w domu. Tu zawsze się wraca. Przez ponad 40 lat wynajmowaliśmy sale, ponad 80 różnych miejsc, łatwiej powiedzieć, gdzie nie graliśmy. Teraz mamy swoje miejsce więc gramy regularnie, kilka przedstawień w tygodniu. A poza tym ok.40-50 przedstawień poza siedzibą – w Polsce i za granicą.

Myśli pan o tym, że kiedyś trzeba będzie to zostawić?

Nie jesteśmy wieczni. Chciałbym, aby Teatr KTO, z bogatą historią i wspaniałym dorobkiem artystycznym przyciągnął szaleńców i pasjonatów teatru, zdolnych to tworzenia sceny teatralnej innej niż typowe teatry repertuarowe.

To na koniec proszę rozwikłać tajemniczą nazwę KTO, to nadal Krakowski Teatr Osobliwości?

Z tego co pamiętam, autorem nazwy jest Bronisław Maj. Pracowaliśmy w małym klubie w Nawojce na Miasteczku Studenckim, w strukturach ZSP. Przyszli działacze, którzy mówią, że muszą mieć statystyki, kto korzysta z sali i jak często. Jak się nazywacie? - pytają. Bronisław Maj wymyśla. Mówi: musi być K, bo Kraków, T, bo teatr i dajmy O, bo ładna samogłoska. Interpretacji było wiele: Otwarty, Osobliwości, a Małgorzata Szpakowska z „Dialogu” nazwała nas nawet Krakowskim Teatrem Obscenicznym, bo w latach 70. pokazywaliśmy scenę nagości w moim wykonaniu. Szpakowska napisała, że nie lubi jak jej się „genitaliami wymachuje nad oczami, kiedy siedzi w pierwszym rzędzie na widowni”. Nazwa „Krakowski Teatr Osobliwości” powstała w latach 90. i chyba się trochę zgadza z tym, co robimy, bo przecież jesteśmy trochę dziwni, inni i osobliwi.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska