29 kwietnia dorożkarz przyjechał na Rynek Główny, skąd obwoził dwójką koni z turystami. Tego dnia było bardzo upalnie - tuż po godz. 10 rano było ponad 28 stopni w cieniu, w słońcu - ponad 40, a ciepło odbite od asfaltu miało temp. 60 stopni.
Dorożkarz zdecydował, że powróci nimi dorożką do Dziekanowic. - Po drodze poganiał je i smagał batem tak, że przechodnie zadzwonili po policję - mówi rzecznik prokuratury Bogusława Marcinkowska.
Jego klacz dostała udaru cieplnego na ul. Powstańców. Udzielono jej pomocy, ale następnego dnia i tak zdechła.
Śledczy nie zarzucili mu jednak, że klacz zdechła, bo według biegłych, przyczyną jej śmierci było zatrzymanie krążenia spowodowane wadą serca.
Józef W. przyznał się do winy i poprosił o warunkowe umorzenie sprawy. Stwierdził, że nigdy nie chciał zrobić koniom krzywdy, a tego dnia faktycznie przesadził.
Przedwojenny Lasek Wolski [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!