- Nasz wniosek o wyższą karę jest spowodowany lekturą uzasadnienia wyroku sądu I instancji - nie krył prok. Bartłomiej Legutko. Podkreślał, że oskarżony podpalił kościół, bo założył się z kolegą o skrzynkę piwa.
Mówił, że tamtym czasie Dominik M. był też zafascynowany osobą Varga Vikernesa, Norwega, muzyka, satanisty, który też podpalił kościoły w Skandynawii.
Mec. Wojciech Gryboś, który reprezentował pokrzywdzoną parafię pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Królowej Polski wnioskował o sprawiedliwy wyrok.
- Okoliczości wskazują, z dużym prawdopodobieństwem to Dominik M. dopuścił się tego przestępstwa- mówił.
Z kolei obrońca Dominika M. mec. Dawid Woźniak przekonywał, że jego 34-letni mężczyzna nie jest żadnym podpalaczem.
- Nieprawomocny wyrok zapadł po poszlakowym procesie. Są jednak możliwe inne wersje zdarzenia, których prokuratura nie wzięła pod uwagę. To skłania do tego, by uniewinnić mojego klienta - argumentował. Przypomniał, że przez 14 lat od pożaru
Dominik M. nie popełnił żadnego przestępstwa nie jest osobą karaną.
Dlatego, jego zdaniem, orzeczona kara bezwzględnego więzienia jest rażąco surowa.
Oprócz kary pozbawienia wolności Dominik M. ma do zapłaty 100 tys. zł jako częściowe naprawienie szkody. Z wyliczeń biegłych wynika, że straty spowodowane pożarem zamknęły się kwotą 2, 8 mln zł. Nie bez znaczenia jest, że kościółek był dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury.
Na sali rozpraw Dominik M., szczupły, wysoki brunet wnosił o uniewinnienie i przekonywał, że nie podpalił kościółka na Woli Justowskiej.
Zauważył, że śledztwo w sprawie nabrało tempa, gdy na policję trafił anonim, w którym wskazano go jako podpalacza. Wyraził przekonane, że za autorem obciążającego go anonimu może być aktualny partner jego byłej żony. Dodał, że z Anną M. są po rozwodzie, ale pozostawali w konflikcie w związku z opieką nad ich dzieckiem.
Dominik M. gdy doszło do podpalenia kościółka miał 19 lat i chodził do liceum w Nowej Hucie. Grał w młodzieżowym zespole muzycznym Cadavre, (z j. francuskiego to trup) i był zafascynowany satanizmem.
Kluczowymi dowodami w jego sprawie były zeznania świadków, którym przyznał się do spalenia świątyni i wygrania zakładu z kolegą. Nagrał też na kasecie video wiadomość z telewizji o pożarze i chwalił się, że to jego dzieło. Jedna z jego koleżanek zapisała w pamiętniku jego relację. Te zapiski po latach były ważnym dowodem.
Z uwagi na skomplikowany charkter sprawy sąd odroczył wydanie prawomocnego wyroku do 24 marca br.