Do zabójstwa doszło 3 stycznia ubiegłego roku na krakowskim Kazimierzu. Chwilę przed zbrodnią Damian S. został poturbowany na ulicy przez kilku mężczyzn. Mężczyzna wrócił do lokalu, w którym pracował wziął nóż i wrócił na miejsce, w którym go pobito. W odwecie zadał cios w plecy, jak się okazało, przypadkowej ofierze. Na miejscu zginął 21-letni Mateusz Schmidt.
Sąd wyjaśnił, że nie dał wiary argumentom obrony, według której Damian S. nie chciał zabić. Zdaniem sądu zabójca chciał zabić i zrobił to z determinacją.
Podczas wcześniejszej rozprawy strona oskarżająca wygłosiła emocjonalne mowy końcowe.
- Tego wieczoru Damian S. musiał zabić. Gdyby w tym czasie na ul. Miodowej nie było Mateusza zginąłby ktoś inny. Los Mateusza mógł być losem każdego z nas - mówił, nie ukrywając emocji prokurator Tomasz Mazurek.
Morderstwo na ul. Miodowej. 21-letniemu Mateuszowi wbito nóż...
Oskarżyciel zapewniał, że przebieg tragedii wskazuje na to, iż nie było to zabójstwo przypadkowe.
- To Damian S. wszczął bójkę, chciał się zemścić, wybrał do tego największy nóż z kuchni i wybrał miejsce gdzie ma uderzyć ofiarę - mówił prok. Tomasz Mazurek.
Mowy końcowe wygłosili również rodzice nieżyjącego 21-latka.
Matka Mateusza ze łzami w oczach mówiła o piekle jakie jej rodzina przeżywa po śmierci najstarszego syna.
- Tyle marzeń przepadło, nic już nie cieszy jak dawniej. Tata Mateuszka codziennie na cmentarzu, a ja zawsze rzadziej bo za każdym razem przynosi mi to takie straszne brzemię cierpienia - mówiła Joanna Marczyńska-Schmidt.
Z kolei obrońca Damiana S. mec. Maciej Lis przekonywał, że jego klient nie miał zamiaru zabić 21-latka.
ZOBACZ KONIECZNIE: