Prokuratura uważa, że w sumie dziewięć razy przyjął łapówki w kwocie od 20 do 200 zł. Do przestępstw dochodziło między lutym, a październikiem 2007 r. Pieniądze miał brać od kierowców, którzy dopuszczali się wykroczeń w okolicy Dworca Głównego. Zatrzymanym sugerowano, że "sprawę da się inaczej załatwić". Płacili, bo nie chcieli przyjmować wysokich mandatów i dostawać punktów.
Sprawa wyszła na jaw dopiero w 2011 r., policjanci z komendy miejskiej w Krakowie zaczęli docierać do pokrzywdzonych, których kontrolował Tomasz W., w kilku przypadkach podejrzenia dało się potwierdzić zeznaniami świadków. Jednak ze względu na znaczny upływ czasu niezbyt dobrze pamiętali wszystkie okoliczności wręczania łapówek strażnikowi miejskiemu.
36-letnia Monika J. Na sali rozpraw opowiadała, że w 2007 r. odwoziła ojca na dworzec, bo miał jechać do Paryża. Byli mocno spóźnieni, więc zaparkowała na miejscu dla inwalidy na ul. Bosackiej. Wróciła, to na jej renault megane była już założona blokada.
Jeden ze strażników miejskich dał mi nadzieję, że jest możliwość uniknięcia kary. Tym bardziej, że chciał nałożyć mandat 500 - 600 zł i 8-10 punktów karnych. Dałam mu 200 zł, które włożyłam do dokumentów - nie kryła.Nie przypominała sobie jak wyglądał strażnik i i kiedy dokładanie doszło do wręczenia łapówki.
Podobnie opowiadał 50-letni Artur Z., nauczyciel. Źle zaparkował w okolicach hali targowej przy ul. Daszyńskiego. Przyjechał tam, bo dorabiał sobie handlując starociami. Zatrzymany przez strażników jednemu wręczył 50 zł. Włożył je do dokumentów. Tak samo postąpił 54-letni Andrzej W., ale pamiętał jedynie, ze do przekazania pieniędzy doszło w lecie na ul. Dworcowej.
- Sąd może mi powiedzieć w którym to było roku? - dopytywał się. Nie kojarzył z czyjej inicjatywy doszło do wręczenia łapówki. Podobnie nie była w stanie tego powiedzieć 61-letnia Urszula G., pracownik naukowy wyższej uczelni. Niepoprawnie zaparkowała na ul. Beliny Prażmowskiego. Za "załatwienie sprawy" dała 100 zł. - Nie protestował, gdy w dokumentach wręczyłam mu pieniądze - dodała pokrzywdzona.
Oskarżony Tomasz W. w krakowskiej straży miejskiej pracował od 2006 r., zajmował się m.in. sprawami dotyczącymi wykroczeń związanych z ekologią, czasem także wykroczeniami drogowymi, ale, jak mówił, to nie był jego konik. Przekonywał w śledztwie, że raczej stosował pouczenia, a nie mandaty. Przed krakowskim sądem odmówił składania wyjaśnień.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+