- Życie sobie spartoliłem, ale teraz nic na to nie poradzę. Głupota, lekkomyślność i jeszcze wiele innych ciężkich słów ciśnie się na usta. Najbardziej boli człowieka to, że jedną złą decyzją, ułamkiem sekundy, złamie coś na zawsze. Nie tylko sobie, ale tym, którzy zginęli w wypadku - dodaje niewysoki, szczupły więzień Zakładu Karnego w krakowskiej Ruszczy. Jest spokojny, opanowany, mówi niewiele. W areszcie siedzi dopiero od trzech miesięcy.
Próbuje sobie dać radę z wyrzutami sumienia - na tyle, żeby nie zwariować. Najważniejsza była reakcja rodzin ofiar. Postanowił się z nimi spotkać. - Rozmowa była ciężka. Wiadomo, musiałem przeprosić, ale nic nie tłumaczyłem. Bo co tu tłumaczyć? - pyta Krzysztof. - I zaskoczę panią, ale wybaczyli mi. Bardzo ładnie się zachowali, choć to w zasadzie byli obcy ludzie - dodaje.
A wszystko przez ten jeden styczniowy wieczór. - Wracaliśmy po imprezie. Wypiłem teoretycznie niedużo - wspomina. Co to znaczy: niedużo? - Promil... Jakieś pięć - sześć piw. Kiedy siadał za kierownicą, czuł się w miarę pewnie. Przecież prowadził auto, odkąd miał 13 lat, po 18-tce zrobił prawo jazdy. Więc żadnych wątpliwości, wziął kółko do ręki. Miał do przejechania tylko 15 km - z klubu do domu. Droga była czysta - nie było śniegu, deszczu, chociaż to zima. Pamięta, że jechał prostą drogą, a na lekkim łuku wpadł w poślizg. Samochód się przewrócił, uderzył z impetem o ziemię. Z czwórki osób w aucie zginęły dwie, w sile wieku.
Krzysztof miał wtedy 22 lata. Ale twierdzi, że jego lekkomyślność nie była kwestią wieku. - Nawet gdybym był starszy, to pewnie bym pojechał po pijanemu, dopóki by mi się coś podobnego nie przytrafiło - mówi. - Teraz, gdy wiem, jakimi skutkami to grozi, nawet po szklance wina nie wsiądę. Myślę, że każdy w mojej sytuacji ma takie przemyślenia - dodaje. Za spowodowanie wypadku dostał siedem lat. Zabrali mu prawo jazdy na 10 lat.
Kiedyś lubił pracować. Teraz, choć w więzieniu pracę ma, czuje, że robi mało. - A tu najczęściej się leży. Nicnierobienie to męka - mówi Krzysztof. Jest w zakładzie półotwartym, więc codziennie o 7 rano idzie pracować do Domu Pomocy Społecznej. Wraca stamtąd o godz. 16. - Ale to nie jest taka normalna praca, jak na zewnątrz - podkreśla. Za lekka. Krzysztof opiekuje się niepełnosprawnymi. - Pieniędzy z tego nie ma. Ale w pewien sposób mi to daje satysfakcję, że umyję komuś zęby, ubiorę, przewinę, pójdę na spacer - przyznaje więzień.
Jego zdaniem, system reedukacji skazanych kierowców trzeba by zmienić. - Młody człowiek siedzi w zakładzie karnym i nic nie robi. Lepiej by było, żeby popracował np. w hospicjum lub w miejscu, gdzie trafiają osoby po wypadkach. I tam sobie uświadomi, co zrobił - tłumaczy Krzysztof. - Do wielu, szczególnie młodych, to by dotarło. Bo do starych raczej nie. Taki już ma zakodowane, pół życia jeździł traktorem po pijanemu i nawet jak odsiedzi pięć lat, nadal będzie jeździł - kwituje.
Do końca odsiadki Krzysztofowi zostało sześć lat i dziewięć miesięcy. Ale liczy, że wyjdzie za trzy lata. Może się starać wyjść z więzienia po odbyciu połowy kary. - 99 procent kierowców tak wychodzi. Oczywiście, trzeba się starać o jakąś pracę, coś robić, a nie siedzieć i za przeproszeniem dłubać w nosie. Gdy osadzony się dobrze zachowuje, a areszt wystąpi z wnioskiem o wcześniejsze zwolnienie, zazwyczaj więzień wychodzi - mówi Krzysztof.
Gdy znajdzie się znów na wolności, może wrócić do firmy, w której pracował. - Postaram się też o prawo jazdy - deklaruje. I liczy, że nie będzie musiał czekać zapisanych mu w wyroku 10 lat. Ale czy jest dobrym kierowcą? - Kiedyś może byłem. Ale nie może być dobrym kierowcą ten, który spowodował wypadek - sumuje.
60 tys. złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na www.szumowski.eu