https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: lekarka pod sąd, bo odmówiła pomocy!

Artur Drożdżak
fot.archiwum rodzinne
- Straciłam zaufanie do lekarzy. Przestałam się leczyć, tylko czasem do psychologa chodzę - wyznaje "Krakowskiej" Maria K., wdowa po 59-letnim mieszkańcu Nowej Huty, który w dramatycznych okolicznościach zmarł we własnym domu.

Lekarka, która przyjechała karetką ze Szpitala im. Żeromskiego do chorego, który doznał zawału serca, nie podjęła akcji ratunkowej. Uznała, że mu nie pomoże, bo umiera na raka.

Krakowska prokuratura oskarżyła lekarkę o narażenie chorego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. - Jestem w sprawie oskarżycielem posiłkowym, ale nie z chęci zemsty, lecz surowego ukarania lekarki - mówi Maria K.

- Chcę zobaczyć, jak lekarka będzie zachowywała się na sali rozpraw, chcę jej spojrzeć w oczy i dowiedzieć się, czy uważa, że zrobiła wszystko, by pomóc w ratowaniu życia mojego męża. A raczej - czy zrobiła cokolwiek w tym kierunku - dodaje Maria K. Bardzo przeżywa nagłe pożegnanie z ukochanym mężem, z którym byli małżeństwem blisko 35 lat. - Umarł w domu, w otoczeniu najbliższych, nagle. Myślę teraz, że gdyby Pan Bóg chciał, by mój mąż pozostał przy życiu, to przysłałby innego lekarza. Widocznie miał inny plan - wzdycha kobieta.

Chociaż od tragicznych wydarzeń minęło półtora roku Maria K. nie kryje łez. Bardzo przeżywa każde wspomnienie dramatycznego momentu śmierci jej męża.

- Moje wspaniałe życie z Eugeniuszem skończyło się w jednej chwili 1 kwietnia 2008 r., nie mogę się z tym pogodzić - opowiada. Była tak bardzo związana z mężem, że jak mówi, teraz jej życie nie ma sensu.

- Razem żartowaliśmy, spędzaliśmy wspólnie wolny czas, budowaliśmy dom, cieszyły nas drobne rzeczy i sukcesy trójki naszych dzieci. Ja nie miałam znajomych, bo on był moim największym przyjacielem - wspomina.

Eugeniusz K. cieszył się rodziną i życiem, całe lata pracował jako maszynista w Zakładach Zieleniewskiego, potem w elektrociepłowni. Niespodziewanie, przed odejściem na emeryturę pod koniec 2007 r., dowiedział się, że wykryto u niego chłoniaka. - Nie przyjmował tego do wiadomości, nie było po nim widać, że ma raka, ale zgodził się na leczenie - opowiada jego córka Katarzyna.
59-latek podjął chemioterapię, czuł się dobrze, był po trzech seriach przyjmowania dawki leku, gdy wieczorem 1 kwietnia po raz pierwszy źle się poczuł. Poskarżył się na ból żył i niespodziewanie stracił przytomność.

- Syn razem z sąsiadem rzucili się na pomoc i podjęli akcję reanimacyjną. Doprowadzili do tego, że mąż odzyskał świadomość, zaczął oddychać. Karetka była szybko w naszym domu w Nowej Hucie - Maria K. mówi z trudem.
Na miejscu zjawiła się Magdalena K., lekarka, która pełniła dyżur na Oddziale Pomocy Doraźnej Szpitala Żeromskiego. Byli z nią kierowca i ratownik medyczny.
- Powiedziałam lekarce na co mąż się leczy, pokazałam dokumentację, że jest w trakcie chemioterapii - opowiada kobieta. Lekarka podłączyła urządzenie do mierzenia ciśnienia, ale odstąpiła od ratowania pacjenta.
- To agonia. Ja mam prawo, z którego korzystam, by nie udzielać pomocy. Proszę pozwolić mu spokojnie umrzeć - stwierdziła 33-letnia dr Magdalena K. Eugeniusz K. zmarł.

Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna jednak wcale nie umarł na chorobę nowotworową, ale na "ostrą niewydolność krążenia w przebiegu miażdżycy tętnic wieńcowych", czyli najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu był zawał serca. W sprawie wszczęto śledztwo. - Zasięgnęliśmy opinii biegłych lekarzy z Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi i m.in. na tej podstawie postawiliśmy Magdalenę K. w stan oskarżenia - potwierdza prokurator Lucyna Salawa z Prokuratury Rejonowej dla Krakowa Nowej Huty.

Z opinii biegłych wynika, że lekarka zachowała się prawidłowo w pierwszej fazie postępowania, czyli fachowo dokonała oceny podstawowych funkcji życiowych i świadomości pacjenta. Potem już było gorzej, bo odstąpiła od akcji reanimacyjnej Eugeniusza K. - Zaniechanie resuscytacji (czyli przywrócenia krążenia i oddychania) to błąd decyzyjny lekarza - napisali biegli z Łodzi. Podkreślili, że "decyzja o nieudzieleniu pomocy nie wynikała z błędnej diagnozy, bo stwierdzenie zatrzymania krążenia było oczywiste. Błąd polegał na założeniu bezcelowości resuscytacji z racji rozpoznania nowotworu złośliwego".
- Syn, który ratował męża, był w takim stanie, że niewiele brakowało, aby po prostu rozszarpał lekarkę. Nie mieściło mu się w głowie, nam wszystkim także, że można przyjechać do pacjenta i nie zrobić dosłownie nic - opowiada Maria K.

Biegli lekarze zaznaczyli, że nie można ustalić, czy podjęcie resuscytacji uratowałoby życie chorego, dlatego dr Magdalena K. odpowie przed sądem za bezczynność, za narażenie pacjenta na śmierć, a nie za jej nieumyślne spowodowanie.

- Uważam, że postępowałam prawidłowo, zgodnie z moją wiedzą i oceną sytuacji - tak tłumaczyła się lekarka w trakcie przesłuchania w prokuraturze. Do winy się nie przyznała. Obecnie pracuje w Szpitalu Rydygiera w Krakowie. Próbowaliśmy się skontaktować z lekarką, ale była nieobecna w domu i w pracy.
Maria K. ma nadzieję, że nigdy więcej nie będzie miała potrzeby korzystać z pomocy pani doktor. - Ale przecież może się zdarzyć, że ktoś z nas zachoruje, karetka stanie przed domem, wysiądzie z niej dr K. i wtedy... boję się myśleć, co wtedy będzie - nie kończy kobieta.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

K
Karol 13.
Moja ukochana Broncia poszła do nieba" jak lekarz CMUJ z endokrynologii, kazał odstawić lek na ćiśnienie mówiąc może nic sie nie stanie, bo jakieś badania tego wymagały,a do tego nie przyjęto ją w ustalonym terminie na oddział w klinice. TO SKANDAL WYSOKIEGO FORMATU. Wynocha z takim leczeniem z naszego kraju.
K
Karol 13.
Moja ukochana Broncia poszła do nieba" jak lekarz CMUJ z endokrynologii, kazał odstawić lek na ćiśnienie mówiąc może nic sie nie stanie, bo jakieś badania tego wymagały,a do tego nie przyjęto ją w ustalonym terminie na oddział w klinice. TO SKANDAL WYSOKIEGO FORMATU. Wynocha z takim leczeniem z naszego kraju.
C
CELSUS 178 r.n.e.
Moim zdaniem:Nagannym i kryminogenny jest fakt, że zbyt często lekarze mają się za pana boga! Dalej, brak profilaktyki specjalistycznych badań np. echo serca, koronarografia etc..
Tzw.biegli lekarze zawsze będą bronić lekarza, to taki ich niepisany kodeks,stwierdzili,że nie można ustalić czy ratownie życia pacjenta jest konieczne,co ich dyskwalifikuje jako lekarzy,którzy mają obligatoryjny obowiązek ratować życie, a nie dywagować, czy pacjenta ratować się opłaca czy ma umrzeć w spokoju! PS.Słyszę wielkie pieniacze wrzaski,o nie zabijanie zygoty [spermy], a uśmierca się człowieka dorosłego pozwalając mu umrzeć! Lekarz ma prawo ratować życie ludzkie pona wszelką wątpliwość!Od czasów Hipokratesa eutanazja jest w Polsce zakazana!!!Ave.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska