Ta poruszająca historia zaczęła się późną kwietniową nocą, kiedy żołnierze z warszawskiego Kontrwywiadu Wojskowego przejeżdżali przez obrzeża Krakowa. Wtedy pod ich koła wpadł średniej wielkości pies. Nie zdążyli wyhamować samochodu.
O godzinie 3. rano trzech roztrzęsionych wojskowych wbiegło do lecznicy LuxVet z pechowym czworonogiem na rękach. Opowiedzieli dyżurnemu lekarzowi, co się wydarzyło. Psiak był potrubowany, ale jego życiu nic nie zagrażało. Spędził u weterynarzy tydzień. Za kurację zapłacił generał Piotr Pytel, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Piesek trafił do krakowskiego schroniska. Tam wolontariusze nazwali go Iszi. Weterynarze z LuXVetu jednak przestrzegli, że pies ma usposobienie włóczęgi, więc może próbować uciec z azylu. Los czworonoga nie pozostał jednak obojętny żołnierzom. Po konsultacji z przełożonymi i samym generałem zapadła decyzja: wracamy po psa.
Jak postanowili, tak zrobili. Przedstawiciele kontrwywiadu przyjechali do schroniska i adoptowali czworonoga. Nadali mu imię Bolek oraz przyznali wojskowy stopień kaprala.
- To wyjątkowa historia. Nie spodziewaliśmy się takiego finału, bo przecież ci wojskowi są z Warszawy - opowiada Aleksandra Wołek z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Często dzwonili pytać, co słychać u psa. Myśl o nim spędzała sen z powiek kierowcy, który go potrącił. Cały czas mówili o nim generałowi. Ten kocha zwierzęta, więc stwierdził, że absolutnie trzeba po niego wrócić.
Gdy tylko kwarantanna Bolka dobiegała końca, żołnierze przyjechali po niego. Mieszka w pomieszczeniu u pana, który opiekuje się jednym z obiektów kontrywywiadu. Choć ma swój kojec, woli spać na kanapie czy fotelu. Kapral Bolek normalnie chodzi do pracy. Polega ona na stróżowaniu i towarzyszeniu wojskowym.