Za kilka dni „Zamach na Narodowy Stary Teatr”, w którym będzie pan Konradem.
Poniekąd.
Spodziewałam się enigmatycznej odpowiedzi, ale nie aż tak...
Znaczy to tyle, że zamach na Narodowy Stary Teatr przerwie premierę „Wyzwolenia”, które reżyseruje Jakub Skrzywanek. W tym fragmencie „Wyzwolenia”, który zdążymy zagrać, rzeczywiście gram rolę Konrada.
Odwołujecie się do przedstawienia Konrada Swinarskiego?
Nie sposób wystawiać „Wyzwolenia” w Starym, by w jakiś sposób nie odwołać się do tamtej inscenizacji, która jest ikoniczna i chyba można powiedzieć, że przysłoniła wszystkie inne inscenizacje tego dramatu w Polsce. Większości teatromanów na hasło „Wyzwolenie” przywodzi na myśl od razu to przedstawienie, więc i my w jakiś sposób odwołujemy się do niego.
Skoro zamach, to zapewne nie będzie to składanie hołdu Swinarskiemu.
To będzie zaledwie fragment, więc trudno wskazać momenty, w których chcemy dyskutować ze Swinarskim, a gdzie nie. Wprawdzie szykujemy zaledwie urywek „Wyzwolenia”, ale musieliśmy próbować tak, jakbyśmy robili całość, mieć wymyśloną koncepcję, odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jest Konrad w 2025 roku i szkoda, że to tylko fragment. Natomiast myślę, że fajnie byłoby w Starym Teatrze wrócić do tego tytułu, zwłaszcza, że czasy chyba temu sprzyjają.
Na żywo nie miał pan okazji oglądać „Wyzwolenia” Swinarskiego, ale nagranie spektaklu jest dostępne.
Oglądałem zapis tego przedstawienia kilka lat temu przy okazji „Wyzwolenia” jakie robiliśmy w Teatrze STU i wówczas bardzo mocno zapadło mi w głowę. W ogóle sam dramat Wyspiańskiego mocno we mnie siedział po tej inscenizacji. Bardzo lubię ten tekst pomimo jego hermetyczności i momentów, nad którymi naprawdę trzeba przysiąść, żeby je zdeszyfrować i zaktualizować, ponieważ on mówi bardzo dużo o fenomenie polskości i to w sposób niezwykle oryginalny.
Mówi też o teatrze.
Tak, o polskości przeżywanej przez artyzm, o jakimś takim dziwnym, nierozerwalnym związku przeżywania polskości i artyzmu.
Kim zatem jest Konrad dziś?
Przede wszystkim człowiekiem, który musi sobie poradzić z tym romantycznym ogonem, który za sobą ciągnie, ale jednocześnie to obciążenie jakoś we współczesność inkorporować. Gdybym miał go opisać, powiedziałbym, że ten jego romantyzm od dawna nie był trenowany. Co dziś znaczą słowa Konrada, że przyszedł z dziwnej krainy, w której cały czas grzmią błyskawice, broczy się we krwi i jakieś głosy wyją: „zemsta”? Trzeba sobie jakoś z nimi poradzić, uporać się tak samo jak każdy, kto weźmie się za „Hamleta” musi się uporać z duchem ojca, wziąć to na bary. Konrad niewątpliwie przychodzi z krainy romantyzmu, od Mickiewicza.
Romantyzm wciąż chyba narzuca perspektywę w definiowaniu patriotyzmu, ale też myśleniu o sztuce i chyba wciąż trudno się od tego odbić.
Rzeczywiście, przeżywanie świata w duchu romantycznym w wielu z nas siedzi do dzisiaj, natomiast maniera opisu wydaje się być nieco archaiczna, podobnie jak rodzaj patosu, który transportuje te wysokie treści też jest już nieco passe. Jest jednak w tych słowach jakieś piękno, któremu ciężko się oprzeć. Sam wciąż szukam sposobu na to, żeby te słowa wypowiadać i żeby one brzmiały komunikatywnie, niosły ze sobą jakąś treść poza restaurowaniem pewnego imaginarium, które więcej mówiło naszym dziadkom czy pradziadkom niż nam. Szukam sposobu, by dotrzeć do tego, dlaczego ten tekst cały czas porusza, no bo porusza.
Konrad z „Wyzwolenia” Wyspiańskiego jest Konradem z „Dziadów” Mickiewicza. Tę drugą postać niedawno zagrała pana żona Dominika Bednarczyk w głośnym przedstawieniu Mai Kleczewskiej. Zatem dyskusje na temat tej postaci ma pan pewnie już przerobione.
Były dyskusje, kiedy Dominika grała Konrada. Teraz każde z nas było pochłonięte swoimi przedstawieniami, Dominika pracą przy „Ulisessie”, ja przy „Zamachu”, więc nawet nie mieliśmy jeszcze okazji sobie o tym porozmawiać. Będzie na to czas już po premierze, kiedy Dominika zobaczy ten spektakl. Ale to dosyć niezwykła koincydencja, że oboje w przeciągu kilku lat gramy rolę Konrada u różnych reżyserów, w różnych teatrach i spektaklach.
A tytułowy zamach? Kilka tygodni temu Jakub Skrzywanek mówił mi, że to będzie spektakl o marzeniach.
Będzie to jakiegoś rodzaju fantazja o przyszłości. I jest w tym spektaklu marzenie, choć na pewno nie jest ono wyraziste jak bijący w oczy neon, to raczej pewna sugestia, że może by w tę stronę pokierować tą naszą polskością. Raczej nazwałbym to fantazją o potencjałach, jakie niesie przyszłość, aniżeli marzeniem. Ale to moje odczucie.
To jest taki spektakl, na który jako zespół czekaliście?
Myślę, że wielu z nas znalazło w tym aktorskie wyzwanie i i aktorską frajdę, ale rozmawiamy na ponad tydzień przed premierą, wciąż jesteśmy w procesie jeśli chodzi o ten spektakl, nie wiemy do końca, jaki będzie miał ostateczny kształt. Przeczuwamy to i wiemy, co chcemy powiedzieć. Czymś, co mocno działa w tym spektaklu jest przemieszanie fikcji z rzeczywistością. Jak sobie myślę o tym, co spotkało świat przez ostatnie dwa tygodnie, co dzieje się w Polsce przez ostatnich kilka lat, to mam taki Konradowy odruch, że jednak to jest jakieś horrendalne teatrum, które prosi się, żeby je odbić, odwzorować i wykrzywić na scenie. W tym sensie to jest spektakl, który spełnia moje oczekiwania. Intryguje mnie. Kiedy zacząłem sobie łączyć kropki, co, jak i gdzie opowiadamy, to myślę, że jest to zręczne. Mam nadzieję, że publiczność tę zręczność dostrzeże i doceni.
